Diariusze, Kroniki, Opowieści z terenu gminy

Haliny Kulig z Kotnowa wspominanie.

 Opracowanie Janusz Marcinkowski. Kotnowo 2015 r.

————————————————————————-

 

Halina Boniecka-Kulig w latach 90 tych.

Rozmowę z Panią Kulig dwojga imion; Haliną-Heleną  o dawnych sprawach toczyliśmy w jej domu, który zbudowali z mężem Józefem w Kotnowie, w tej części wsi, która do 1955 r. należała do wsi Dąbrówka w gminie Błędowo. Dzisiaj jest wieś Kotnowo w gminie Płużnica. Gospodarstwo Kuligów, to ojcowizna p. Haliny, kupiona przez jej ojca Władysław Bonieckiego w 1921 r. Jest to miejsce w którym przyszła na świat i dzisiaj wiedzie spokojne życie mając dookoła siebie syna Władysława, synową Romanę, wnuka Wojtka, jego żonę Anię i dwie prawnuczki Martyna i Aleksandra.

Poniżej; dzisiejsze gospodarstwo Kuligów, efekt pracy trzech pokoleń.

 

 

 Gospodarstwo Kuligów, jak z obrazka!

Rodzina Władysława Bonieckiego z Dąbrówki.

 

Od lewej dziewczęta: Regina, Halina i Henryka, ojciec Władysław, syn Roman i pies Busek.

 Władysław Boniecki był sołtysem wsi Dąbrówka w l. 1945-1947. Według rodzinnych wspomnień mógł być sołtysem wsi przed wojną? Jednak nie potwierdzają tego źródła pisane. Urodzony w 1894 r., zmarł w 1951 r. Pochowano go na cmentarzu w Chełmnie.

Rodzinne korzenie Bonieckich

 ———————————–

 Władysław Boniecki-żona Antonina Wrześniowska

             [*1894†14.07.1951]   [*….†1933]                    

 Dzieci Bonieckich;

Roman/Regina/ Halina/Henryka                    

[*1924][*1926] [*1927] [1932]

Synowe, zięciowie;

Janina / Feliks / Józef / Albin

Ździebło/Wiśniewski/ Kulig/Morela

*Władysław Boniecki szczęścia do żon nie miał. Pierwsza żona Antonina zmarła w 1933 r. osierocając czwórkę dzieci. Jakby tego było mało w niedługi czas później, w 1936 r. zmarła jej siostra, a druga żona Bonieckiego o imieniu Władysława matkująca sierotom. Prawdopodobną przyczyną ich śmierci było groźne jak na ówczesne możliwości zwalczania przeziębienie. Mogło się z tego wywiązać się zapalenie płuc, i nie było ratunku-trzeba było umierać! Do tego wszystkiego dochodziła jeszcze dostępność do lekarzy. Pani Halina przypomina sobie, iż kiedy ona zachorowała, ojciec przygotował wóz, wyścielił pierzyną i wiózł ją do szpitala do Grudziądza. Śmiertelność na ówczesnej wsi, zwłaszcza wśród dzieci było duże. Przeziębienie, zapalenie wyrostka robaczkowego często sprowadzały śmierć.

Gospodarka Bonieckich w Dąbrówce. Poniżej pasieka Bonieckiego w Kotnowie. Na zdjęciu Władysław  i szwagier Antoni Wrześniewski.

 

To unikalne zdjęcie pasieki. Pszczoły przynosiły wiele korzyści. Miód trafiał na stół wielu ówczesnych rodzin. Jego sprzedaż przynosiła konkretne korzyści w złotówkach, o które w tamtych latach było bardzo trudno.Gospodarstwo zostało kupione w 1921 roku od Niemca nieznanego nazwiska. Było tu 13,75 hektara ciężkiej, ale żyznej ‘chełmińskiej’ ziemi. W gospodarstwie stały budynki; dom połączony ze stajnią z czerwonej cegły, i drewniana stodoła. Moja rozmówczyni pamięta, iż jeszcze później spłacano za zakup gospodarstwa sumę 8 tysięcy w złocie!

 

Na zdjęciu Halina i jej syn Władysław na tle starego, ceglanego domu i stajni. Wtedy przed wojną na stajni stały dwa konie i odchowujące się źrebaki. W oborze trzymano 4-5 krów i jałowiznę. Jak w każdym gospodarstwie po podwórzu kręcił się drób, który hodowany był w zasadzie na swoje potrzeby. W polu uprawiano zboża, ziemniaki. Rozpoczęto też uprawę buraków, która była uważana za dobrą inwestycję i produkcję pod bankowe spłaty. Mleko odstawiano codziennie do mleczarni-zlewni w centrum wsi Dąbrówka, tam gdzie dzisiaj mieści się świetlica wiejska. Przed wojną mleczarnią tą zarządzał Józef Lindemann. Mleko odstawiano pełne, tzw. chudego do domu nie przywożono. W gospodarce oprócz Władysława Bonieckiego pracowali również stali pracownicy. Był to jeden robotnik rolny i pomoc domowa, w tamtych latach zwani służącymi! Pani Helena dodaje, iż ludzi na ówczesnej wsi było bardzo dużo. Było i tak, że ludzie pracowali tylko za sam dach nad głową i wyżywienie-za „wikt i opierunek”! Bieda wśród tej grupy była niewyobrażalna, tym bardziej, iż rodziny wówczas były liczne. Tak więc, każde, nawet najmniejsze gospodarstwo mogło sobie pozwolić na swojego „służącego”. Przy większych gospodarstwach mieszkali oni w ‘domach komorniczych’ stawianych dla pracowników rolnych. Oprócz tego gmina miała obowiązek utrzymywania  budynków  zwanych „domami ubogich”, dla bezrobotnej biedoty wiejskiej. Domów komorniczych na terenie wsi Dąbrówka było kilka. Między innymi mieli je przy swoim gospodarstwie Deręgowscy, Przywarowie, Burchardtowie, oraz Niemcy; Prietz, Foerster, Leibrandt itd.

Różne sprawy Dąbrówki;

Publiczna Szkoła Powszechna w Dąbrówce; Budynek szkoły przed wojną był parterowy. Jego przebudowy, podwyższenia piętra dokonano dopiero w latach 60 tych ubiegłego wieku. Według daty swego urodzenia Halina poszła do szkoły jesienią 1934 roku, a więc po ukończeniu siedmiu lat. Publiczna Szkoła Powszechna w Dąbrówce, jak również w większości wiejskich polskich przedwojennych szkół, była rażąco niesprawiedliwa. Młodzież wiejska chodząc do takiej dwuklasowej szkoły ‘siedziała’ w niej 7 lat, ale na świadectwie pisało, iż uczeń ukończył czteroklasowa szkołę powszechną, co zamykało drogą do dalszej nauki. Z rachunku wynika, iż p. Helena szkoły nie ukończyła, bowiem w 1939 roku miała za sobą dopiero 5 lat nauki. W szkole w Dąbrowce uczyła wtedy Bronisława Kroskowska. Pozostawiła nam kronikę szkolną opisującą życie przedwojennej i powojennej wsi Dąbrówki. P. Helena dodaje, iż nauczycielka ta po ukończeniu pracy w Dąbrówce w 1960 r. przeniosła się pod Toruń i przeżyła tam do wyjątkowego wieku 104 lat! W budynku szkolnym  przed wojną była jedna duża sala od strony Kotnowa. W drugiej części było mieszkanie nauczycielki, które składało się  z kancelarii, pokoju i kuchni. Był też budynek gospodarczy. Składał się z części murowanej i drewnianej stodółki. W tym budynku, czasami mieszkali wiejscy biedacy. Helena zaglądała tam, kiedy mieszkała tam rodzina Kazimierza Wacheki, po tym jak rozpadł się ich komorniczy dom, który stał naprzeciw dzisiejszego gospodarstwa Ślusarzów. Wielka musiała być bieda, skoro ludzie  Ci  mieli kuchnię w stodole! O szkolnej biedzie, o boso chodzących dzieciach,  za dużo nie mówiliśmy, bo to był wielki wstyd przedwojennej Polski. W każdym razie, po pewnym czasie, jak w szkole dzieciaki napraszały się o podzielenie się chlebem, przestała go do szkoły nosić!

Siostry mamy Haliny Bonieckiej-Kulig. Siedzą od lewej; chrzestna Zofia Wrześniewska, Maria Wrześniewska i Marcjanna Wrześniewska z d. Jurkówna. Ta mała to bohaterka naszej opowieści Halina i  Stanisława Wrześniewska.

Było też tak; Ojciec dawał parę groszy i kupowała bułki, ‘sznekę z glansem’ od przewoźnego piekarza z Płużnicy Tadeusza Kalinowskiego. Jeździł on specjalnie krytym wozem i sprzedawał po wsiach pieczywo. Jego smak znaliśmy aż do lat 70 tych, bo po wojnie dalej ten smakowity chleb w swojej płużnickiej piekarni piekł! Halina w szkole miała przyjaciółki, między innymi  Józię Sikorską, której ojciec u Deręgowskich pracował. Kiedy wracała do domu z pogaduszek, wtedy Ojciec z przekąsem i żartobliwie witał ją słowami: „Helka z pierogów wróciła!”.

Parafia, nauka religii; parafia była przed wojną i po wojnie, aż do lat 90 tych w Sarnowie. Dzieci na naukę religii, przed przyjęciem do  pierwszej komunii chodziły pieszo przez Działowo i pilewicką parowę do Sarnowa. Trasa miała 7 km, tam i z powrotem zebrało się ich razem 14. Nauka przed komunijna trwała dwa lata  chyba, że ktoś z proboszczem, tak jak ojciec Władysław, załatwił skrócenie okresu nauki do 1 roku. Wtedy w końcowych latach 30 tych, gdy Helena była przyjmowana do komunii to Sarnowskiego kościoła nie  było, bo się spalił. Stąd też dzieci były przyjmowane w małej kaplicy cmentarnej, po której dzisiaj śladów nie zostało! Zdaje się, iż wtedy to miała okazję widzieć konno, na pięknym kasztanie przyjeżdżającego na mszę  gen. Józefa Hallera, z pobliskiego Gorzuchowa, gdzie miał swoją resztówką-folwark. Z lekcjami religii wiąże się w pamięci Haliny lasek na Pilewicach (Prawdopodobnie  chodzi o pozostałość po dworze Działowskich?), gdzie na dużym placu otoczonym resztką parku organizowano różne zajęcia.

 

Siostry Wrześniewskie; Zofia i Stanisława oraz Władysława Wrześniewska, druga żona Władysława Bonieckiego, zmarła w 1936 r.

Urbańscy. Była to rodzina robotników rolnych mieszkająca w Dąbrówce na początku wsi, przy drodze od strony Kotnowa, w okolicy dzisiejszego krzyża. Senior rodziny pracował u Bonieckich i był przez nich lubiany. Po wojnie Urbańscy; Tadeusz i jego syn Egon prowadzili gospodarstwo rolne, mniej więcej w miejscu dawnej karczmy. Oprócz niej, bliżej krzyża stał  budynek dom komorniczy dla pracowników rolnych, który w latach 30 tych był prawdopodobnie własnością Niemca Prietza. W okresie międzywojennym mieszkały tam między innymi rodziny: Zawadów, Urbańskich, Mądrzejewskich, krawca Michalskiego i Orłowskich.

Karczma w Dąbrówce. Stałą jeszcze w okupację, ale po wojnie to była już ruina, Dzisiaj stoi tam budynek gospodarczy Urbańskich.

Wycieczka do Gdańska. Została zorganizowana przez kierowniczkę szkoły Bronisławę Kroskowską. Pojechały dzieci szkolne. Od Bonieckich pojechała Halina z dwójką rodzeństwa. Zapamiętała, iż opiekowały się nimi córki właściciela folwarku Jana Burchardta; Waleria i Maria. Dzieci na tą wycieczkę zostały odwiezione konnymi wozami do Grudziądza, a stamtąd popłynęły statkiem Wisłą do samego Wolnego Miasta Gdańska. Potem była morska wycieczka prawdopodobnie do Gdyni. Helena pamięta widniejące na terenie  trójmiasta wymalowane hitlerowskiego swastyki. Musiała więc ta wycieczka odbyć się w końcówce lat 30 tych kiedy hitlerowcy dosyć mocno opanowali władzę w Gdańsku.

Droga Kotnowo-Dąbrówka; przed wojną miała zwykłą nawierzchnię żwirowo-szutrową, o wiele węższą niźli teraz, i co ciekawe była ona obsadzona wierzbami. Modernizację drogi przeprowadzono  dopiero po wojnie. Kuligowie i inni rolnicy z okolicy wspomagali jej przebudowę w ramach tzw. społecznego czynu.

Prąd elektryczny; przed wojną w Dąbrówce już był, ale nie we wszystkich gospodarstwach. Założyli go sobie ci bogatsi, lub mieszkający w pobliżu instalacji. Z pewnością prąd miał śrutownik u Marciszewskiego (Dzisiaj Lemieszek w Dąbrówce). Natomiast nie jest p. Halina pewna, czy szkoła w Dąbrówce korzystała z tego dobrodziejstwa-okazuje sie, że nie! Kronikarka pisze co prawda o tym, że w szkole było radio, ale po wsiach było one często (także po wojnie) na baterie! W każdym bądź razie transformator stał koło dzisiejszego gospodarstwa Jakubiaka. Był wysoki i z czerwonej cegły murowany!

Wrześniowe dramaty.

Wrzesień 1939 r. wygnał rodzinę Bonieckich, tak jak i większość mieszkańców wsi na drogi uciekając przed nacierającym od strony Grudziądza Wermachtem. Rodzina zapakowała się na konny wóz. Na drogę zabrano tylko niezbędne rzeczy. Do wozu uwiązano krowy mleczne, które przecież musiało się doić. Jedyną ofiarą wojny była jedna z tych żywicielek, bowiem była już stara i chora i została gdzieś tam na szlaku wędrówki. Zwierzęta, które pozostały w gospodarstwie puszczono luzem, tak aby miały szanse przeżyć nieobecność gospodarzy. Po powrocie okazało się, iż wszystkie przetrwały. Droga ucieczki prowadziła na południe przez Kowalewo, Elgiszewo, Ciechocin do Małszyc. Na całe szczęście nie było to zbyt daleko, bowiem zatrzymali się  we wspomnianych Małszycach w gminie Ciechocin w powiecie Golubskim u brata ojca Haliny Jana Bonieckiego. W tej samej wsi na dosyć sporej ojcowiźnie Bonieckich  gospodarował drugi brat Bolesław.

Zaczekali tam, aż przewali się front i po kilku dniach wrócili do domu. We wsi rządzili już Niemcy, którzy rozpoczynali tu swoje porządki rozpoczynając od zemsty na Polakach sąsiadach. We wsi miejscowi Hitlerowcy aresztowali już kilku Polaków. Między innymi Jana i Zygmunta Maćkiewiczów, przedwojennych sołtysów wsi Dąbrówka, którzy niedługo potem zamordowano w Klamrach koło Chełmna. Los taki spotkał jeszcze kilku mieszkańców Dąbrówki. Moja rozmówczyni pamięta jak niemieccy oprawcy prowadzili Władysława Makosia z Kotnowa. Niósł pod pachą jakieś zawiniątko, pewnie miał w nim chleb! On również do domu także nie wrócił!

Na celowniku miejscowych hitlerowców znalazł się również ojciec Haliny Władysław Boniecki. Pewnego dnia do jego domu zawitał z obstawą dwóch braci Lemke, uzbrojonych w karabiny gospodarujący po sąsiedzku Niemiec Hugo Rodhe.

Wtedy jeszcze Bonieccy gospodarowali na swoim. Nadchodziła jesień i właśnie zabierano się  do kopania buraków. W pamięci p. Haliny zachował się taki obrazek: „Niemcy weszli do domu, ojciec, siedział w na krześle, my dzieci, byliśmy skupieni wokół niego. Rodhe  zagadywał, polecał Ojcu, aby się ubrał. Z początku nasz Tata nie reagował na namowy, sugestie Rodhego do tegoż ‘ubierania się’, ale w pewnym momencie, kiedy Rodhe wyszedł z domu rzekomo obejrzeć gospodarstwo i sprawdzić co robią na jego polu robotnicy, „Ojciec zniknął z domu”. Jak się później okazało Władysław  Bonieckie schował się na jakiś czas w stodole  sąsiada Polaka Wawrzyńca Kaweckiego, żołnierza kampanii 1939 roku, który przebywał w tym czasie w niemieckiej niewoli.

Po tym całym zamieszaniu i ‘dziwnym zachowaniu’ niemieckiego sąsiada  udało się dogadać Bonieckiemu z  Rodhem, który doradził, aby jak najszybciej wyjechał z Dąbrówki, bowiem nie może być pewien dnia ani godziny! Być może, iż chodziło o zastraszenie polskiego gospodarza i zmuszenie go do przyspieszenia podjęcia decyzji o zrzeczeniu się gospodarstwa.

O sprawie tej pisała kronikarka szkolna Bronisława Kroskowska napisała w kronice szkolnej: „Pan Boniecki zrzekł się gospodarki i wyprowadził się do powiatu lipnowskiego do rodziny. Jego gospodarkę zajął sąsiad German Hugo Rohde”.

‘Uczynny sąsiad’, po przeliczeniu inwentarza żywego i martwego przejął wszystko, porządnie po niemiecku na piśmie i ‘wspaniałomyślnie’ dał konną podwodę do wyjazdu z Dąbrówki. Jeszcze tylko, dla porządku Władysław Boniecki musiał polami, na przełaj pójść do gminy Błędowo wymeldować się w tamtejszych gminnym urzędzie.

Trzeba jeszcze dodać, iż bywały takie sytuacje, iż jedyną szansą była ucieczka, na co zresztą Niemcy z różnych pobudek pozwalali. Tak było w pracownikiem Bonieckich Urbańskim, który widząc wchodzących do Bonieckich uzbrojonych Niemców, wiele się nie zastanawiając dał drapaka ‘gdzie oczy poniosły’. Pani Halina podaje jeszcze jeden przykład. Jeden z Polaków, z okolicy aresztowany przez hitlerowców  i konwojowany przez nich do Chełmna dostał polecenie w Gorzuchowie pójścia po papierosy dla któregoś z konwojentów. Na swoje nieszczęście potraktował to poważnie i wrócił do aresztanckiego konwoju. Szkoda, bo sygnał był wyraźny-trzeba wiać ile wlezie i tam gdzie pieprz rośnie!

Rodzina wyjechała z Dąbrówki wspomnianą ‘niemiecką’ podwodą do brata ojca do Małszyc. Z domu zabrano niewiele, była co prawda jakaś szafa na wozie, i jakieś rzeczy do ubrania, ale cały dorobek dostał się w łapy Niemców.

Po przyjeździe do Małszyc osierocone dzieci Bonieckich zostały „rozebrane” przez krewnych. Natomiast Władysław Boniecki początkowo schodził Niemcom z drogi, aby sobie o nim za bardzo nie przypomnieli. Podjął pracę u jakiegoś dekarza. Po pewnym czasie zaczął żyć w miarę normalnie, aż do momentu, kiedy trafił na listę robotników wywożonych na przymusowe roboty do Rzeszy do Frankfurtu nad Menem. Pracował tam w fabryce amunicji. Z tej roboty wrócił jeszcze przed końcem wojny i zdążył jeszcze kopać rowy przeciwczołgowe przeciwko nadciągającej Armii Czerwonej. Na tym kopaniu zaprzyjaźnił się z Włochem, z którym obiecali sobie spotkać się po wojnie, „ale słowo ciałem się nie stało” i Boniecki tego wojennego przyjaciela już więcej nie zobaczył!

Halina trafiła do swojej ciotki mieszkającej w miejscowości Kuźniki w gminie Obrowo pod Toruniem. Przebywała tam uczęszczając do niemieckiej Volksschule w Łążynie do momentu ukończenia 14 lat. Po tej edukacji podlegała automatycznie obowiązkowi pracy na rzecz III Rzeszy. Od lipca 1941 roku dostała skierowanie do pracy w gospodarstwie ‘bezaraba’ Ludwiga Weigera w pow. Chełmno. To nie był zły Niemiec. Niemieccy gospodarze ściągnięcie z Bezarabii mieli dwoje dzieci. Syna Ludwiga, wcielony do Wermachtu i młodszą córkę o imieniu Tyla.  Gospodarstwo Bezaraba rozpościerało się na części czterech  innych, odebranych Polakom gospodarkach. Halina pracowała przy różnych robotach, jak to w gospodarce; w polu i zagrodzie.  Obrządzała świnie, doiła krowy, rąbała drewno na opał itp. Za bardzo nie narzekała. Spała w domu w kuchni. Polscy robotnicy ‘mieszkali’ w oborze, w której urządzili sobie jako takie pomieszczenie do życia!

Tak dla pamięci; odnotowujemy, iż w gospodarstwie tym pracowało  troje  polskich przymusowych robotników, oprócz Haliny byli to  Jan Zdun i Tadeusz Olejnik.

Gospodarze byli trochę naiwni. Kiedy zbliżał się front i było już słychać porykiwanie  dział to nie bardzo wierzyli, że Ruscy wejdą na Pomorze. Halinę do dzisiaj śmieszy ta niefrasobliwość Weigerów; nawet wtedy, kiedy doszła pierwsza wiadomość od niemieckiego sołtysa, iż trzeba się przygotować do ewakuacji, to wezwanie zlekceważyli. Weiger mówił: „Ruscy tu nie wejdą, przecież są pod Krakowem” i dalej spokojnie robił bimber z kartofli!

Zrobili to dopiero, kiedy w nocy waleniem w drzwi zbudził ich sołtys przynaglając do ucieczki w śnieżną i mroźną styczniową zimę 1945 r.

Na odjeździe Niemka-gospodyni powiedziała do Haliny; my za dwa-trzy dni wrócimy, więc pilnuj tutaj porządku! W momencie ucieczki Niemcy próbowali wyganiać bydło na drogi i pędzić je w kierunku Rzeszy, a biedne zwierzęta gnane w mróz i śnieg starały się wracać z powrotem do swych obór!

Po ucieczce Niemców Halina schroniła się na noc niedaleko u swojej Babci, a kiedy rano wróciła do gospodarki to większość dobra była już wyszabrowana. W domu Weigerów zastała tylko wiszącą dubeltówkę i zamkniętą spiżarnię, która okazało, że była pusta!

Niemcy w  Dąbrówce i Kotnowie przed 1939 r. i Polacy po 1945 r.

Dąbrówka;

Leibrandt; po wojnie mieszkał tam sołtys  Stanisław Bryl, po nim Kazimierz Kowalski, Józef Cieślik. Dzisiaj mieszka tam jego syn Tadeusz. Część z tego gospodarstwa z małym komorniczym domkiem poszła w ręce Zaborowskiego, a następnie Jakubiaków.

Foerster Otto/Paul; dzisiaj gospodarują na jego miejscu Leszek Izdebski i Tadeusz Sochacki.

Prietz; siedlisko gospodarstwa nie istnieje. Było ono położone w polach za Przywarą i Ślusarzami.

Deręgowski; w okupację niemieccy zarządcy Lemke, potem Bezarab Ponomarenko, potem i dzisiaj czwarte pokolenie Deręgowskich; Maciej/Bronisław/ Jerzy/ Wojciech.

Kotnowo;

Rodhe Hugo; po 1945 r. chciał wziąć tą gospodarkę miejscowy Polak nazwiskiem Tuczak, ale mu jej Urząd Ziemski nie dał. Gospodarowali tutaj w kolejności: Socha, dwaj bracia Kowal,  Kazimierz Święcki i dzisiaj Osińscy.

Lemke; Mieszkali tam po wojnie Wyżykowski i później i Władysław Socha. Sochowie początkowo mieszkali koło Józefa Bernadego, a jak tamto się rozsypało, to za sprawą sołtysa Antoniego Mankiewicza w latach 70 tych  przeszli na to po Wyżykowskich.

Neumann; gospodarstwo przejęła rodzina Lewandowskich. Lewandowski był krótko po wojnie rządcą u Burchardtów. Lewandowski został wywieziony przez NKWD i los jego nie jest znany, natomiast gospodarowała jego żona z dziećmi. W ich rękach gospodarstwo było do lat 70 tych, poczym zostało przekazane na Skarb Państwa w zamian za emeryturę.  Do końca lat 90 tych gospodarowała tam Spółdzielnia Kółek Rolniczych, potem wydzierżawiono ziemię Piotrowi Falęcikowskiemu.  Falęcikowscy kupili 13 ha ziemi po Lewandowskich od gminy Płużnica w 2014 roku.

Staube; potem gospodarowali Polacy; Jan Broś i Podyma.

Wanderc; po wojnie Chojnacki.

Niemiec?; po wojnie Piotrowski  i wsi sołtys Antoni  Mankiewicz.

Kusal: w wojnę Niemcy, po 1945 na powrót Piotr Kusal, dzisiaj jego córka Katarzyna Kujaczyńska.

Kawecki Wawrzyniec i Anastazja.  Kawecki żołnierz „września 39” w niewoli wrócił po 1945. W czasie okupacji pozostawiono tu żonę (III grupa), córka pracowała u Reinholda Epplinga w karczmie. Dzisiaj drugie pokolenie Makowskich.

Inni Kotnowiacy;

Zdziebło Franciszek;  Ludwik … Ksepko

Stefański; Stanisław Darłak, Makoś, Osiński, Socha.

Kopaczewski….. Maria; Chmielewski, Zbigniew Lemieszek.

Nauczyciele w Kotnowie;  Edward Lisewski- przed i zaraz po wojnie, potem Jan Czapkowski i Stanisław Sehn.

Po roku 1945.

Zaraz po ustaniu działań wojennych rodzina Bonieckich w komplecie na powrót znalazła się w Kotnowie. Ponieważ ich dom w rodzinnym gospodarstwie był w połowie w ruinie więc na początek zamieszkali w domu po Niemcu Maksie Eplingu w Kotnowie. Ich dom zrujnował zarządzający Niemiec mieszkający na gospodarce Deręgowskich. Nie dosyć, że część domu popadła w ruinie, to z pozostałej wyszabrowano okna. Władysław postarał się o inne i w jakoś połatanym domu w jakiś czas potem zamieszkali. Może nawet zostaliby w tym centrum Kotnowa (dzisiaj mieszka tu rodzina Ressel), ale w powiecie urzędnik zniechęcił Władysława mówiąc mu, że właściwie to jeszcze nie wiadomo, czy Niemcy nie wrócą?

Chwilę z panią Haliną rozmawiamy o powojennym chaosie i czasach pogardy dla ludzkiego  życia. Ci, którzy w 1945 roku wyzwalali nas od niemieckiego okupanta dopuszczali się rabunków, gwałtów i morderstw. Jak już wspomniałem z Dąbrówki zniknął na zawsze zabrany przez NKWD rządca u Burchardtów Lewandowski. Na gospodarce u sąsiadów czerwonoarmiści zamordowali dwie niemieckie kobiety i starszego męszczyznę i to w bestialski sposób topiąc ich w wodzie. Nie uciekli do Rzeszy, bo podobno nie starczyło dla nich podwody. Co to byli za ludzie nie wiadomo? Zostali oni pochowani przy gospodarstwie  Makowskich w okolicy gnojownika, zdaje się że  przez Tuczaka!

O wymordowaniu innej niemieckiej rodziny przez ’ruskich żołnierzy’ w Kotnowie  wspomina Tadeusz Chmielewski z Płużnicy, który jako dzieciak jeździł czasem z nimi po okolicy. Miało to być w dzisiejszym gospodarstwie Zielińskich.

Boniecki na swej gospodarce, którą trzeba było odbudowywać żył i pracował ze swoją trzecią żoną. Po jego śmierci w 1951 r. wyprowadziła się z Kotnowa.  Z początku na ojcowiźnie gospodarował  brat Roman Boniecki, ale potem poszedł do państwowej roboty w Bydgoszczy. Jedna z sióstr; Henryka zamieszkała z mężem w Grudziądzu, a tutaj w Kotnowie pozostała Regina zamężna za rolnika Feliksa Wiśniewskiego.

Gospodarstwo Bonieckich po wojnie, w latach 50 tych znalazło się z granicach Kotnowa, stąd też a naszym opracowaniu czytelnik spotka się czasem, zwłaszcza w okresie powojennym z umiejscowieniem gospodarki Bonieckich na przemian w Dąbrówce i Kotnowie.

Halina i Józef Kuligowie.

Po wojnie przez jakiś czas uczęszczała Halina wraz z siostrą Reginą Wiśniewską do Gminnej Szkoły Rolniczej w Józefkowie. Ta dwuletnia jesienno-zimowa szkoła funkcjonowała w latach 1945-1949 w józefkowskim dworze Plehnów. Szkoła ta prowadziła dla dziewcząt wiejskich szereg kursów między innymi; „Kroju, szycia i gospodarstwa domowego”. Kierownikiem tej szkoły był Franciszek Potrzebacz. Nasza dziewczyna od Bonieckich już wcześniej zapoznała się z synem gospodarzy z Dąbrówki Kuligów, którzy osiedlili się tutaj przed wojną. Rodzina Kuligów przywędrowała z południa Polski, z miejscowości Bieździadka spod Jasła. Niestety nie udało się rozszerzyć naszego pisania o więcej informacji o Kuligach, ale nic nie stoi na przeszkodzie, aby to uzupełnić i zagłębić się w te rodzinne dzieje.

 

Dziewczyna od Bonieckich w okresie Narzeczeństwa. Powojenne zdjęcie z psem.

Halina i Józef w okresie narzeczeństwa [Fot. 1947]

Młodzież kotnowska po wojnie skupiona była w ZMW „Wici”. Pierwszy od prawej grający na skrzypcach Józef Kulig.

 

Kawalerowie kotnowscy, a niebawem szwagrowie; Feliks Wiśniewski i Józef Kulig.

W powojennym czasie młodzież okolicznych wsi zakładała koła ZMW  (Związku Młodzieży Wiejskiej) „Wici”, które potem pod wpływem ubeckich represji się rozpadły. W Kotnowie działał między innymi Józef Bernady, w Płużnicy Genowefa Pytko. W niedalekim Mgoszczu aktywnie pracował w tych środowiskach niejaki Liro.

Wspomagał młodzież nauczyciel szkoły Edward Lisewski, który pracował w Kotnowie również przed wojną. W 1939 roku został ostrzeżony o zamiarze aresztowania przez miejscowych ludzi. Usłuchawszy tego schował się początkowo w zaroślach przy dzisiejszym gospodarstwie Zielińskich (przed wojną Krolczyk), a następnie uciekł ze wsi w kierunku Zelgna. Jego żona w czasie okupacji została aresztowana przez Niemców i zdaje się była w obozie koncentracyjnym. Wskutek tego zachorowała, i dlatego pomagała mu prowadzić dom i wychowywać czwórkę dzieci Franciszka Sosnowska z Wieldządza. Panna Franciszka, rocznik 1915 po wojnie gospodarowała nauczycielowi szkoły powszechnej najpierw w Kotnowie, a potem w Dubielnie. Po śmierci Lisewskiego zamieszkała u siostry Heleny w Wałdowie k/Grudziądza.

Wtedy w Kotnowie młodzież przy pomocy E. Lisewskiego wystawiła jasełka z którymi objechała między innymi Robakowo i Płużnicę. W tej ostatniej dali przedstawienie na sali gospody Marii Dąbrowskiej. Mieszkańcy Kotnowa mieli również możliwość obejrzenia tego spektaklu danego w miejscowej szkole.

Kuligowie z Dąbrówki-Kotnowa

rodzice Józefa; Stanisław i Stefania Kopeć.

Józef Stefan Kulig                                   Halina Boniecka

[*7.03.1924†21.04.1992]                                  [*8.06.1927 r]

Bieździadka pow. Jasło                                 Dąbrówka pow. Chełmno

*Ślub kościelny Halina i Józef wzięli w kościele parafialnym w Sarnowie 24 stycznia 1951 roku. Ślubu udzielał ks. Józef Kuj.., natomiast  ślub  cywilny  zawarli 31 stycznia 1951 r. w Urzędzie Gminnym w Płąchawach gminy Błędowo.

*Bieździadka (dawniej; Bieździatka) wieś w Polsce położona w województwie podkarpackim, w powiecie jasielskim, w gminie Kołaczyce.

 

 

Po kilku latach narzeczeństwa w styczniu 1951 roku wzięli ślub.

Józef  Kulig w 1938 r. ukończył Szkołę Powszechną w Kotnowie 4 klasową. Po wojnie, jak wielu młodych ze wsi, wyjechał do miasta, a konkretnie do Gdańska i zatrudnił się na stanowisku robotnika w tamtejszej stoczni. Na kilka lat, po ślubie trafiła tam również Helena, a aby było ciekawiej dla naszej historii, to wspominamy, iż ojciec starym zwyczajem w posagu zapisał jej krowę to i ona też tam się znalazła. Na wybrzeżu zamieszkali w Gdańsku-Orunia, na ul. Przybrzeżnej nr. 11 m. 2. To było gdzieś w robotniczych domkach nad Motławą. Były tam łąki, działki na których okoliczni mieszkańcy wspólnie wypasali swe bydło. Dla kotnowskiej żywicielki Józef postawił kawałek obórki i krówka pasąc się z innymi na nadrzecznej łące chętnie wracała najedzona do domu dając znak przed furtką głośnym porykiwaniem! Dodajmy, iż krowa ta wróciła z Gdańska do Dąbrówki razem z Józefem i Heleną na ojcowską gospodarkę! Do Kotnowa przyjechał też wagon szlaki, którą Józef Kulig załatwił na odbudowę domu. Pustaki na budowę  ścian robiło się wtedy własnym domowym przemysłem!

Józef Kulig a Ludowe Wojsko Polskie.

Mąż p. Haliny miał taki wojskowy epizod. Cały jego rocznik w 1955 roku wzięto do odbycia zasadniczej służby wojskowej, a że byli „przeterminowanym” rocznikiem przeszli trzymiesięczne przeszkolenie wojskowe, złożyli przysięgę, na co zachował się odpowiedni wpis w książeczce wojskowej i wrócili do stęsknionych młodych małżonek.

 

 

Poświadczenie z książeczki wojskowej.

 

 Koledzy z wojska, niedoszli czołgiści; w środku siedzi nasz dzielny wojak.

Kuligowie posmakowali kawałek miejskiego życia.

 

Gdańsk koło dworca PKP. Od lewej Halina Kulig, Halina Jabłońska, Henryka Morela, Józef Kulig.

Józef Kulig był też strażakiem w jednostce ogniowej w stoczni gdańskiej.

 

Gospodarstwo w Dąbrówce-Kotnowie,

Z tym przyjazdem na wieś z bądź, co bądź wielkiej gdańsko-gdyńskiej aglomeracji było tak, iż po śmierci Władysława Bonieckiego i po odejściu jego syna Romana  do miasta gospodarstwo zostało bez gospodarza, a nie bardzo ładnie było ojcowiznę sprzedawać! Na dodatek w tej samej wsi mieszkała i gospodarowała siostra Regina i szwagier Feliks Wiśniewski usilnie na powrót namawiał. Wreszcie była ziemia, jakieś konie, było więc na czym opierać gospodarowanie ba swoim.

Od prawie 100 lat gospodarują tu:

  • Ø Od 1921 do 1951 roku, z wojenna przerwą Władysław Boniecki.
  • Ø W latach 195..-1992 Halina i Józef Kuligowie.
  • Ø Od 1992 … Romana i Władysław Kuligowie.
  • Ø Dzisiaj z Władysławem i jego żoną Romaną współgospodarzą Anna z Sentkowskich z Płąchaw i Wojciech Kuligowie.

Po wojnie na wsi w rolnictwie było ciężko. Trzeba było wiele wysiłku żmudnej codziennej pracy, aby gospodarstwo, nie tylko utrzymać, ale także rozwijać.  Nie było sprzętu, maszyn wiele prac przez całe lata wykonywano ręcznie. Np. Jedną z pierwszych młocarń w mieli Deręgowscy. Poruszana silnikiem parowym, popularnie zwanym „parówką” służyła okolicznym gospodarkom, ale za jej pracę trzeba było pójść i odrobić. I tak wzajemnie wszyscy się we wsi wspomagali!

„Złota Wiecha”

6 listopada 1985 roku w kolejnym, corocznym wojewódzkim konkursie na najlepiej wybudowane budynki inwentarskie, gospodarcze i domy na wsi zwycięzcami okazali się pp. Józef i Halina Kuligowie za wybudowanie domu i budynku inwentarskiego, co potwierdziło nadanie odpowiedniego dyplomu w Ośrodku Doradztwa Rolniczego w Przesieku. Dyplom wręczał w-ce wojewoda toruński Romana Czyrkiewicz.

 

Od lewej; Jan Pilarski z Sierakowa, Józef Kulig i w-ce wojewoda toruński Roman Czyrkiewicz. [Fot. 6.11.1985 r. Przysiek]

 

Dyplom; Do dyplomu, oprócz 25 % ulgi inwestycyjnej do zaciągniętych kredytów dołączono rzecz najważniejszą dla każdego rolnika w tamtych czasach-talon na ciągnik rolniczy marki Ursus. W prasie rolniczej ukazał się artykuł;

 

 

Do gospodarstwa Kuligów przyjechali uczestnicy rozdania nagród i nagrodzeni rolnicy. Pp. Kuligowie, społeczność gminy Płużnica nie mieli się czego wstydzić. Tuło można tutaj można było się zawsze czegoś dobrego uczyć.

 

 

 Wnętrze chlewni…

Pani Halina w swoim kwiatowym ogrodzie z wnuczką. Dawniej Panie, mimo wielkiego obciążenia pracą w gospodarstwie i w domu uprawiały mnóstwo barwnych roślin.

Pani  Halinie, zawsze uśmiechniętej, za  czas mi poświęcony. Za rozmowy w miłej atmosferze, ku Pamięci ludzi i Spraw  dawno minionych…

   Z Podziękowaniem   Janusz Marcinkowski.