Weronika Mickiewicz wspomnienie o Wrześniu.
Opracowanie Janusz Marcinkowski. Wieniec 1986 r.
W styczniu 1986 roku wraz z Mieczysławem Kiszką wybraliśmy się do Wieńca Zdroju w którym to mieszkał uczeń Mieczysława Kiszki nauczyciel w szkole przy tamtejszym sanatorium Józef Mickiewicz. Mickiewiczowie byli właścicielami gospodarstwa rolnego w Uciążu w okresie przedwojennym. W latach 60 tych sprzedali gospodarstwo Jankowskim, a sami zamieszkali na mniejszym w Łabędziu. Dzisiaj włada nim Szczepan Jankowski. Mickiewiczowie po zakończeniu gospodarowania na swoim przenieśli się do syna do Wieńca Zdroju. W trakcie jednodniowego pobytu u Mickiewiczów we Wieńcu przeprowadziliśmy rozmowę z wdową po dawnym sołtysie wsi Janie Weroniką Mickiewicz. Rozmowę spisałem i pozwoliłem sobie włączyć ją do materiałów historycznych wsi Uciąż.
Wspomnienie o Uciążu w pierwszych dniach wojny.
Już około 5 rano 1 września 1939 roku od strony Grudziądza słychać było głuche pomruki toczących się pojedynków artyleryjskich. W niedługi czas potem z tego kierunku przez naszą wieś zaczęli przejeżdżać uciekinierzy i różne oddziały wojska kierując się na Wąbrzeźno. Niektórzy z żołnierzy byli ranni co dawało się poznać po zakrwawionych bandażach. Część żołnierzy wstępowało do gospodarstw aby pożywić się lub napić wody. Do naszego gospodarstwa wstąpiło 5 żołnierzy, aby ugasić pragnienie. Chętnie napili się mleka i pospiesznie udali się dalej-jak mówili-w kierunku Włocławka. W tym też czasie nad wsią nadlatywały samoloty niemieckie znad lasu Wrońskiego i wzdłuż drogi mknęły na Grudziądz. W porze obiadowej dało się zauważyć długie kolumny ludności cywilnej na wozach konnych. Na wozy zabierano żywność, cenniejsze rzeczy, pierzyny. Za wozami szły przywiązywane krowy! Była to ludność z Wiewiórek, Mgowa, Nowej Wsi Królewskiej. Wszyscy oni według zalecenia władz kierowali się na Wąbrzeźno i rypińską szosę.
Pod wpływem tej sytuacji również mieszkańcy Uciąża także opuszczali swe gospodarstwa. Ucieczka przed zbliżającym się frontem rozpoczęła się 1 września w godzinach wieczornych. Słońce zachodziło wtedy bardzo krwawo przy coraz to wzmagających się odgłosach walk pod Grudziądzem i Mełnem. Z wielkim bólem z drobnymi dziećmi i chorą teściową udaliśmy się w kierunku Golubia-Dobrzynia. Zgromadziło się na drogach mnóstwo uciekinierów i oddziałów wojska. Podczas tej wędrówki samoloty niemieckie urządzały na nas polowanie. Pamiętam, że w czasie jednego takiego nalotu zginęła cała rodzina Borsuków z Ryńska.
Tymczasem w Uciążu po naszym wyjeździe w okolice Golubia pozostał mój mąż sołtys wsi Jan Mickiewicz dla zabezpieczenia pozostawionego dobytku w gospodarstwie. Po wykonaniu prac zabezpieczających miał dołączyć do nas. Mąż często wychodził na wieś, na drogę. Spotykał cywilów niemieckich, mieszkańców Uciąża; Wildę i Gerwina. W pewnym momencie przejeżdżające oddziały wojska polskiego zainteresowały się tymi Niemcami. Żandarmeria wojskowa, mimo iż Jan Mickiewicz zapewniał iż są to dobrzy i spokojni mieszkańcy wsi, zabrała ich z sobą uznając ich prawdopodobnie za sabotażystów. Wieczorem drugiego września ta sama grupa żołnierzy wracała z kierunku Wąbrzeźna i poinformowała spotkanego mojego męża, iż Gerwin był szpiegiem. Po paru dniach powrócił jeden z zatrzymanych Wilde oświadczając we wsi, że Gerwin został zatrzymany przez polskich żandarmów. Od tego czasu po Gerwinie wszelki słuch zaginął. Mówiono, że został zabity!
Z naszej wrześniowej wędrówki wróciliśmy szczęśliwie do Uciąża spod Golubia w poniedziałek 4 września, około godziny jedenastej do południa. Tuż przed naszym gospodarstwie stała grupa niemieckich cywilów, wśród których byli między innymi; Heinrich Wilda, Artur Gerwin i Wilii Kelbert. Niemcy ci polecili mojemu mężowi wziąć łopatę i iść z nimi. Młodzi Niemcy, synowie aresztowanych wcześniej przez żandarmów polskich, wyglądali groźnie. W rękach mieli karabiny, a na rękawach założone mieli opaski z hitlerowskim „hakenkreutzem”. Po pewnej chwili, gdy już nakarmiłam dzieci wyszłam za bramę i zauważyłam mojego męża i Różalskiego z Nowej Wsi, którzy z łopatami w rękach i w otoczeniu niemieckich cywili zatrzymali się przy rozbitych wojskowych wozach na polnej drodze przy tzw. krzyżówkach. [Skrzyżowanie drogi głównej z biegnącą do centrum wsi ]. Idąc dalej w kierunku krzyżówek spostrzegłam w rowach i na polu rozbite skrzynie, wozy, pozabijane konie, a także nawet dwie bomby na polu Władysława Młynarczyka. Gdy mąż mnie zauważył podszedł do mnie i wręczył mi dwie książeczki wojskowe mówiąc, że tu zginęli nasi żołnierze i prosił mnie abym je przechowała i dała znać ich rodzinom. Książeczki te były wystawione na; Józefa Szwedowskiego i Jana Szulmana pochodzących z okolic Kartuz lub Kościerzyny. Prócz tych żołnierzy polegli i inni w liczbie pięciu, ale ich dokumentów nie znaleziono. Po kilku dniach książeczki wojskowe wysłałam do rodzin poległych żołnierzy. Rodzina Szwedowskich przysłała mi bolesne podziękowanie za przekazaną im wiadomość o śmierci syna, natomiast rodzina Szulmanów nie odezwała się. Żołnierze polegli na polach naszej wsi zostali pochowani na cmentarzu w Nowej Wsi Król.
Wieniec Zdrój, styczeń 1986 r.