Stafiejowie z Płużnicy.
Opracowanie Janusz Marcinkowski Płużnica 2013 r.
——————————————————————————
Opowieść niniejsza powstała z obopólnej chęci; pp. Stafiej i mojej utrwalenia tego co dawniej się wydarzyło. Katalizatorem pisanie tego był Ryszard Stafiej, który do tego zachęcał wspominając o dramatycznych przeżyciach swoich rodziców. Tadeusz Stafiej był bowiem świadkiem bardzo dramatycznych wydarzeń na kresach II Rzeczypospolitej. Sam także doświadczył okropnością jakie tam się działy w latach II wojny. Z kolei Irena Stafiej z domu Fiałkowska rodem z Działowa daje nam rzadką sposobność dowiedzenia się o tym co działo się tu na Pomorzu, na krótko przed wojną i w czasie jej trwania. Są w tym choćby szczegóły losu barona von Sternberga, któremu hitlerowcy ‘ofiarowali’ majątek Działowskich. Myślę, iż warto jest zajrzeć za kulisy tych spraw, bo jest to niekłamany kawałek historii naszego narodu i pięknego Kraju.
Jezioro Wieczno , widok od strony Płużnicy-zdjęcie z 2006 r. Cz. Rekowski]
Niżej gospodarstwo Pilków i Stafiejów.
Skąd ta rodzina?
Stafiejowie, Ci nasi płużniccy pochodzą z południowo wschodniej Polski, z dzisiejszej Rzeszowszczyzny. W latach 20 ubiegłego wieku wielu Polaków z tamtych stron przenosiło się na Pomorze w miejsce ustępujących Niemców. Opieram się o wspominki Tadeusza Stafieja, który po 1945 roku wraz z rodzicami osiadł w Płużnicy i mieszka tutaj z żoną Ireną z domu Fiałkowską do dzisiaj, patronując swojej wielce rozrośniętej rodzinie.
Tadeusz urodził się 17 kwietnia 1931 roku w rodzinie rolników Weroniki Chmury i Wincentego Stafieja, w Grodzisku Górnym w pow. łańcuckim, w ówczesnym województwie lwowskim. Wieś była niemała. W 1930 roku wieś liczyła 2273 mieszkańców. W tej wsi i najbliższej okolicy mieszkali ich krewni. Z nich wszystkich w swojej opowieści Tadeusz najczęściej wspomina swoją ciotkę, siostrę ojca Anielę Pilkową i jej męża Michała, z którymi los związał ich na dobre i na złe!
Wracając do Grodziska Górnego wspomnieć jeszcze trzeba, iż Pan Bóg tamtemu pokoleniu Stafiejów nie pobłogosławił. Tadeusz jest jedynakiem, a u Anieli i Michała Pilka dzieci w ogóle nie było. Zresztą akurat ten fakt zaważył, iż Stafiejowie wejdą w prawa i obowiązki jako spadkobiorcy Pilków, i będą się nimi opiekować, aż do ich ostatnich dni. Jakby w rewanżu „łaską niebios” w rodzinie Tadeusza i Ireny pojawiła się całkiem spora gromadka dzieci i wnuków również.
Ułańska służba.
Póki co, ojciec Tadeusza Wincenty rocznik 1906, jeszcze jako młody 20 letni chłopak musiał wojskowo odsłużyć ojczyźnie-jak kiedyś mawiano! Tak więc odbył swą służbę dla cudem odzyskanej Rzeczpospolitej gdzieś na przełomie lat 1926/1928 w Łańcucie w 10 psk. (Pułk Strzelców Konnych). W okresie służby wojskowej Wincentego dowódcą pułku był ppłk Mikołaj Minkusz. W 1939 roku pułk walczył w obronie Łańcuta i Lwowa. Po wrześniowej klęsce został odtworzony na terenie Francji i walczył w Polskich Siłach Zbrojnych na Zachodzie. Z opowiadania Tadeusza Stafieja wynika, iż żołnierze pułku po wejściu wojsk sowieckich na wschodnie kresy II Rzeczypospolitej rozpierzchli się wobec alternatywy dostania się do niewoli. Wincenty chcąc bezpieczniej, wobec wrogiego ukraińskiego żywiołu, wrócić do domu, gdzieś tam po drodze niedaleko jakiejś wioski rozsiodłał konia, przywiązał go do drzewa, podrzucił mu parę garści rosnącego nieopodal owsa i przebrany w cywilne łachy przemykając się bezdrożami wrócił do domu. Według rodzinnych przekazów miało to być w okolicach Włodzimierza.
Zdjęcie strzelca konnego Wincentego Stafieja z przełomu 1926/1928 r.
‘Ułani’ z 10 pułku strzelców konnych z Łańcuta z tamtych lat.
Ożenek Weroniki Chmury i Wincentego Stafieja.
Po odbyciu służby wojskowej trzeba było rozejrzeć się za dziewczyną i założyć rodzinę i zbudować dom. Wincenty ożenił się z Weroniką, tamtejszego-miejscowego chowu, gdzieś ok. 1930 roku. O samym ślubie nie wiemy nic. Trzeba by pogrzebać w tamtejszej parafii i warto to zrobić.
Poszukiwanie miejsca.
Młodzi zaczęli rozglądać się za swoim miejscu na tej ziemi. Prawdopodobnie pierwsza była myśl, aby kupić coś na miejscu w Grodzisku. Po pożyczkę udał się więc Wincenty na Pomorze do siostry ojca Anieli Pilkowej, która już w tym czasie gospodarowała z mężem Pilkiem na Pomorzu.
Pilkowie przeszli drogę do własnego gospodarstwa znaną wielu ludziom z przeludnionej i biedą pachnącej południowej Polski. Jedną z często wykorzystywanych możliwości był wyjazd do Ameryki w celu dorobienia się majątku. Część z Polaków zostawała tam na zawsze. Znamy również wielu, którzy dorobiwszy się ciężką, niemal niewolniczą pracą spieniężyli wszystko, wracali do Kraju i inwestowali w swoją przyszłość kupując kawał ziemi. W latach 20 tych wobec wyjazdu części Niemców z Pomorza do Vaterlandu, można było tutaj kupić porównywalnie większe niźli na południu, gospodarstwo rolne i na dodatek w „jednym kawale”, jak to podkreśla wielokrotnie Tadeusz Stafiej. Zrobili tak między innymi; Kucowie z Czapel, Dumowie z Bielaw, Dudziakowie z Ostrowa.
Michał Pilek, kowal od Przeworska, również wyjechał swojego czasu „za chlebem”, a wróciwszy z Ameryki kupił na Pomorzu w Jaworzu w pow. wąbrzeskim gospodarstwo rolne o powierzchni ok. 5ha. Musiał się tam dobrze zapisać, skoro wybrano go do powiatowego sejmiku samorządowego w Wąbrzeźnie. Tam też dowiedział się o przygotowywanej licytacji za zadłużenie większego niż jego własne w Jaworzu, 60 morgowego gospodarstwa rolnego w Płużnicy własność niejakiego Borucińskiego.(1 mórg ¼ hektara). Zajechał więc do Płużnicy, obejrzał sobie bardzo dobrze położone przy drodze z Wąbrzeźna i na wjeździe do wsi gospodarstwo. Dowiedział się o stanie zadłużenia i dogadał się z Borucińskim. Dokonali zamiany gospodarstw. Michał i Aniela Pilek przejęli gospodarstwo Borucińskiego łącznie z zadłużeniem, które zobowiązali się spłacić, a w zamian Boruciński objął mniejsze i bez zadłużenia gospodarstwo Pilków w Jaworzu.
W gospodarstwie tym stał dwupokojowy dom z częścią gospodarczą i oborą, której część jest jeszcze widoczna w rozbudowanych budynkach przez Tadeusza Stafieja. Domu Borucińskiego-Pilków dawno już nie ma. W jego miejscu stoi przestronny, dwupokoleniowy wiejski dom Stafiejów.
Do tegoż gospodarstwa w latach 30 tych zajechał Wincenty Stafiej po prośbie o pożyczkę na urządzenie swojego własnego życia i zakładanej rodziny. O warunkach spłaty tej pożyczki nie wiemy. Tadeusz mówi, iż jego ojciec przebywał jakiś czas w Płużnicy i odrabiał u Pilków ową pożyczkę. Przy okazji Wincenty porządnie obejrzał sobie pomorską wieś. Zobaczył duże, jak ówczesne czasy, dobrze zorganizowane gospodarstwa chłopskie będące w stanie zapewnić byt właścicielom i ich rodzinom. Przede wszystkim, jak już pisaliśmy-grunty tych gospodarstw były w jednym sporym kawale i w zasadzie leżały wokół zabudowań. Prawdopodobnie zmienił więc swój pogląd na kupno gospodarstwa w swoich rodzinnych stronach, gdzie gospodarstwa od pokoleń dzielone były na coraz mniejsze działki rozrzucone po całej wsi i nie dające możliwości zapobieżenia pogłębianiu się przysłowiowej „galicyjskiej biedzie”.
Życie w „Kolonii Strzeleckiej”.
Podobno, gdzieś w 1936 roku Wincenty Stafiej zakupił 9 hektarowe, gospodarstwo „za Bugiem” od kolonisty, Polaka ………. Do 9 hektarowego gospodarstwa należały 2 hektary łąk, położonych o 1,5 kilometra dalej. W gospodarstwie stał dom, którego zdjęcie szczęśliwie się zachowało i które zamieszczamy niżej. Była tam również obora i stodoła.
Miejscowość nazywała się „Kolonia Strzelecka”, a ich mieszkańców zwano nie bez przyczyny „kolonistami”. Dokładny adres brzmiał:„Kolonia Strzelecka” gromada Korytnica, pow. Włodzimierz, woj. wołyńskie, parafia Stęzarzyce.
Kolonia ta położona była obok starej ukraińskiej wsi Turówka. Z tej Turówki pochodzi rodzina Rosłanów, która po 1945 roku w Płużnicy również osiadła. Przysiółek lokowany był na nowinie leśnej, a więc po wycięciu lasu. Jak wspomina Tadeusz, kiedy ojciec rozpoczął gospodarowanie to w niektórych miejscach walały się jeszcze karcze wyrżniętego lasu, które wykorzystywano jako opał.
Pomysły tworzenia „kolonii” przedwojennej władzy zmierzały do polonizacji wschodnich kresów Rzeczpospolitej. Był to proces kontrowersyjny. Z jednej strony wynagradzano zasłużonych żołnierzy-weteranów, zmniejszano niewyobrażalne bezrobocie i biedę przedwojennej wsi, a z drugiej zamieszkująca kresy większość ukraińska traktowała kolonizację jako zagrożenie swego narodowego bytu. Kwestie te nabrały szczególnej ostrości w czasie II wojny, co zresztą skutecznie podgrzewali niemieccy okupanci dopuszczając celowo do znanej „wołyńskiej rzezi Polaków”.
Kolonię Strzelecką w większości zamieszkiwali Polacy. Tadeusz podał nazwiska Polaków. Prawie naprzeciwko Stafiejów mieszkał sołtys Ramowski. Zapamiętał także nazwiska; Duraka, Milcarza i Wiatraka. Na dodatek z internetu spisałem jeszcze nazwiska mieszkańców z tej niewielkiej miejscowości. Oto one; Gołębiowski, Pajcz, Pśnik, Nowaczyński, Klichotiuk, Gromek, Rykaczewski, Senko, Pałka, Sikora, Drążek, Barabasz, Koryciński, Mela, Marmurowski, Kozioł, Żuk, Peceniuk, Rzeźniczuk, Stangryciuk, Więcławski, Łucenia, Zdębski, Walocha, Brzeźnikiewicz, Burda, Kochan, Bomba, Serafin, Kuty, Lewkowicz, Grzelak, Makowiec, Rybak, Czarnecki, Augustynowicz, Gruszka, Lewicki, Procnal, Kania. Niektóre z nazwisk powtarzają się. Rodzin zapisanych na stronie jest 46. Pod numerem 47 należałoby wpisać rodzinę Stafiej na tą listę.
Dom Stafiejów w Kolonii Strzeleckiej.
W momencie zakupu stał pobudowany. Tadeusz spekuluje w rozmowie; być może zbudowano go dla tych, którzy wycinali las i przygotowywali parcele dla kolonistów. Ten ‘leśny dom’ był to parterowy, wiejski dom z pięknym, grubym słomianym dachem. Były w nim dwa pokoje, kuchnia i komora w której chowano żywność. Do niego to Stafiejowie wprowadzili się w następnym w 1937 r.
Weronika i Wincenty ze swym jedynym dzieckiem synem Tadeuszem na tle domu.
Na odwrocie zdjęcia z sympatycznym błędem, ktoś napisał zwykłą stalówka i atramentem; „Zdjęcie [zrobione] w dniu pracy przed naszym domem”.
Tadeusz Stafiej z mamą Weroniką w l. 1940 tych.
Uproszczony plan gospodarstwa w Kolonii Strzeleckiej.Przy domu, na jego szczytach i od strony drogi był ogród.
Ocalałe fotografie.
Z pożogi wojennej na całe szczęście ocalało choć tych parę fotografii. Które niezależnie od ich jakości postanowiliśmy ‘ocalić od zapomnienia’.
Konie Stafiejów jeszcze z czasów przedwojennych z Kolonii Strzeleckiej; wałach „gniady’ i klacz ‘kasztanka’.?
Jeszcze tylko na zdjęciach zachowały się cienie ludzi z tamtych przedwojennych czasów. Obok na zdjęciu wyżej; Wincenty Stafiej z Tadeuszem i sąsiadkami z Kolonii Strzeleckiej.
W środku stoją; Weronika i Wincenty Stafiejowie. Drugi od lewej męszczyzna, który wcześniej występuje na zdjęciu z końmi.
Okupacja; przymusowe roboty.
Gospodarowanie na swoim przyniosło Stafiejom poczucie stabilizacji i rysowało dobrze perspektywy na przyszłość. Obraz ten został zniweczony w 1939 roku. 17 września na tereny wschodnich kresów II Rzeczpospolitej: „kierując się dobrem mieszkańców zachodniej Białorusi i Ukrainy” wkroczyła Armia Czerwona. Na temat „sowieckich rządów” Tadeusz jako 8 letni chłopak niewiele zapamiętał. Na szczęście jego rodziny nie dotknęły represje „władzy ludu”. Natomiast trochę więcej zapamiętał czas od okupacji niemieckiej, jaka przyszła do Kolonii Strzeleckiej wraz z najazdem Wermachtu na Rosję Radziecką 22 czerwca 1941 roku. Rok ten nie był już tak spokojny i szczęśliwy. Niemieccy okupanci, jak wszędzie w podbitej przez siebie Europie przystąpili do zorganizowanego z „niemiecka precyzją” rabunku wszelkich dóbr. Tocząca się wojna na Wschodzie i konieczność utrzymania narodów w ryzach, spowodowały, iż poszukiwanym towarem przez niemieckich „Panów” była siła robocza. Rozpoczęło się więc polowanie na przymusowych robotników masowo wywożonych do Rzeszy, gdzie ich głównie zatrudniano w przemyśle i rolnictwie.
Było to również na rękę rozwijającemu się nacjonalizmowi ukraińskiemu, któremu było na rękę wywożenia jak największej liczby Polaków osłabiając polski żywioł na Wołyniu i Podolu. Trudno powiedzieć ile w sprawie zabrania na roboty do Niemiec Wincentego Stafieja było „elementu” ukraińskiego, ale w 1941 roku został, wraz z innymi wyekspediowany do Rzeszy na przymusowe roboty na niemieckim majątku. Wyjeżdżając tam zabrał z sobą wcześniej mu przesłany adres wcześniej wyrzuconych z gospodarstwa i wysłanych na roboty krewnych Anieli i Michała Pilków z Płużnicy. Jak się okazało na miejscu zsyłki byli oni niedaleko Wincentego, bo tylko 7 kilometrów dalej. Mogli się więc kontaktować wzajemnie i pocieszać w tej doli niemieckich niewolników.
Wincenty pracował na majątku ziemskim, ale był również sezonowo kierowany do pracy w cukrowni. W 1944 roku wskutek postępu frontu, po zakończeniu zimą kampanii cukrowniczej do tej wsi, gdzie w pobliżu byli Pilkowie już wrócić nie mógł ze względu na ewakuację wszystkich w głąb Rzeszy, tak więc nadciągający front rozdzielił go z rodziną.
W czasie tego przymusowego pobytu zdarzały się ludziom różne przypadki. Otóż nasz Wincenty poznał tam panią ‘x’ z Włodzimierza, która została rozdzielona z mężem i wywieziona na roboty do Reichu, a jej mąż wywieziony przez Niemców wylądował w Lubaniu na Śląsku. Pani ‘x’ i nasz Wincenty wspomagali się w tych ciężkich chwilach. Z opowieści wiemy tylko, iż Wincentemu sprzątała i gotowała, czy było tam jeszcze coś, tego nie wiadomo i dociekać nie będziemy! Faktem jest, iż po wyzwoleniu razem wrócili Płużnicy!
Wyrzuceni z własnego domu.
Po zabraniu Wincentego na przymusowe roboty do Rzeszy w gospodarstwie pozostała Weronika i jej zaledwie 10 letni syn Tadeusz. To na nich spadło prowadzenie gospodarstwa, z którego trzeba było oddać wojenny kontyngent dla „tysiącletniej Rzeszy” i na własne przeżycie.
Gdzieś tam stopniowo dojrzewały kwestie ukraińsko-polskie do coraz bardziej radykalnych działań. Wielorakie działania ukraińskich nacjonalistów, sprzyjający stosunek Niemców doprowadziły do krwawych wydarzeń w roku 1943. W literaturze z tamtego okresu jest wiele przykładów bestialstwa ze strony ukraińskich nacjonalistów, że można w każdej chwili się do tego odnieść i z tym zapoznać. Nie wiadomo, ilu mieszkańców Kolonii Strzeleckiej zostało wymordowanych. Na stronie internetowej spotkałem informację , iż np. w 1943 roku Ukraińcy wymordowali 7 osobową rodzinę Lewickich z Kolonii Strzeleckiej. Wielu informacji pewnie się nie dowiemy ponieważ ginęły całe rodziny, przysiółki i wsie i czasem nie ocalał żaden świadek mordu.
Polacy organizowali samoobronę, działały polskie oddziały partyzanckie o różnych odcieniach politycznych. Zarówno te z AK i o lewicowej proweniencji prowadziły akcje obronne i odwetowe, ale nie odwróciło to tragicznych zdarzeń.
Weronika Stafiej z synem Tadeuszem wraz ze wzrostem zagrożenia w 1943 roku przenieśli się do parafialnej wsi Stęzarzyce, gdzie przez kilkanaście tygodni żyli w „obozie obronnym” w którym schroniło się wiele polskich rodzin z najbliższej okolicy. Matki z małymi dziećmi miały schronienie na tutejszej parafialnej, katolickiej plebanii, reszta zatrzymała się gdzie się dało. Spano w pomieszczeniach gospodarczych, stodołach na własnych wozach, przy których gromadzono ocalały inwentarz. Jeszcze przez jakiś czas, zwłaszcza za dnia Stafiejowie dojeżdżali na własne gospodarstwo próbując wykonywać, raczej z przyzwyczajenia, niźli z przekonania, zwyczajne gospodarskie roboty. Takie wypady były niebezpieczne i w razie natknięcia się na bandyckie bojówki UPA (Ukraińska Powstańcza Armia), nie było szans na przeżycie.
Polacy zebrani w takich zbiorczych wsiach-obozach tworzyli straż wyposażoną z rzadka w broń palną. W razie potrzeby były po ręką narzędzia, a kosami na sztorc okutymi włącznie. Były też wypady na wsie Ukraińskie, ale jak mówiliśmy nie zdołały odwrócić biegu historii.
W miarę upływu czasu dom Stafiejów oddalał się od nich coraz bardziej. Wobec ciągle wzrastającego niebezpieczeństwa przeniesiono się do Bielin koło Włodzimierza, a potem jeszcze bliżej Uściługa, który przylega bezpośrednio do Bugu, który stanowił wówczas granice między okupowanymi terenami wschodnimi, a Generalną Gubernią utworzoną między innymi z Małopolski. Tuż za Bugiem znajdował się dla Polaków ratunek, tu była rodzinna wieś Grodzisko Górne do którego zdążali.
W tymże Uściługu znaleźli się jadąc własnym wozem konnym, z jedną krową i resztkami żywności na przełomie 1943/1944 roku. Przez most na Bugu przechodzili i przejeżdżały tłumy wozów, pieszych. Wszystko to odbywało się pod niezbyt ścisłą kontrolą niemieckich posterunków, które zresztą korzystały z każdej okazji, aby zarobić na przechodzących. Szczególne profity mostowi strażnicy mieli z tych bez wymaganych dokumentów, oficjalnych przepustek.
Za możliwość przejścia na drugą stronę zapłacili Stafiejowie krową ofiarowanej pewnej ‘volksdeutchce’, której niemiecki wspólnik przeprowadził przez nieszczęsny most wóz z dobytkiem, na dodatek zaprzężony w ich własnego konia. Pojedyńczym piechurom łatwiej było przejść się na drugą stronę, co też Weronika i Tadeusz uczyniwszy bezpiecznie dotarli do Strzyżowa. Przyjął ich tam jakiś chłop. Byli u niego ok. 1 miesiąca. Zbyt dobre im tam nie było. Chorująca żona gospodarza stale miała pretensje do uchodźców, a to o sieczkę, o wodę dla konia Stafiejów. Po jakimś czasie Weronika i Tadeusz z wynieśli się z tej miejscowości do Grodziska Górnego. Pobyt tam kojarzy się Tadeuszowi z tamtejszą cukrownią. Dzieciaki mogły tam wejść i pozbierać sobie trochę rozsypanego cukru, który wtedy był na wagę złota.
Grodzisko Górne.
W Grodzisku przyjęła ich rodzina matki, a konkretnie brat Weroniki Piotr Chmura. Trochę tam posiedzieli. Po miesiącu znaleźli się u siostry Weroniki.
Ruscy weszli na teren Małopolski mniej więcej w porę żniw 1944 r. i na szczęście odbyło się to bez walki i związanymi z tym zniszczeniami. Na terenie ‘sojuszniczej Polski’, tam na południu Rosjanie zachowywali się względnie dobrze. Nad porządkiem trzymała silną ręką NKWD. Dopiero jak weszli na Pomorze i do Rzeszy „bojcy” dostali wolną rękę do gwałtów, rozbojów, podpaleń.
Stafiejów tylko w jednym przypadku dotknęła ‘wojenna gospodarka’ wyzwolicieli. Otóż w tymże 1944 roku, już po wejściu Rosjan Piotr Chmura, brat matki pojechał w dwa konie; swoim i tym Stafiejów, jeszcze od Kolonii Strzeleckiej pochodzącym, w podróż. Gdzieś tam po drodze zatrzymali go czerwonoarmiści, no i dokonali wymiany koni. Wymienili swojego kulawego i wycieńczonego konia na lepszego Stafiejów. Z ruskimi żołnierzami dyskutować nie należało. Stary koń szybko padł, przydała się tylko jego skóra, która przydała się na cholewki i zelówki butów.
Powroty 1945 roku.
Aniela i Michał Pilek.
Wyrzuceni ze swego gospodarstwa z Płużnicy całą okupację pracowali na majątku ziemskim w Niemczech. Jak piszę wcześniej, niedaleko od nich zaledwie 7 km. na przymusowych robotach przebywał Wincenty Stafiej. Pilkowie wrócili zaraz po przejściu frontu.
Weronika i Tadeusz.
Na wschód nie było po co wracać. Po pierwsze była tam wielka rozdrapana i jątrząca rana, trupy sąsiadów, swąd spalonych domów, a na dodatek wszystkiego tam za Bugiem nie było już Polski. Lepsza perspektywa otwierała się na Pomorzu. Niemcy, którzy rozpętali tą nieszczęsną wojnę musieli zapłacić za to losem wygnańców. Musieli pozostawić swój dobytek, a nader wszystko domy, gospodarstwa, które czekały na nowych właścicieli. Tak więc zapadła decyzja, aby wyjechać na Pomorze. Podróż z paroma węzełkami odbyli pociągiem, który po wielu perypetiach i przestojach dowiózł ich do stacji PKP w Książkach. Drogę tą przebyli razem z kuzynem Makówką, który przed wojną pracował w Płużnicy u Pilków, a teraz był ich przewodnikiem. W Książkach przenocowali w okolicach dworca, a rano ruszyli pieszo poprzez Wąbrzeźno do Płużnicy do swoich krewniaków; Anieli i Michała Pilków. Trudna była to droga. Niedaleko od wsi Płużnica Tadeusz nawet zasłabł z wysiłku, a może przede wszystkim z głodu. Na szczęście na miejscu zastali już całych i w miarę zdrowych wujostwa Anielę i Michała.
Wincenty.
Jak już nam wiadomo od 1941 roku przebywał na przymusowych robotach w Niemczech. Zrządzeniem losu jego pobyt przeciągnął się aż do kapitulacji III Rzeszy, czyli do maja 1945 r. O powrocie Wincentego do domu opowiadał Tadeusz; „…razem z Matką napełnialiśmy słomę w sienniki w stodole Pilków. Nagle patrzą, a na podwórze wtacza się dziwny wózek, taki od wożenia ziemniaków do parowania w majątku, zaprzężony w jednego, niezbyt mocnego konia. Na wozie siedział niewidziany od trzech lat ojciec – Wincenty we własnej osobie”. Możemy tylko dodać, iż radość ze spotkania była wielka. Można było rozpocząć urządzanie się na nowym. Ten słabowity koń przydał się bardzo. Sprzęgany z koniem Dudzika obrabiał na początku przynajmniej dwie gospodarki.
Wincenty Stafiej w dwóch odsłonach Zdjęcie z powojennych lat.
Niżej; Władysław Król wychowanek Mendyków i Tadeusz Stafiej w powojennych latach.
Gospodarstwo Stafiejów w Płużnicy.
Zaraz po powrotach, a właściwie po przyjeździe do Płużnicy rozpoczęły się starania o pozyskanie gospodarstwa w zamian za tamte pozostawione na Wschodzie, na Wołyniu w Kolonii Strzeleckiej.
Przed wojną w Płużnicy 48 % mieszkańców było pochodzenia niemieckiego. W momencie kiedy przyjechali tu Stafiejowie, we wsi było już tylko kilka wolnych gospodarek „poniemieckich”. Między innymi na krzyżówkach, tam gdzie dzisiaj Chmielewski, dwa na kotnowskiej ulicy i koło dzisiejszego Chlewińskiego.(dzisiaj Szymański).. Na krzyżówkach nie chcieli brać, był tam zamieszkał dawny pracownik u Niemców Jan Rozlatowski. Trafiło więc na 9 hektarową gospodarkę przy drodze Płużnica-Józefkowo Dębie. Papier na gospodarstwo otrzymali Stafiejowie od Powiatowego Urzędu Ziemskiego w Wąbrzeźnie. Wymiana za ta pozostawioną na Wschodzie poszła ‘łeb w łeb’. Tam w Kolonii Strzeleckiej było9 ha, i tu w Płużnicy to samo. To znaczy tyle, aby to w dwa konie obrobić! Później doszły jeszcze 3 hektary z rozsprzedaży płużnickiej plebanki przejętej na podstawie ustawy o przejęciu „dóbr martwej ręki” z 1950 roku.
Pod koniec lat 50 tych, kiedy Tadeusz miał zgromadzone materiały budowlane na nową stodołę zaczął zastanawiać się, czy jest sens pakować 120 000 zł w nową stodołę i to w gospodarstwo poniemieckie. Długo bowiem pokutował jeszcze pogląd o tymczasowości praw własności poniemieckiej. Niektórzy dodawali; Co z tym będzie jak wrócą Niemcy! Kiedy tak się zastanawiał, myślał nawet nad kupnem innej „polskiej” gospodarki, a żona Irena mówiła mu; a rób co chcesz!-to wkroczyła w to ciotka Aniela Pilek i poprosiła ich o ważną rozmowę. Odbyli ją u Pilków. Mający na sobie już spory życiowy bagaż Pilkowie chcieli zakończyć swoje gospodarowanie w spokoju i przy zaspokojeniu podstawowych życiowych potrzeb. Przypomnieć należy młodszym czytelnikom, iż wówczas o ubezpieczeniu zdrowotnym i emerytalnym rolników nikt nie słyszał. Na to trzeba było poczekać ponad 20 lat, do rządów E. Gierka, który w tej sprawie dla rolników wiele zrobił!
W czasie tej rozmowy osiągnięto porozumienie; młodzi wówczas Stafiejowie przejmą gospodarstwo w zamian za zabezpieczenie emerytalne (tzw. deputat) dla Anieli i Michałowi Pilkom. W praktyce oznaczało to dach nad głową oraz „wikt i opierunek”. W tej sprawie prawne zasady umowy kupna ze zobowiązaniem dożywocia podpowiedziała sędzina wąbrzeska p. Żuralska i w ten sposób Irena i Tadeusz Stafiejowie stali się właścicielami 16 hektarowego gospodarstwa Pilków w Płużnicy, którym dzisiaj włada ich najmłodszy syn Ryszard.
Aniela i Michał Pilkowie odeszli z tego świata w drugie połowie lat 60 tych, najpierw zmarła główna dobrodziejka Stafiejów Aniela, w kilka lat później Michał.
Gospodarstwo otrzymane w ramach odszkodowania za te pozostawione na Wschodzie poszło w ręce Stanisława Baniaka. Wżenił się tam Szymański i siedzi w nim do dzisiaj. W gospodarstwie Szymańskich od tego niewiele się zmieniło, w każdym bądź razie dom stoi ten sam.
Na siedlisko gospodarstwa Anieli i Michała Pilków składał się dom stojący szczytem do szosy połączony z częścią inwentarską. Stała tam też obora, której resztki są ‘wmurowane’ w dzisiejszą chlewnię Stafiejów. Dom Pilków był skromny. Były tu co prawda cztery pokoje i kuchnia z komórką, ale wszystko małe i niewystarczające dla rozrastającej się rodziny.
Zaraz też zakrzątnięto się wokół budowy nowych zabudowań. Tak więc w 1964 roku stanął nowy, wygodny dom i obora.
Dom w Płużnicy zbudowany przez Irenę i Tadeusza.
Gospodarstwa Ireny i Tadeusza za ich „rządów” stanęło w rzędzie najlepszych w okolicy. Przez wiele lat znajdowało się tutaj gniazdo reprodukcyjne loszek hodowlanych. Hodowano dużo, jak na owe czasy bo trzymano od 10 do 15 loch, co dawało produkcję ponad 100 szt. świń rocznie. Hodowano także bydło mleczne i młodzież; opasy i jałowice ‘pod kontrolą’.
Z dobrych skutkiem uprawiano pola. Gospodarka ta, a zwłaszcza sprzedaż po wyższej cenie loszek i jałowic hodowlanych dawała większe niźli średnie rolnicze dochody i pozwoliła wyżywić rodzinę i dobrze wyposażyć dzieci Stafiejów, a rodzina była liczna.
Gospodarstwo Stafiejów; z lewej dom, stodoła i w jednym ciągu: magazyny-garaże, dawna stajnia i chlewnia.
Część tego budynku ‘zaznaczona’ białym kolorem to jedyna pozostałość po budynkach Pilków.
Niżej obora budowana razem z domem, w której zazwyczaj stało bydło; krowy, opasy, jałowice i cielęta.
Pani Irena wspomina tamten czas, nie dowierzając sobie, iż wszystkie prace domowe udało się jej wykonać, choć była to intensywna i wyczerpująca praca w „piątek, świątek – od rana do wieczora”! Wstawano rano skoro świt, przed godziną 6,oo. Trzeba było zająć się domem; przygotować i posłać dzieci do szkoły, robić jedzenie dla licznej rodziny i często dla wspomagających pracowników, fachowców wykonujących różne roboty w gospodarstwie. Z jedzeniem było tak; najpierw o godz. 7,oo było śniadanie, potem podobiadek, obiad, podwieczorek i kolacja! Ponadto w niektórych domach, kiedyś, przynajmniej dwa razy w tygodniu pieczono chleb, robiono własne, swojskie masło! Po podwórzu chodził drób i to wszelkiego rodzaju; od kur począwszy, a na indykach kończąc. Indyki były niesforne i od czasu do czasu wybierały się na wycieczką po wsi, Raz zajrzały nawet na posterunek MO i trzeba było je stamtąd odbierać-na szczęście bezkarnie! Ten drób, a szczególnie kury były ważnym składnikiem dochodów u Stafiejów. Jak wspomina Pani Irena jaja sprzedawało się do Gminnej Spółdzielni. Zajmowała się skupem między innymi sąsiadka Wolnikowska. Dochód ze sprzedaży jaj, a czasem i brojlerów-kurczaków zaspakajał ‘kuchenne’ potrzeby niemałej rodziny. Takie to były czasy! W gospodarstwie było kilka krów. Zwyczajowo na wsi udojem zajmowały się panie. Na odpoczynek czasu już nie starczyło. Za to teraz, kiedy jest więcej czasu na refleksję i rozmowę i jak mówimy o dzieciach i wnukach, to mimo kłopotów i trosk, twarz Pani Ireny promienieje!
Tadeusz Stafiej prowadził gospodarstwo, jak już pisałem wzorowo. Poza tym społecznie pracował w radach spółdzielczych w Gminnej Spółdzielni ‘SCh’ i Banku Spółdzielczym. Była też strażacka robota z prezesowaniem płużnickiej straży włącznie, o czym piszę odrębnie.
Stafiejowie w kronikach wsi i gminy.
Dobrzy rolnicy.
Z dniem 1 stycznia 1973 roku wieś Płużnica została stolicą tworzącej się gminy. Wieś otrzymała wielką szansę rozwoju. W skład nowej gminy wchodziło 20 wsi ze zlikwidowanych gromad; Błędowo, Nowa Wieś i Płużnica. We wsi było 128 gospodarstw gospodarujących na 768 hektarach. Średnia wielkość gospodarstwa wynosiła 6 hektarów. Hodowano 565 szt. bydła i 1089 szt. świń oraz 121 szt. owiec. Koni było coraz mniej, ale jeszcze odnotowano 108 szt.
Powszechnie chowano drób. Hodowlą parali się wszyscy, również urzędnicy i nauczyciele. Wśród rolników wyróżniano wtedy gospodarstwa specjalistyczne, ukierunkowane na konkretny kierunek produkcji. Gospodarstwa takie prowadzili miedzy innymi; Franciszek Drzyzga (13 ha) żywiec wieprzowy, Tadeusz Stafiej (16 ha) żywiec wieprzowy, Jan Wiśniewski (33 ha) hodowla bydła i trzody chlewnej…
W lokalnej prasie; w „Gazecie Pomorskiej” zamieszczono artykuł.
W 1977 roku w sołectwie Płużnica gospodarowało 93 rolników na 347 ha użytków rolnych. We wsi funkcjonowały gospodarstwa specjalizujące się w produkcji trzody chlewnej; Tadeusz Stafiej, Jan Wiśniewski, Franciszek Drzyzga oraz w produkcji zbożowej Tadeusz Chlewiński.
Praca społeczna; Tadeusz zasiadał w różnych gremiach spółdzielczych.
Posiedzenie Gminnych Spółdzielni ‘SCh’. Na zdjęciu, od lewej: Franciszek Jazownik, Tadeusz Stafiej i Wincenty Mendyk.[Fot. lata 60 te]
Niedzielny pożar.
Komunikat; 13 sierpnia 1985 roku o godz. 18,08 w niedzielę wskutek samozapłonu świeżo składowanego siana płonęła stodoła rolnika Tadeusz Stafieja w Płużnicy. Straż o godz. 18,28 powiadomił sam właściciel. W akcji trwającej od 18,29 do 22,30 brały udział 3 jednostki; OSP Płużnica GBA 2,5/16, G-CBA 6/32, zakładowa ERG Wąbrzeźno G-CBA 6/32 i OSP Ryńsk. Spłonęła stodoła z zapasem siana i słomy, oraz część budynku gospodarczego. Nie zdołano ocalić maszyn i narzędzi rolniczych. Dzięki interwencji strażaków, w tym odwadze zięcia Tadeusza Jerzego Frączka uratowano oborę ze 150 sztukami świń i dom mieszkalny. Wartość strat oceniono na 3 mln ówczesnych złotych. Akcją 10 sekcji strażackich dowodził kpt. Młodziankiewicz.
„Gazeta Pomorska” 16 sierpnia 1985 r.;
„Nowości” 27 sierpnia 1985 r.
Poza pracą w gospodarstwie Irena i Tadeusz brali udział w świętach, festynach, dożynkach, a także w wycieczkach organizowanych przez różne instytucje i organizacje. Poniżej zamieszczam zdjęcie jednej z wycieczek zorganizowanej przez Zarząd Gminnej Spółdzielni „SCh” w Płużnicy.
Kraków 1987 r. Od lewej stoją; Irena Orzechowska, Regina Kaźmierczak, Irena Stafiej, Stefan Duma,… Tadeusz Stafiej, Halina Balcerzak …
Praca w Radzie Sołeckiej wsi Płużnica.
Tych robót publicznych było sporo, trudno je wszystkie zapamiętać. Np. na listopadowym zebraniu wiejskim w 1988 roku wybrano rade sołecką w składzie; sołtys Jan Maćkiewicz, Stanisław Świerad, Dorota Kaźmierczak, Tadeusz Stafiej, Bronisław Drzyzga, Aleksandra Nowak, Tadeusz Wawszczyk, Agnieszka Marcinkowska. W komisji rewizyjnej znaleźli się; Lech Jazownik, Zbigniew Sitek, Czesław Dudzik. W zebraniu uczestniczyło 28 osób.
Kawałek Płużnicy w kierunku na Stafiejów…
Rodzina;
W rodzinie Ireny i Tadeusza w kolejności rodzili się;
Franciszek ‘1955’; mechanik, własna firma.
Krystyna ‘1956-1992’;urzędniczka,”odeszła zbyt wcześnie”.
Halina ‘1957’; lekarz medycyny ogólnej.
Roman ‘1959’; marynarz, „pływa po morzach i oceanach”.
Kazimierz ‘1961’; strażak- st.bryg. komendant PSP Toruń.
Anna ‘1966’; prowadzi „bar, restaurację’ w Gelsenkirchen.
Małgorzata ‘1968’; tkwi w handlu.
Paweł ‘1971’;emeryt strażak-kpt. zawodowy.
Ryszard ‘1973’;jest w Płużnicy w rodzinnym gospodarstwie.
Jubileusz 60 lecia małżeństwa Tadeusza i Ireny Stafiejów.
Dla pamięci; Irena i Tadeusz zapoznani w domu wujostwa Mendyków w Bielawach wzięli ślub 19 kwietnia 1952 roku w kościele parafialnym w Płużnicy.
Kościół parafialny pw. św. Małgorzaty w Płużnicy.
Mszę w intencji małżonków Ireny i Tadeusza Stafiejów odprawił proboszcz ks. Stefan Romanowski. Przed ołtarzem uklękli Jubilaci. W kościele zebrała się rodzina, przyjaciele, znajomi. Po mszy jej uczestnicy stanęli do wspólnego zdjęcia.
Od lewej stoją; Jan Wiśniewski, Piotr Fiałkowski, Alicja Góralczyk, Edwrad Góralczyk, Anna Kuchyt, Grażyna Chojnacka, Urszula Wiśniewska, Teresa Kruk, Dorota Stafiej, Maciej Pietkun, Stanisław Kruk, Jadwiga Rudolf, Marta…, Małgorzata Stafiej z córeczką, Irena i Tadeusz, między nimi córka Halina i Kuba Stafiej. Niżej; Małgorzata Bartoszewska, Kazimierz Stafiej i córka Gosia, leży Franciszek Stafiej.
Irena i Tadeusz, Jakub Stafiej, Tomasz Stafiej, …., Przemysław Frączek, Anna… z córeczkami Zuzią i Olą, Kamila Fraczek z córką Lenką, Jerzy i Grażyna Frączkowie, Justyna .., Krystyna Wasiłek, Henryka Kaźmierczak, Katarzyna Fiałkowska, Ryszard i Kacper Stafiejowie. W przysiadzie;
W uroczystości jubileuszu 21 kwietnia w 60 lecia ślubu naszego seniora strażaka OSP Płużnica Tadeusza i Ireny Stafiejów. Ochotniczą Straż Pożarną w Płużnicy na jubileuszowej mszy reprezentowali; Marek Liszaj, Wiesław Kwiatkowski i Janusz Marcinkowski.
Na zdjęciu; Dorota Stafiej, Halina Stafiej, Marek Liszaj i Wiesław Kwiatkowski.
Strażacka służba Tadeusza.
Straż Pożarna, ta ochotnicza i zawodowa w życiu rodziny Stafiejów odgrywa bardzo dużą rolę. W rodzinie pp. Stafiej wychowało się 3 strażaków zawodowych. Przynajmniej dziewięciu służy w mundurach ochotników.
Z kronik strażackich kilka przykładów przywołuję na kartach naszej opowieści;
W 1984 roku rozpoczęto budowę remizy strażackiej w Płużnicy. W tym społecznym dziele wspomagali budowę strażacy. Członkami Komitetu Budowy byli: Bronisław Drzyzga, Jan Wach, Lech Jazownik, Tadeusz Stafiej, Waldemar Liszaj.
W latach 1992-2000 r. prezesem OSP był Tadeusz Stafiej, naczelnikiem Paweł Makowski
Prezes OSP Tadeusz Stafiej
[Nie posiadam zdjęć; Jurka Frączka i jego syna Przemka, którzy należą do rodziny i co zaświadczam niniejszym; również są strażakami].