Józef Norkowski i jego sad w Czaplach.
Opracowanie; Lukasz Bulak i Janusz Marcinkowski. Pluznica 2015 r.
—————————————————–
Jest to opowieść o jedynym w gminie Płużnica jabłoniowym sadzie prowadzonym przez kilkadziesiąt lat przez Józefa i Lidię Norkowskich z Torunia. Wspomnienia snuje wnuk Łukasz Bulak. Za jego przyzwoleniem wplotłem jego opowieść w treść, wykorzystałem również przesłane mi jego zdjęcia.
————
‘Józef Norkowski zmarł w lutym 2013r., sad, jakby związany z życiem swego gospodarza powoli również umiera. Stoi zapomniany, nie otrzymując tego co mu przyrodzone, daje coraz więcej, coraz mniejszych owoców!’
———-
Na zdjęciu; wnuk Józefa Norkowskiego Łukasz Bulak z Torunia.
Pisze mi p. Łukasz; „… z czasem pojawił się sentyment i nostalgia do miejsc w których bywałem jako dziecko i później nastolatek, a jednym z takich miejsc jest właśnie sad Dziadka Józefa w Czaplach. Zainteresowała mnie też historia tej okolicy, oraz jej dawne widoki…”.
W tych wspominkach p. Łukasz jest trochę osamotniony, gdyż jego Dziadkowie nie mieli, jak większość ludzi wcześniej urodzonych w naszym pięknym kraju, ciągot do opowiadania wnukom „o tym jak było kiedyś”. Z tego też względu wiele spraw nie da się już odtworzyć.
Kopia z mapy pruskiej z 1913 r. i komentarz Łukasza;
Na wyżej przedstawionej kopii mapy, jej fragmencie zaznaczone są co ciekawsze obiekty:
– żółta strzałka to chyba dziś już wyschnięty staw u p. Magierów (widać jeszcze most i ciek wodny przechodzący na drugą stronę „ulicy”-czerwona strzałka)!
-niebieska strzałka wskazuje małe bagno; pamiętam, iż widać je było zza północno-zachodniego narożnika sadu, gdzie dziadek Józef palił ucięte gałęzie, konary,
-zielona strzałka, to jakaś dawna zabudowa (murowana stodoła?) w miejscu gdzie dziś jest „nowy” dom w sadzie. Wcześniej nie wiedziałem, że w 1913 r. już tam coś stało. Po drugiej stronie u p. Pieniążków też była jakaś zabudowa.
Wyżej widoczny majątek Cholewice. Nie wiedziałem, że szosa nie przecinała folwarku na pół, tak jak dziś, tylko dochodziła do p. Lisów, a dalej wyjazd z folwarku szedł tak jak idą brązowe strzałki i ciągnął się, aż do p. Nowotników. Pan Edmund opowiadał mi, iż kiedy orał ziemię na tyłach swoich budynków gospodarczych, to często wykopywał bruk. Była to to zapewne pozostałość tej drogi!
Rodzinny sad.
Początki sadu wiążą się z rokiem 1958 i pradziadkiem Łukasza B. z Edwardem Ciemińskim, który był znany jako: „ kupiec, dzierżawca sadów i alei owocowych”. On to wydzierżawił grunty, które potem stały się własnością rodziny. Pisze p. Łukasz, iż: „stały tam drzewa owocowe, stare jabłonie, grusze, dwa kasztanowce włoskie i kilka rzędów, w tym istniejący do dzisiaj, środkowy, najszerszy rząd sadu.
Pradziadek E. Ciemiński dzierżawił również aleję drogową drzew owocowych w Kotnowie, jakie w okresie przedwojennym były niemal normą na polskiej wsi, a które gminy wydzierżawiały sadownikom. Drzewami owocowe pamiętała droga z Płużnicy do Kotonowa, do tego roku. Wiosną zarządca drogi powiatowej wyciął ostatnie dwie jabłonie. I tak zniknął kolejny kawałek tamtych czasów.
Wspomniany Pradziadek zmarł nagle i to podczas wizyty w szkole na wywiadówce syna. Osierocił czworo dzieci. Trójka z nich zrzekła się praw do tego kawałka ziemi w Czaplach i sad przypadł jego córce Liliannie i zięciowi Józefowi Norkowskiemu, czyli dziadkowi naszego rozmówcy Łukasza Bulaka, który jak pisaliśmy odszedł w 2013 r.
Stawanie się sadu.
Na początku teren 3,5 hektarowego przyszłego sadu nie był ogrodzony. Wypasano tam krowy, zachodziły sarny, które powodowały dużo szkód ogryzając owocowe drzewa.
Wtedy nie istniała jeszcze żadna zabudowa, nawet ta widoczna na mapie z 1915 r. Do dzisiaj zachowała się jedynie stara zielonkawa żeliwna brama wjazdowa z posesji na główną drogę do Czapel, mniej więcej w połowie wysokości między gospodarstwem p. Pieniążków, a p. Lisami.
Póki co, Józef Norkowski dosadzał kolejne rzędy jabłoni, a ponieważ dzikie zwierzęta nadal niszczyły młode drzewka, to pobudowano ogrodzenie, jednym bokiem przylegającym do cholewickiego parku.
W sadzie najstarsze były rzędy środkowe i południowe. Oprócz jabłoni i grusz były też śliwy. Wzdłuż ogrodzenia zachodniego posadzono rząd orzechów laskowych. Na środku sadu rośnie największy, stary orzechowiec włoski, a obok niego następny, nieco dalej ku północy jeszcze dwa mniejsze. Opodal domu rosną wiśnie i duży świerk srebrzysty kłujący posadzony w 1975 roku z okazji narodzin córki Norkowskich Aleksandry; od 2007 roku (?)właścicielki sadu.
W rozrastającym się sadzie niezbędne były budynki gospodarcze i do sezonowego zamieszkania. Z końca lat 60 tych pochodzi drewniana szopa-altana mieszkalna stojąca na środku sadu przy głównym rzędzie drzew owocowych.
W 1975 roku powstał stojący do dzisiaj murowany, jednopiętrowy dom połączony z wysoką przechowalnią owoców i z odrębnym wjazdem od strony ogrodu. Obok stanęła szopa w której dziadek parkował pierwszy ‘ciągnik’ w sadzie marki „Dzik”.
We wspomnieniach Łukasza Bulaka zachowały się obrazy;
„Z tamtych lat, chociaż byłem mały, dużo pamiętam! Oczywiście najpiękniejszą porą był przełom kwietnia i maja, kiedy zakwitał dziadkowy sad. 3,5 hektara bielonych drzewek pełnych pachnących kwiatów, słońce, głośny szum pracujących pszczół, zapach świeżo koszonej zielonej trawy i te pierwsze na prawdę ciepłe dni. To jest na zawsze niezapomniany widok!
Opryski dziadek przeprowadzał przy użyciu rozpylacza prostej konstrukcji; była to przyczepa z dużym zbiornikiem, szeroki wiatrak rozpylający ciecz głośnym szumem tego urządzenia. Następnie przez 1-2 dni obowiązywał zakaz wstępu do sadu.
Na początku lat ’90 tych’ częste były wizyty uczniów szkół rolniczych i podstawowych prowadzących edukację „w terenie”.
Zbiory tradycyjnie zaczynały się od „papierówek”, które dojrzewały jako pierwsze. Potem, w okresie późnego lata, w czas zbiorów jabłek jeździliśmy do Czapli, przeważnie w weekendy. Mój dziadek do transportu jabłek miał najpierw Nysę, potem Żuka. Natomiast Babcia miała kolejno; ‘Skodę Oktawię’, ‘Fiata 125p’, białego ‘Wartburga 353’, nowszego ‘1.3’ i ‘Opla Astrę’.
Sad; widok dzisiejszy. Jest to przykry widok, dla tych którzy pamiętają jego ‘owocujący’ stan. Sad dawał ludziom owoce, przypominał, iż bez ciężkiej, skutecznej i mądrej pracy ludzkiej nic nie wydaje plonów.Jeszcze tylko bramy wiodące niegdyś do kwitnącego ogrodu świadcza o tamtej świetności.
Józef Norkowski kupił samochód produkcji NRD marki ‚Wartburg’ w tamtym czasie bardzo pożądany i lepszy od innych. Na zdjęciu z 1 marca 1993 roku brama główna wjazdu do sadu z nowym Wartburgiem.
Do robót w ogrodzie służył na początku stary ciągnik typu „Dzik”, potem kupiono nowy ciągnik Ursus.
Taki ciągnik typu „Dzik” miał Józef Norkowski w swoim sadzie.
Około roku 1994 zakupiono mały ciągnik „Ursus” C-330, a dostawczą niebieską „Nysę” zastąpił zielony „Żuk”.
O wsi Czaple, o jej mieszkańcach Łukasz Bulak pisał;
Pamiętam wizyty u Państwa Lisów. Chodziło się tam po mleko, a przy okazji zobaczyć krowy. U p. Krystyny i Edmunda Nowotników zaglądało się do świnek, których tam dużo hodowano. U sąsiadów Dziadka naprzeciwko, u p. Pieniążków widziało się stodoły pełne siana; graliśmy tam w siatkówkę z córkami: Moniką, Zosią i Andrzejkiem. Pamiętam też pp. Magierów- to było tam gdzie teraz jest wyschnięty staw. Był też sklep spożywczy Alojzego Koby. Chodziliśmy z Babcią do pani Heleny Koby (Dożyła prawie 105 lat!) i do Bąkowskich w dworze z parkiem.
Często chodziliśmy drogą na północ nad jezioro Wieldządz, na plażę od strony Nowej Wsi Królewskiej. Po drodze mijaliśmy pełen bzów stary ewangelicki cmentarz. Niedaleko stamtąd było do dyskoteki w Ring Weis w Wieldządzu. Na niedzielne msze jeździliśmy do kościoła w Płużnicy, odbywały się tam odpusty koło ‘bunkra’. Z tą okolicą związane są moje pierwsze przejażdżki samochodem ‘Wartburgiem 1.3’ do Wieldządza, Kotnowa, z powrotem przez Płużnicę itp.
Ze względu na te wspomnienia, sentyment do tamtych dni, okolica ta nie jest mi obojętna i często myślami do niej wracam – a przecież kiedyś wydawało mi się – ot zwykła wieś, taka bez historii! Jak się jednak potem przekonałem, czas folwarków, dworków, wiejskiego rytmu pracy na roli zgodnym z cyklem przyrodniczym, a w tym wszystkim odmiany często tragiczne losów mieszkańców wsi, a nawet całych społeczności skutkiem wojny. Wszystko to zaklęte w resztkach dawnej zabudowy – daje specyficzny, zaczarowany klimat tych stron!
Nasze wyjazdy do sadu zakończyły się zdaje się w 2008r., wielka to szkoda i żal!
‘Nowy dom’ w sadzie. Mieścił on pomieszczenia mieszkalne i przechowalnię owoców.
Praca w sadzie.
Zbiory odbywały się z pomocą zatrudnianych z okolicznych wsi pracowników, którzy przyjeżdżali na rowerach, autami. Z biegiem lat liczba pracujących tu osób była coraz mniejsza.
Pracownicy mieli kilka razy w ciągu dnia przerwy na posiłek. Wydawana im była na bieżąco woda mineralna „Ostromecko”, w małych szklanych butelkach. Praca odbywała się codziennie z wyjątkiem niedziel. Na wiosnę trwały prace pielęgnacyjne w sadzie; były to wczesnowiosenne przycinki, palenie gałęzi, konarów w wyznaczonym do tego celu miejscu (narożnik południowo-zachodni). Palenie odbywało się po uprzednim zawiadomieniu Straży Pożarnej. Stosowano również opryski środkami ochrony roślin i nawożenie mineralne. Trwa w sadzie była wykaszana w rzędach między drzewami z pomocą ciągnika „Ursus”.
Jabłka zrywano z drzew kolejno rzędami do metalowych wiader, z hakami do mocowania ich na drzewach i drewnianych drabinach. Owoce z wiader zsypywano do drewnianych prostokątnych skrzynek, te zaś układane stosami na przyczepce „Dzika”, potem podnośniku „Ursusa” i zwożono wieczorem do przechowalni przydomowej lub składowane na betonie przy bramie wjazdowej.
Samochód ‘Nysa’, później ‘Żuk’ służyły do odwozu jabłek do sklepów owocowo-warzywnych w Toruniu, do zakładów pracy, np. PGR-ów, gdzie rozprowadzono je wśród pracowników. Jabłka można było zakupić bezpośrednio w sadzie. Po 2005 roku po owoce przyjeżdżały TIR-y, gdyż jabłka były sprzedawane „na przemysł”, do przetwórstwa.
Ostatnie większe zbiory w sadzie mego Dziadka były bodaj w 2010 r.