Diariusze, Kroniki, Opowieści z terenu gminy

 

Stefania i Tomasz Motasowie

 Opracowanie Janusz Marcinkowski. Płużnica 1984 r.

Stefania Motas Fot. 1984 r.

 Parę zdań o Stefani Motas. [29.04.1908-25.10.1996]

Stefania Motas, córka Ignacego i Katarzyny Kultys urodziła się 29 kwietnia 1908 roku w Lipsku w woj. radomskim w rodzinie chłopskiej. Rodzinie powodziło się różnie. Ojciec próbował różnych przedsięwzięć w gospodarstwie, między innymi uprawy chmielu. Po niepowodzeniach w gospodarowaniu w latach 20 tych przenieśli się na Pomorze kupując tu w 1925 r. gospodarstwo rolne od Polaka Zawadzkiego. Na gospodarstwie tym gospodaruje do dzisiaj syn brata żony Roman Kultys.

 

 Stefania i Tomasz z córkami

W 1927 roku wyszła za mąż za Tomasza Motasa z którym prowadziła 12 hektarowe gospodarstwo rolne w Płużnicy, będące od 1978 r. w rękach syna córki Adama Pabiana. Z wybuchem wojny zostaje sama. Mąż zmobilizowany, po kampanii wrześniowej dostał się do niemieckiej niewoli. Wysiedlona ze swego gospodarstwa, pracuje u miejscowych Niemców przez całą okupację. Mieszkała w wojnę w dzisiejszym domu Chmielowej. Po odzyskaniu wolności w 1945 r. wróciła na swoje gospodarstwo. Wraz z mężem biorą czynny udział w życiu społecznym wsZdjęcie wykonane po 1945 roku, z albumu córki Stefani Zofii Pabian z Płużnicy.

Praca w samorządzie i organizacjach społecznych:

Stefania Motas była radną Powiatowej Rady Narodowej w Wąbrzeźnie przez 4 kadencje od 1965 do 1975 r. tj. do rozwiązania powiatu. Zajmowała się tam szczególnie sprawami kobiet i ulżeniu ich ciężkiej pracy. W latach tych przewodniczyła Powiatowej i Gminnej Radzie Kobiet. Rada ta pracowała z zarządami Kół Gospodyń Wiejskich z powiatu. Prowadziła też, wspólnie z Jadwigą Drzyzgą koło KGW w Płużnicy.

Byłą też radną Gminnej Rady Narodowej w Płużnicy w nowo utworzonej gminie Płużnica w jej pierwszej kadencji w l. 1974-1978.

Jakby nie dosyć było obowiązków w latach 70 tych, była również opiekunką społeczną wsi Płużnica zajmującym się pomocą dla osób samotnych, chorych.

W tamtym okresie między latami 1950-1990 w działalności społecznej Stefanii Motas w organach władz, zarządach organizacji społecznych, radach nadzorczych organizacji spółdzielczych; Banku Spółdzielczego, Gminnej Spółdzielni, Spółdzielni Kółek Rolniczych pracowali jej znajomi, przyjaciele, mieszkańcy wsi Płużnica: Tadeusz Klementowski (zawiadowca stacji), Tadeusz Stafiej (rolnik), Jadwiga Drzyzga (rolniczka), Bronisław Drzyzga (rolnik), mąż Tomasz Motas, Stanisław Daniszewski (nauczyciel), Janusz Marcinkowski (nauczyciel), Czesław Dudzik (rolnik), Władysław Wyrazik (rolnik), Stanisław Paczkowski (urzędnik gromadzki i gminny), Stefan Liszaj (naczelnik gminy).

 

  W imieniu kobiet powiatu: „Gazeta Pomorska z 6 marca 1967 r.

  1984 Błędowo. Sesja GRN podziękowanie za pracę społeczną składa Stefani Motas przewodnicząca Gminnej Rady Narodowej Zofia Krawczyk i naczelnik gminy Ryszard Wasiński.

 Odznaczenia Stefani Motas: Srebrny Krzyż Zasługi nadany w 1970 r. wręczenie odznaczeń dokonał przewodniczący Prezydium Powiatowej Rady Narodowej Zbigniew Bujakowski. Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski nadany w 1984 r.

Mimo swego wieku i choroby zachowywała zawsze humor i ufność w przyszłość. Zmarła w 25 października 1996 roku. Spoczywa obok swego męża na cmentarzu w Płużnicy.

 Tomasz Motas [20.07.1905 – 7.06.1979 ]

Myliłby się ten, kto by sądził, iż w cieniu swej aktywnej małżonki Stefanii. Tomasz Motas miał swoją życiową drogę publiczną,choćby jako pierwszy powojenny wójt gminy Płużnica.Pochodził z Płużnicy. Urodził się w rodzinie chłopskiej Wawrzyńca Motasa. Miał braci: Józefa ur. 1893, Jana, Ludwika i Władysława. Oprócz niego w Płużnicy gospodarował jeszcze jeden z jego braci Józef Motas, który w 1922 r. kupił gospodarstwo w Płużnicy od Wypycha.

 Nasz Tomasz wżenił się w gospodarstwo kupione przez ojca żony Stefani z domu Kultys w 1925 roku od Polaka Zawadzkiego. Ślub wzięli w 1927 roku. Wtedy to działał w Komitecie Elektryfikacyjnym wsi Płużnica. Na założenie prądu elektrycznego wzięto kredyty obciążające gospodarstwa rolne. W 1939 r. został zmobilizowany i odbył kampanię wrześniową. Niestety nie znamy jego losów wojennych, prócz tego, że dostał się do niemieckiej niewoli, co oznacza, że walczył w kampanii wrześniowej 1939 r.

Po wojnie Tomasz był znanym działaczem spółdzielczym; w Gminnej Spółdzielni ‘SCh’ pełnił funkcję członka Zarządu w l. 1958-1963. Natomiast w Banku Spółdzielczym był w latach 1969-1987 członkiem Zarządu.

Wcześniej, po powrocie z niewoli w 1945 roku został pierwszy prezesem OSP Płużnica. Pracował w samorządzie. W latach 1945-1950 wymieniany jest jako wójt gminy Płużnica. Natomiast po 1950 r. występuje w roli przewodniczącego Prezydium Gminnej Rady Narodowej w Płużnicy.

W funkcjonującej w latach 1955-1973 Gromadzkiej Radzie Narodowej był członkiem jego Prezydium, a w 1972 roku okresowo zastępował jego przewodniczącego.

 

Gospodarstwo Stefanii i Tomasza, stan z lat 70 tych, zdjęcie z 2006 r.

 „Recepta na młodość” [Artykuł z „Gazety Pomorskiej” z rok 1967?]

Stefania Motas-powiadają ludzie-od kiedy ją pamiętamy, zawsze patrzyła dalej, niźli koniec własnego podwórka. Pani Stefania uważa, że po prostu wdała się w swego ojca, chociaż mu na pewno nie dorównuje. Jej ojciec był znanym przed wojną na Kielecczyźnie działaczem ludowym. Wyrastała więc w atmosferze zażartych dyskusji politycznych, patriotyzmu, odwagi walki oprawa wsi. Kiedy miała 17 lat ojciec zaczął ją zabierać na chłopskie wiece i manifestacje, a także uczył stawiać pierwsze kroki w pracy dla innych. Ojcu też zawdzięcza swoje zainteresowania, zamiłowania, umiejętności, a przede wszystkim to, że poznała sens i znalazła cel życia.

Jeszcze na wiele lat przed wojną rodzice pani Stefanii przenieśli się z Kieleckiego na Pomorze.

Tu przeżyła młodość, wyszła za mąż, tu w Płużnicy w powiecie wąbrzeskim wychowała swoje dzieci, doczekała się sześciu wnuków, Jest wzorową matką, żoną i gospodynią, i jak powiadają sąsiedzi-zawsze umie znaleźć czas, aby być wszędzie tam, gdzie jej zapał i umiejętności, mogą się przydać i przynieść pożytek. Idąc w ślady ojca, jeszcze przed wojną działała w ruchu ludowym na terenie powiatu.

Nadeszła wojna, mąż pani Stefanii trafił do obozu jenieckiego, a ją samą z dwojgiem małych dzieci okupant wyrzucił z gospodarstwa. Zamieszkała w ruinach starego domu. Szczęśliwie udało się jej uniknąć wywózki do Rzeszy, ale została skierowana do przymusowych robót i ciężko pracowała w pobliskim gospodarstwie zajętym przez Niemców.

Po wyzwoleniu wiele było do zdziałania i na własnym gospodarstwie i w organizowaniu nowego życia na wsi. Witała powracających do wsi sąsiadów, pomogła im się zagospodarować. Nie tylko ona, lecz i jej mąż. Po małżeństwo Motasów łączy wspólna pasja pracy społecznej.

Mąż pani Stefanii był pierwszym powojennym wójtem gminy Płużnica, oba radną Gminnej Rady. Razem więc w tych trudnych latach, gdy brak było ziarna na siew, konie, sprzętu, robili wszystko, by pola nie leżały odłogiem.

Obecnie po raz drugi wybrana przez mieszkańców powiatu pani Stefania pełni funkcję radnej Powiatowej Rady Narodowej. Zasiada we władzach powiatowych Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego i Komitetu Frontu Jedności Narodu, prowadzi Koło Gospodyń Wiejskich i Ośrodek Nowoczesnej Gospodyni w swojej wsi, jest też zastępcą prezesa Kółka Rolniczego.

Jako radna pani Stefania wchodzi w skład Komisji Zdrowia i Opieki Społecznej. Nawiasem mówiąc, na sesjach Rady mówi nie tylko o sprawach zdrowia-a mówcą jest znakomitym-lecz i o innych bolączkach wsi wąbrzeskiej. Najbardziej by ja pociągała praca w Komisji Rolnictwa, uważa bowiem, że opieka lekarska na wsi, profilaktyka, higiena są przecież bardzo ważne i wiele jest tu do zdziałania. Walczy więc o mieszkania dla lekarzy, o stworzenie im jak najlepszych warunków, aby chcieli zamieszkać na wsi.

Kontakty z lekarzami wykorzystuje też pani Stefania dla zorganizowania w Płużnicy pogadanek, kursów o świadomym macierzyństwie, pielęgnacji niemowląt, higienie osobistej. Wszystkie członkinie KGW biorą w nich udział i stale domagają się dalszych prelekcji. Zresztą KGW i ośrodek Nowoczesnej Gospodyni prowadzi również wiele innych kursów. Cieszą się one powodzeniem. A najbardziej kurs gotowania i pieczenia, zakończony wielkim przyjęciem dla uczestniczek, ich mężów i znajomych.

Pani Stefania zachęca też kobiety do brania udziału w konkursach hodowlanych, czystości mleka i to z powodzeniem, bo Płużnicy przypadło już wiele nagród i wieś należy do przodujących w powiecie. A i sama przewodnicząca daje dobry przykład, prowadzi gospodarstwo stosując nowoczesne metody agrotechniczne. Dowodem jej osiągnięć jest plik dyplomów uznania za wybitne osiągnięcia w rozwoju produkcji roślinnej i hodowlanej.

Zwykło się uważać, że kobiety wiejskie szybko się starzeją. Pani Stefania jest zaprzeczeniem tej opinii. Należy bowiem do nowowczesnego pokolenie babć, które wyglądają na matki swoich wnuków, Czyżby znała jakąś cudowną receptę na młodość?

Pani Stefania mówi, że nie ma czasu się starzeć. A chyba wpływ ma i to, że jest zadowolona z życia, Doskonale się rozumieją z mężem, nie tracą więc zdrowia i nerwów na swary i nieporozumienia. Z córek może być dumna i nie musi się martwić. No i jest samodzielna, wraz z mężem uprawia część gospodarstwa, bo drugą część oddała młodym. W ten sposób nie powodów do kłótni, które tak łatwo wybuchają we wspólnym gospodarstwie rodziców i dzieci. Każdy może gospodarzyć po swojemu i nikt nie o to ma pretensji.

Jest też potrzebna innym, a to bardzo wiele znaczy. Zwłaszcza gdy się przywykło do tego od młodszych lat i nie potrafi żyć bez pracy społecznej. Żeby jednak móc działać, trzeba wiele wiedzieć: i o tym, co się dzieje tu na miejscu, a także w kraju i na całym świecie. Toteż pani Stefania-do czego też przywykła do lat-dużo czyta i to nie tylko prasę i literaturą fachowa, lecz również beletrystykę. Jest wszystkiego ciekawa, słucha radia, ogląda telewizję, stale się dokształca, i-jeśli zdarzy się po temu okazja-zwiedza kraj. Kocha wieś, ale lubi też wyrwać się do miasta, pójść do kawiarni, teatru, na wystawę.

Jeśli człowiek nie jest wiecznie wpatrzony w siebie-twierdzi pani Stefania-nie zasklepia się jak ślimak w skorupie, jeśli wszystko go interesuje, jeśli stale jest w ruchu, to to jest właśnie Życie”.

Od siebie dodam, iż charakteryzowała się dużym poczuciem humoru. Kiedy mówiłem jej, iż powinna ze względu na bezpieczeństwo i zdrowie zrezygnować z jazdy rowerem to opowiedziała mi prawdziwą ‘anegdotę’ z rowerową historią w tle. Otóż z latach 70 tych Milicja coraz częściej zaczęła egzekwować posiadanie uprawnień do kierowania ‘jednośladami’, czyli rowerem. Pani Stefania jeżdżąca po wsi tylko tym pojazdem, chcąc-nie chcąc musiała wziąć udział w prowadzonym przez milicjantów krótkim kursie, a potem zdać egzamin. Funkcjonariusz prowadzący rozmowę-egzamin miał ze Stefanią duży kłopot, bowiem wiele pytań ignorowała, albo odpowiadała niezbyt zgodnie z formalnymi regułkami. Wreszcie chcą jednak starszej pani dać to upragnioną kartę rowerową zadał jej, jak mu się wydawało łatwe pytanie. Pani Stefanio-jeździ Pani do GS w centrum wsi poprzez główne skrzyżowanie w Płużnicy- proszę mi powiedzieć jaki znak stoi przez tym skrzyżowaniem i co on oznacza? Pani Stefania sięgnęła w głąb swojej pamięci i wiedzy, a tam na temat tego znaku i jego znaczenia nie było nic!- odpowiedziała więc milicjantowi, prawie zgodnie z prawdą; Proszę Pana, Ja przed tym skrzyżowaniem staję, schodzę z roweru i dalej idę pieszo-tak więc na żaden znak nie muszę się oglądać! Na taką odpowiedź, cóż mógł poradzić egzaminator-dało pozytywna ocenę i dalej byłą ją widać kursującą po wsi w różnych sprawach-tych publicznych również!

 Wspomnienia Stefanii Motas.

Na wspominanie namówiłem p. Stefanię Motas jesienią 1985 roku. W ciągu dwóch rozmów przelałem to wszystko na papier i uzyskałem od niej zgodę na ostateczny kształt tego pisania. Spisałem więc z nią opowieść o okupacyjnych sprawach wsi Płużnica, między innymi o kulisach zamordowania małżeństwa Dzięgelewskich i Bronisława Dąbrowskiego.

Wieś Płużnica w okresie międzywojennym była typową wsią z pogranicza polsko-niemieckiego. We wsi naszej mieszkało sporo Niemców. Większe i w dobrym stanie gospodarstwa rolne były przeważnie w rękach niemieckich. Z polskich gospodarstw pamiętam: gospodarstwa Jana Frączka, Piotra Wypycha, Jana Drzyzgi, Wincentego Imiałka, Jana Pabiana, Jana Sosińskiego, Jana Chmielewskiego, Michała Pilka, Pawła Młynarczyka i nasze Stefani i Tomasza Motas.

W 1927 r. założono Spółka Elektryfikacyjna, złożona z mieszkańców wsi założyła we wsi prąd elektryczny. Dobrze to pamiętam, ponieważ na moje wesele zaświeciły się pierwsze żarówki. Założenie prądu było kosztowne, toteż byliśmy wszyscy bardzo zadłużeni.

Przed wojną w Płużnicy istniały następujące instytucje; Zarząd Gminny; gmina Płużnica obejmowała mniej więcej o połowę mniej miejscowości niżli dzisiejsza gmina. Wieś miała kościół rzymsko-katolicki, karczmę Marii i Bronisława Dombrowskich, szkołę powszechną czteroklasową, posterunek Policji Państwowej. Istniały też sklepiki i warsztaty rzemieślnicze.

 

 Neogotycki dwór po majątkowy zwany „zamkiem” pełnił funkcję urzędu gminnego w l. 1935-1939 [Fot. l 30te Płużnica, z albumu pp. Bagniewskich z Płużnicy]

 

 Gospoda Marii i Bronisława Dąbrowskich od l 20 ubiegłego wieku. [Fot. pocz. XX wieku z albumu rodziny Schneider – niemieckich właścicieli sprzed 1920 r.]

Szkoła w Płużnicy sprzed spaleniem przez radzieckich „wyzwolicieli” w 1945 roku w akwareli Waldemara Okońskiego z 2000 roku.

 We wsi odczuwalne były konflikty pomiędzy obywatelami narodowości polskiej i niemieckiej. Niemcy byli przekonani, wierzyli, że na te tereny wróci panowanie niemieckie. Ponadto trzeba powiedzieć, iż była niechęć rodowitych Pomorzaków do przybyszy z tzw. „kongresówki”. W ostatnim okresie Polski sanacyjnej konflikt między Niemcami a Polakami był coraz ostrzejszy. Przejawiło się to np. podczas zabaw wiejskich, spotkań itp. Niemcy coraz bardziej zamykali się we własnym gronie. Coraz jawniej przygotowywali się do walki z Polakami. Podczas swych spotkań przygotowywali się do przejęcia tych ziem. Nawiązywali kontakty z Rzeszą i pilnie wypełniali płynące stamtąd instrukcje. Szczególnie zawziętymi polakożercami byli Niemcy; Wykau, Bratner, Kudel i inni.

Już po wybuchu wojny postawa niektórych Polaków okazała się zbawienna dla całej wsi. W pierwszych dniach września Wojsko Polskie przystąpiło do akcji oczyszczania zaplecza frontu. Chciano aresztować i ukarać obywateli polskich niemieckiego pochodzenia za zdradzieckie działania przeciwko interesom państwa polskiego. Mieszkańcy wsi, przeczuwając najgorsze, wstawili się do polskich władz wojskowych, aby tego nie czynić, bowiem w przypadku wejścia Niemców do Płużnicy, wezmą oni odwet na bezbronnej ludności polskiej. Ci rozsądni Polacy to: Jan Drzyzga, Piotr Wypych, Józef Motas. Z tego między innymi właśnie powodu w innych wsiach, jak np. w Błędowie, Wiewiórkach doszło do masowych rozstrzeliwań przez paramilitarną organizację hitlerowską Selbschutz.

Po wkroczeniu Wermachtu do Płużnicy, rozpoczęli Niemcy swoje rządy. W pierwszej kolejności, jeszcze w 1939 roku wysiedlono z gospodarstwa mnie z dziećmi oraz Pawła Młynarczyka z rodziną. Mój mąż, jako uczestnik kampanii wrześniowej przebywał wtedy w niewoli, ja zostałam sama z dziećmi. W wielu gospodarstwach ustanowili Niemcy swoich zarządców (Treühender).

W czasie okupacji wysiedlona ze swego gospodarstwa, przebywała w Płużnicy. Mąż Tomasz jako żołnierz września przebywał w niemieckiej niewoli. Aby utrzymać się z dziećmi zmuszona była pracować u niemieckich gospodarzy.

Płużnica wywózka Polaków.

Z Płużnicy w dn. 22 04 1941 r. między innymi rodzina Józefa Motasa s. Zdzisław. z Płużnicy po pobycie w obozie w Toruniu-Szmalcówka.30 kwietnia1941 roku wywieziono ich do majątku rolnego w Windshausen (Chessen Nasau).

W trakcie wywożenia Polaków i ich gospodarstw, byłam zatrudniona przy niewdzięcznej dla mnie pracy. Musiałam sprzątać i przygotowywać mieszkania dla ściąganych z Besarabii Niemców. Wywożeni Polacy mogli zabrać z sobą jedynie skromny dobytek. Więcej mogli zabrać jeśli wywożono ich na roboty do Niemiec, natomiast mniej jeśli wrzucano ich do Generalnej Guberni. W sumie jednak wywożono ich prawie tak jak stali, z węzełkami pod pachą. Pozostawić musieli w swych domach bieliznę, odzież, sprzęt domowy. Na przyjęcie nowych niemieckich panów przybieraliśmy wejścia domów choiną, a nad drzwiami, jak na ironię musieliśmy powiesić napis: „Serdecznie Witamy” ! Wyrzuceni Polacy po roku 1945 w większości wrócili do Płużnicy. Jednakże okres kilkuletniej pracy w nieludzkich warunkach i poniżeniu nie pozostawał bez uszczerbku na zdrowiu i stosunku do Niemców.

W początkach okupacji zaszło kilka wydarzeń, które utkwiły mi mocno w pamięci. Sąsiadami moimi byli pp. Klementyna i Julian Dzięgielwscy. Przybyli oni do Płużnicy w latach 1935-1936?, dokładnie nie pamiętam. Kupili gospodarstwo od Grabiasa. Oboje byli dentystami i prowadzili szeroką praktykę w swoim gabinecie. Było to główne źródło utrzymania, toteż gospodarstwo prowadzone przez pracownika nie było zbyt dobrze prowadzone. Zatrudniali w nim młodego Niemca Hansa Kepke z Kotnowa. Człowiek ten odegrał złowrogą rolę w ich życiu.

 Hitlerowcy spalili bibliotekę Dzięgielewskich. Książka z ich biblioteki, z ich pieczęciami przetrwałaocalona przez Stefanię Motas, która wypożyczyła ją do przeczytania.

 Klementyna Dzięgielewska była energiczną, dużo młodszą do swego męża kobietą. Była drugą żoną Juliana Dziegielewskiego. Za życia pierwszej żony Dzięgielewskiego była jego asystentką. Jej brat Bernard Grądzki, dzisiaj 84 letni człowiek był po wojnie wójtem gminy Płużnica. W wrześniu jak i inni mieszkańcy Płużnicy uciekali przed działaniami wojennymi. Po powrocie w swym gospodarstwie zastali już niemieckiego zarządcę, mieszkańca Płużnicy Wykau.

W tym czasie w Płużnicy stacjonowało już wojsko niemieckie, i to ono dokonało aresztowania małżeństwa Dzięgielewskich, a właściwie na początku, przez dwa tygodnie zatrzymano ich w areszcie domowym pod nadzorem żołnierzy. Następnie zostali zawiezieni do Wąbrzeźna i tam po krótkiej rozprawie przed specjalnym sądem polowym Wermachtu skazani na karę śmierci przez rozstrzelanie. Karę wykonano na dziedzińcu sądu wąbrzeskiego17 października 1939r. Świadkowie ich rozstrzelania- mieszkańcy sąsiednich domów obserwujący egzekucję mówili, iż Julian Dzięgielewski padł zaraz po strzale. Natomiast Klementyna, mając widocznie silny organizm, była dobijana przez hitlerowskich oprawców.

Przyczyna rozstrzelania obu małżonków Dzięgielewskich, a raczej pretekstem do ich bezceremonialnego obrabowania była następująca. Dzięgielewscy posiadali broń; browning i fuzję myśliwską. Zgodnie z zarządzeniem władz okupacyjnych należało ją natychmiast zdać po wkroczeniu Wermachtu. Dzięgielewscy zlekceważyli ten nakaz. Pani Klementyna dała więc broń pracownikowi Hansowi Kepce z poleceniem jej ukrycia. Kepka zgodnie z poleceniem broń zakopał, ale powiadomił o tym fakcie władze okupacyjne. Prawo wojenne było okrutne i niezastosowanie się do niego Dzięgielewskich było bez wątpienia na rękę miejscowych nazistom. Pani Stefania dodaje jeszcze, iż w okresie, kiedy jeszcze byli oni w areszcie domowym, dowiedziała się od Niemca-oficera stacjonującego we wsi oddziału Wermachtu dr weterynarii nazwiskiem Hoze, iż mają Dzięgielewskich rozstrzelać. Na spotkaniu wieczorem koło parku z Klementyną Dzięgielewską mówiła jej o grożącym niebezpieczeństwie, o tym iż Niemcy mają ich rozstrzelać. Nie chciała skorzystać z tej szansy, nie chciała zostawiać męża samego. Może miała nadzieję, że nie będzie tak źle ! Może nie chciała zostawiać swoich rzeczy na pastwę losu? W każdym bądź razie wróciła do domu i to było ostatnie moje widzenie z nią. Podczas tego spotkania wręczyła mi kasetkę z biżuteria, aby, w razie czego oddała jej rodzinie. Schowałam ją z zamiarem spełnienia jej prośby. O tym, iż zostawiła biżuterię u mnie dowiedział się Kepka, który jeszcze był na miejscu, choć później po wykonaniu wyroku na Dzięgielewskich pracował w niemieckiej policji w Grudziądzu. Nachodził mnie wiele razy, przeglądał wszystkie kąty, groził, że jak nie oddam biżuterii, to będę miała kłopoty. W końcu przewidując, że nie dadzą mi spokoju, oddałam kasetkę na posterunku Policji w Płużnicy. Mieściła się ona w obecnym domu Leszczyńskiego. Przy oddawaniu tej kasetki na posterunku obecny był syn ostatniego komendanta Policji Państwowej (polskiej). Kiedy poprosiłam o pokwitowanie za oddaną biżuterię dostałam w twarz, tak mocno, iż znalazłam się na podłodze. To niemieckie pokwitowanie pamiętam do dzisiaj. Już po wyzwoleniu mówiłam o tej sprawie z bratem zamordowanej Klementyny Dzięgelewskiej, wspomnianym Bernardzie Grądzkim. Powiedział on: „Dobrze Pani zrobiła, życie jest ważniejsze niż złoto”.Wszystkie dobra po Dzięgelewskich zostały przez Niemców zrabowane. Książki, które zajmowały cały pokój, zostały spalone.

Z naszej wsi wiadomo mi jeszcze o sprawie Bronisława Dąbrowskiego (Dombrowski)-karczmarza. W jego przypadku, jak pretekstu użyto tego, iż podczas ucieczki przed nadchodzącym frontem we wrześniu 1939 roku pozostał na miejscu i spędzał (kradł?) wałęsające się po polach bezpańskie bydło. Między spędzonymi zwierzętami trafiły się również zwierzęta będące własnością niemieckich gospodarzy. [Bronisław Drzyzga potwierdził, iż był to tylko pretekst, ponieważ Dąbrowski jeszcze przed wojną pozwalał sobie w swej gospodzie na publiczne żarty z malarza artysty Adolfa Hitlera]. Podobnie jak w przypadku Dzięgielewskich p. Stefania Motas miała wcześniejszą informację, iż zostanie on aresztowany i osądzony. Próba ostrzeżenia go nie dała rezultatów ponieważ Dąbrowski był przekonany, iż jemu jako ewangelikowi włos z głowy nie spadnie. Dodał jeszcze, iż Niemcy jeśli już, to zabiorą się najpierw za „kongresiaków”, Niestety rzeczywistość była inna, stało się tak, jak w zaufaniu powiedział mi Treühender Gutsch. Bronisława Dąbrowskiego rozstrzelano 26 października 1939 r na podwórcu sądowym w Wąbrzeźnie.

Aresztowany i uwieziony w obozie koncentracyjnym został ks. Franciszek Dekowski proboszcz płużnicki. Udało się jednak wydostać mu z obozu i wrócić do Płużnicy, gdzie zmarł w 1941 roku. Został pochowany na miejscowym cmentarzu.

Tragiczny los spotkał naszego sąsiada policjanta Leona Małolepszego. (Mieszkał gdzie dzisiejsze gospodarstwo Kobiałki ). Ewakuowany w 1939 r, nie wrócił z wojny. Jak się później okazało został zamordowany przez NKWD na Wschodzie.

Była także postać niesympatyczna. Wybrany w 1935 roku wójtem gminy Płużnica Zygmunt Radkowski okazał się …… . Już przed wojną współpracował z Niemcami. Mówiono, że zasilił ich kasę ze społecznych pieniędzy? Dzierżawił przed wojną resztówkę od Wilamowskiego w Czaplach (dawny majątek Cholewice-obecnie własność Szablewskich-Strzyżewskich). W czasie okupacji służalczo wykonywał zarządzenia władz niemieckich. W 1945 roku uciekał z Niemcami. Mówiono, że powiesił się w więzieniu po 1945 r.

Wojna pomieszała losy ludzkie, bardzo różnie też się oni zachowywali w czasie wojny i okupacji. O skutkach wojny powinni pamiętać wszyscy, a zwłaszcza Ci, którzy mogą w jakikolwiek sposób wpłynąć na zachowanie pokoju. Wojna niesie śmierć i nędzę. Doświadczyli tego samego szczególnie Polacy z naszego pokolenia!

Janusz Marcinkowski.