„Wspomnienia okupacyjne” Wieś Płużnica w okresie międzywojennym była typową wsią z pogranicza polsko-niemieckiego. We wsi naszej mieszkało sporo Niemców.
Opracowałem w Płużnicy w 1984 r. Janusz Marcinkowski
Stefania Motas z córką … zdjęcie po 1945 roku, z albumu córki Stefani – Zofii Pabian z Płużnicy…
Wieś Płużnica w okresie międzywojennym była typową wsią z pogranicza polsko-niemieckiego. We wsi naszej mieszkało sporo Niemców. Większe i w dobrym stanie gospodarstwa rolne były przeważnie w rękach niemieckich. Z polskich gospodarstw pamiętam ; gospodarstwa Jana Frączka, Piotra Wypycha, Jana Drzyzgi, Wincentego Imiałka, Jana Pabiana, Jana Sosińskiego, Jana Chmielewskiego, Michała Pilka, Pawła Młynarczyka i nasze Stefani i Tomasza Motas.
Na Pomorze przybyłam w roku 1925, gdzie ojciec mój kupił, tutaj w Płużnicy gospodarstwo rolne od Polaka Zawadzkiego. W 1927 roku wyszłam za mąż, za Tomasza Motasa. W tym to roku założono prąd elektryczny we wsi. Dobrze to pamiętam, ponieważ na moje wesele zaświeciły się pierwsze żarówki. Założenie prądu było kosztowne, toteż byliśmy wszyscy bardzo zadłużeni.
Przed wojną w Płużnicy istniały następujące instytucje ; Zarząd Gminny – gmina Płużnica obejmowała mniej więcej o połowę mniej miejscowości niżli dzisiejsza gmina. Wieś miała kościół rzymsko – katolicki, karczmę Marii i Bronisława Dombrowskich, szkołę powszechną – czteroklasową, posterunek Policji Państwowej. Istniały też sklepiki i warsztaty rzemieślnicze.
Neogotycki dwór po majątkowy zwany „zamkiem” pełnił funkcję urzędu gminnego w l. 1935-1939 … [Fot. l 30te Płużnica, z albumu pp. Bagniewskich z Płużnicy]
Gospoda Marii i Bronisława Dąbrowskich od l 20 ubiegłego wieku… [Fot. pocz. XX wieku z albumu rodziny Schneider – niemieckich właścicieli sprzed 1920 r.]
Szkoła w Płużnicy sprzed spaleniem przez radzieckich „wyzwolicieli” w 1945 roku w akwareli Waldemara Okońskiego z 2000 roku.
We wsi odczuwalne były konflikty pomiędzy obywatelami narodowości polskiej i niemieckiej. Niemcy byli przekonani, wierzyli, że na te tereny wróci panowanie niemieckie. Ponadto trzeba powiedzieć, iż była niechęć rodowitych Pomorzaków do przybyszy z tzw. „kongresówki”. W ostatnim okresie Polski sanacyjnej konflikt między Niemcami a Polakami był coraz ostrzejszy. Przejawiło się to np. podczas zabaw wiejskich, spotkań itp. Niemcy coraz bardziej zamykali się we własnym gronie. Coraz jawniej przygotowywali się do walki z Polakami. Podczas swych spotkań przygotowywali się do przejęcia tych ziem. Nawiązywali kontakty z Rzeszą i pilnie wypełniali płynące stamtąd instrukcje. Szczególnie zawziętymi polakożercami byli Niemcy ; Wykau, Bratner, Kudel i inni…
Już po wybuchu wojny postawa niektórych Polaków okazała się zbawienna dla całej wsi. W pierwszych dniach września Wojsko Polskie przystąpiło do akcji oczyszczania zaplecza frontu. Chciano aresztować i ukarać obywateli polskich niemieckiego pochodzenia za zdradzieckie działania przeciwko interesom państwa polskiego. Mieszkańcy wsi, przeczuwając najgorsze, wstawili się do polskich władz wojskowych, aby tego nie czynić, bowiem w przypadku wejścia Niemców do Płużnicy, wezmą oni odwet na bezbronnej ludności polskiej. Ci rozsądni Polacy to ; Jan Drzyzga, Piotr Wypych, Józef Motas. Z tego między innymi właśnie powodu w innych wsiach, jak np. w Błędowie, Wiewiórkach doszło do masowych rozstrzeliwań przez paramilitarną organizację hitlerowską Selbschutz.
Po wkroczeniu Wermachtu do Płużnicy, rozpoczęli Niemcy swoje rządy. W pierwszej kolejności, jeszcze w 1939 roku wysiedlono z gospodarstwa mnie z dziećmi oraz Pawła Młynarczyka z rodziną. Mój mąż, jako uczestnik kampanii wrześniowej przebywał wtedy w niewoli, ja zostałam sama z dziećmi. W wielu gospodarstwach ustanowili Niemcy swoich zarządców (Treühender).W trakcie wywożenia Polaków i ich gospodarstw, byłam zatrudniona przy niewdzięcznej dla mnie pracy. Musiałam sprzątać i przygotowywać mieszkania dla ściąganych z Besarabii Niemców. Wywożeni Polacy mogli zabrać z sobą jedynie skromny dobytek. Więcej mogli zabrać jeśli wywożono ich na roboty do Niemiec, natomiast mniej jeśli wrzucano ich do Generalnej Guberni. W sumie jednak wywożono ich prawie tak jak stali, z węzełkami pod pachą. Pozostawić musieli w swych domach bieliznę, odzież, sprzęt domowy. Na przyjęcie nowych niemieckich panów przybieraliśmy wejścia domów choiną, a nad drzwiami, jak na ironię musieliśmy powiesić napis : „Serdecznie Witamy” ! Wyrzuceni Polacy po roku 1945 w większości wrócili do Płużnicy. Jednakże okres kilkuletniej pracy w nieludzkich warunkach i poniżeniu nie pozostawał bez uszczerbku na zdrowiu i stosunku do Niemców.
W początkach okupacji zaszło kilka wydarzeń, które utkwiły mi mocno w pamięci. Sąsiadami moimi byli pp, Klementyna i Julian Dzięgielwscy. Przybyli oni do Płużnicy w latach 1935 – 1936 ?, dokładnie nie pamiętam. Kupili gospodarstwo od Grabiasa. Oboje byli dentystami i prowadzili szeroką praktykę w swoim gabinecie. Było to główne źródło utrzymania, toteż gospodarstwo prowadzone przez pracownika nie było zbyt dobrze prowadzone. Zatrudniali w nim młodego Niemca Hansa Kepke z Kotnowa. Człowiek ten odegrał złowrogą rolę w ich życiu. Klementyna Dzięgielewska była energiczną, dużo młodszą do swego męża kobietą. Była drugą żoną Juliana Dziegielewskiego. Za życia pierwszej żony Dzięgielewskiego była jego asystentką. Jej brat Bernard Grądzki, dzisiaj 84 letni człowiek był po wojnie wójtem gminy Płużnica. W wrześniu jak i inni mieszkańcy Płużnicy uciekali przed działaniami wojennymi. Po powrocie w swym gospodarstwie zastali już niemieckiego zarządcę, mieszkańca Płużnicy Wykau.W tym czasie w Płużnicy stacjonowało już wojsko niemieckie, i to ono dokonało aresztowania małżeństwa Dzięgielewskich, a właściwie na początku, przez dwa tygodnie zatrzymano ich w areszcie domowym pod nadzorem żołnierzy. Następnie zostali zawiezieni do Wąbrzeźna i tam po krótkiej rozprawie przed specjalnym sądem polowym Wermachtu skazani na karę śmierci przez rozstrzelanie. Karę wykonano na dziedzińcu sądu wąbrzeskiego17 października 1939r. Świadkowie ich rozstrzelania- mieszkańcy sąsiednich domów obserwujący egzekucję mówili, iż Julian Dzięgielewski padł zaraz po strzale. Natomiast Klementyna, mając widocznie silny organizm, była dobijana przez hitlerowskich oprawców.Przyczyna rozstrzelania obu małżonków Dzięgielewskich, a raczej pretekstem do ich bezceremonialnego obrabowania była następująca. Dzięgielewscy posiadali broń – Browning i fuzję myśliwską. Zgodnie z zarządzeniem władz okupacyjnych należało ją natychmiast zdać po wkroczeniu Wermachtu. Dzięgielewscy zlekceważyli ten nakaz. Pani Klementyna dała więc broń pracownikowi Hansowi Kepce z poleceniem jej ukrycia. Kepka zgodnie z poleceniem broń zakopał, ale powiadomił o tym fakcie władze okupacyjne. Prawo wojenne było okrutne i niezastosowanie się do niego Dzięgielewskich było bez wątpienia na rękę miejscowych nazistom. Pani Stefania dodaje jeszcze, iż w okresie, kiedy jeszcze byli oni w areszcie domowym, dowiedziała się od Niemca – oficera stacjonującego we wsi oddziału Wermachtu dr weterynarii nazwiskiem Hoze, iż mają Dzięgielewskich rozstrzelać. Na spotkaniu wieczorem koło parku z Klementyną Dzięgielewską mówiła jej o grożącym niebezpieczeństwie, o tym iż Niemcy mają ich rozstrzelać. Nie chciała skorzystać z tej szansy, nie chciała zostawiać męża samego. Może miała nadzieję, że nie będzie tak źle ! Może nie chciała zostawiać swoich rzeczy na pastwę losu ? W każdym bądź razie wróciła do domu i to było ostatnie moje widzenie z nią. Podczas tego spotkania wręczyła mi kasetkę z biżuteria, aby, w razie czego oddała jej rodzinie. Schowałam ją z zamiarem spełnienia jej prośby. O tym, iż zostawiła biżuterię u mnie dowiedział się Kepka, który jeszcze był na miejscu, choć później po wykonaniu wyroku na Dzięgielewskich pracował w niemieckiej policji w Grudziądzu. Nachodził mnie wiele razy, przeglądał wszystkie kąty, groził, że jak nie oddam biżuterii, to będę miała kłopoty. W końcu przewidując, że nie dadzą mi spokoju, oddałam kasetkę na posterunku Policji w Płużnicy. Mieściła się ona w obecnym domu Leszczyńskiego. Przy oddawaniu tej kasetki na posterunku obecny był syn ostatniego komendanta Policji Państwowej (polskiej). Kiedy poprosiłam o pokwitowanie za oddaną biżuterię dostałam w twarz, tak mocno, iż znalazłam się na podłodze. To niemieckie pokwitowanie pamiętam do dzisiaj. Już po wyzwoleniu mówiłam o tej sprawie z bratem zamordowanej Klementyny Dzięgelewskiej, wspomnianym Bernardzie Grądzkim. Powiedział on : „Dobrze Pani zrobiła, życie jest ważniejsze niż złoto”. Wszystkie dobra po Dzięgelewskich zostały przez Niemców zrabowane. Książki, które zajmowały cały pokój, zostały spalone.
Z naszej wsi wiadomo mi jeszcze o sprawie Bronisława Dąbrowskiego (Dombrowski) – karczmarza. W jego przypadku, jak pretekstu użyto tego, iż podczas ucieczki przed nadchodzącym frontem we wrześniu 1939 roku pozostał na miejscu i spędzał (uznano to za kradzież !) wałęsające się po polach bezpańskie bydło. Między spędzonymi zwierzętami trafiły się również zwierzęta będące własnością niemieckich gospodarzy. [ Bronisław Drzyzga potwierdził, iż był to tylko pretekst, ponieważ Dąbrowski jeszcze przed wojną pozwalał sobie w swej gospodzie na publiczne żarty z malarza artysty Adolfa Hitlera]. Podobnie jak w przypadku Dzięgielewskich p. Stefania Motas miała wcześniejszą informację, iż zostanie on aresztowany i osądzony. Próba ostrzeżenia go nie dała rezultatów ponieważ Dąbrowski był przekonany, iż jemu jako ewangelikowi włos z głowy nie spadnie. Dodał jeszcze, iż Niemcy jeśli już, to zabiorą się najpierw za „kongresiaków”, Niestety rzeczywistość była inna, stało się tak, jak w zaufaniu powiedział mi Treühender Gutsch. Bronisława Dąbrowskiego rozstrzelano 26 października 1939 r na podwórcu sądowym w Wąbrzeźnie.
Aresztowany i uwieziony w obozie koncentracyjnym został ks. Franciszek Dekowski proboszcz płużnicki. Udało się jednak wydostać mu z obozu i wrócić do Płużnicy, gdzie zmarł w 1941 roku. Został pochowany na miejscowym cmentarzu.
Tragiczny los spotkał naszego sąsiada policjanta Leona Małolepszego. (Mieszkał gdzie dzisiejsze gospodarstwo Kobiałki ). Zmobilizowany w 1939 r, nie wrócił z wojny.
Była także postać niesympatyczna. Wybrany w 1935 roku wójtem gminy Płużnica Zygmunt Radkowski okazał się zdrajcą. Jeszcze przed wojną współpracował z Niemcami. Mówiono, że zasilił ich kasę ze społecznych środków ?. Dzierżawił przed wojną resztówkę od Wilamowskiego w Czaplach (dawny majątek Cholewice – obecnie własność Szablewskich – Strzyżewskich). W czasie okupacji służalczo wykonywał zarządzenia władz niemieckich. W 1945 roku uciekał z Niemcami. Prawdopodobnie, z tego co ja wiem powiesił się w więzieniu po 1945 r.
Wojna pomieszała losy ludzkie, bardzo różnie też się oni zachowywali w czasie wojny i okupacji. O skutkach wojny powinni pamiętać wszyscy, a zwłaszcza Ci, którzy mogą w jakikolwiek sposób wpłynąć na zachowanie pokoju. Wojna niesie śmierć i nędzę. Doświadczyli tego samego szczególnie Polacy z naszego terenu.
————————
Na powyższe opowiadanie namówiłem p. Stefanię Motas jesienią tegoż roku. W ciągu dwóch rozmów przelałem to wszystko na papier i dałem jej do przeczytania ostateczny kształt tego pisania.
Pani Stefania na uroczystej sesji Gminnej Rady Narodowej … [Fot. 1985 Błędowo…..]
Parę zdań o Stefani Motas. Stefania Motas córka Ignacego i Katarzyny Kultys urodziła się 29 kwietnia 1908 roku w Lipsku w woj. radomskim w rodzinie chłopskiej. Rodzinie powodziło się różnie. Ojciec próbował różnych przedsięwzięć w gospodarstwie, miedzy innymi uprawy chmielu. Po niepowodzeniach w gospodarowaniu w latach 20 tych przenieśli się na Pomorze kupując tu gospodarstwo. Na gospodarstwie tym gospodaruje do dzisiaj syn brata. W 1927 roku wychodzi za mąż za Tomasza Motasa z którym prowadzi gospodarstwo rolne w Płużnicy, będące do dzisiaj w rękach syna córki Adama Pabiana. Z wybuchem wojny zostaje sama. Mąż zmobilizowany, po kampanii wrześniowej dostał się do niemieckiej niewoli. Wysiedlona ze swego gospodarstwa, pracuje u miejscowych Niemców przez całą okupację. Mieszkała w wojnę w dzisiejszym domu Chmielowej. Po odzyskaniu wolności w 1945 r. wróciła na swoje gospodarstwo. Wraz z mężem biorą czynny udział w życiu społecznym wsi. Szczególnie aktywnie pracuje w Kołach Gospodyń Wiejskich. W latach 70 tych była przewodniczącą Gminnej Rady Kobiet. Począwszy od lat 60 tych, aż po 1973 była radną Powiatowej Rady Narodowej w Wąbrzeźnie. Była członkiem ZSL. W 1984 roku za swą działalność odznaczona została Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. Mimo swego wieku i drążącej ją choroby zachowuje zawsze humor i ufność w przyszłość.
Płużnica, grudzień 1984 r. Janusz Marcinkowski