Diariusze, Kroniki, Opowieści z terenu gminy
Biografie ludzi gm. Płużnica

Biografie ludzi gm. Płużnica

Opis do biografie

„Pamięci Jana TABORA – halerczyka w 100. lecie powrotu Pomorza do Macierzy” w opracowaniu Mariana Tabora.

Screen Shot 02-06-20 at 08.13 AM

Dzieło przywrócenia Pomorza Polsce powierzono generałowi Józefowi Hallerowi. Jego Błękitna Armia w styczniu 1920 r. zaczęła przejmować pomorską ziemię. Zaślubiny Polski z morzem w Pucku 10. lutego były kulminacyjnym momentem powrotu Polski na teren Pomorza i aktem odzyskania dostępu do Bałtyku. Tym samym weszły w życie postanowienia traktatu wersalskiego/28.06.1919r./, głównego traktatu pokojowego kończącego I wojnę światową. Pomimo jasnych zapisów, oznaczał on, że proces wyznaczania granic II Rzeczypospolitej był trudny i burzliwy.

Jan TABOR – Małopolanin z Nowej Wsi n/Sanem z Błękitną Armią gen. J. Hallera w wojennej drodze do Nowej Wsi Królewskiej.

Screen Shot 02-06-20 at 08.12 AM

Hallerczycy Jan Tabor/zdj.1935r./

Jan TABOR /1887-1976/ Małopolanin z Nowej Wsi n/Sanem, od najmłodszych lat pracuje w niewielkim gospodarstwie rolnym rodziców. Wspomaga ojca w lesie na zrębie drewna i jego spławie rzeką San do Sandomierza. Po odbyciu służby wojskowej w austriackiej jednostce artylerii, spełnia się jego postanowienie wyjazdu „za chlebem”. W 1911 roku, na fali powszechnej w Galicji emigracji zarobkowej wyjeżdża do Ameryki. Pracuje cztery lata w fabryce lokomotyw w Chicago i Detroit. Ciężka fizycznie praca satysfakcjonowała finansowo cel zamorskiej wyprawy.
Po wybuchu I wojny światowej, wraca do domu – głównie z pobudek patriotycznych – mimo nalegań do pozostania. Zastaje zrujnowany, w wyniku działań wojennych, dom mieszkalny. Żona Marianna z czwórka dzieci wegetują w własnoręcznie zbudowanej szałaso-ziemiance. W krótkim czasie urządza znośne warunki życia i gospodarowania. Mimo wojny jest szczęśliwy w rodzinnym gronie o wyższym już statusie materialnym. Trwa to krótko.
W 1916 roku zostaje zmobilizowany do wojska austriackiego. Początkowo walczy w rejonie Sieniawy, Dukli, poczym przegrupowany zostaje jako artylerzysta na front włoski. Tam wysoko w górach, w Alpach w rejonie Pusterle, żołnierze zmagali się nie tylko z wrogiem, ale również z naturą. Walkę prowadzili chroniąc się i wegetując w okopach drążonych w skałach. Góry, mrożna aura, burze śnieżne oraz lawiny pochłaniały wiele ofiar. W czasie oblężenia, przed pójściem do niewoli włoskiej niszczy z kolegami działa artyleryjskie. Około 300 tys. żołnierzy armii austro-węgierskiej, w tym ok. 60 tys. Polaków trafia do niewoli włoskiej. Na froncie w Alpach zginęło ponad 150 tys. żołnierzy, a blisko jedna trzecia z nich zmarła w wyniku wychłodzenia W niewoli włoskiej panowały trudne życiowo warunki. W przepełnionym obozie brakowało jedzenia i zabezpieczenia higienicznego. O ucieczce z obozu nie było mowy. Duża była wśród jeńców zachorowalność/tyfus/ i śmiertelność.

Hallerczycy w drodze do Polski.
W drugiej połowie 1918 r. rząd włoski wyraził zgodę na rozpoczęcie rekrutacji jeńców polskiego pochodzenia do Armii Polskiej we Francji. Zgłosiło się ponad 25 tys. ochotników, a wśród nich Jan Tabor. Korzystając z nadarzającej okazji, trafia do Francji, do Armii Polskiej gen.J.Hallera, która od koloru munduru została nazwana Błękitną Armią. Początkowo umundurowani na wzór francuski, posiadali czerwone spodnie, czerwoną czapkę z orłem polskim, granatową bluzę i niebieski płaszcz. Na przełomie 1917 i 1918 r. armia została wyposażona w mundury jasnoniebieskie i czapki rogatywki. Składa polską przysięgę służąc w jednostce artylerii, w dywizjonie armat kaliber 75 mm.
Rota przysięgi Armii Polskiej we Francji:
Przysięgam przed Panem Bogiem Wszechmogącym, w Trójcy Świętej Jedynym, na wierność Ojczyźnie mojej, Polsce jednej i niepodzielnej; przysięgam, iż gotów jestem życie oddać za świętą sprawę jej zjednoczenia i wyzwolenia, bronić sztandaru mego do ostatniej kropli krwi, dochować karności i posłuszeństwa mojej zwierzchności wojskowej, a całem postępowaniem mojem strzec honoru żołnierza polskiego. Tak mi Panie Boże dopomóż!
Gen. Haller w wydanym rozkazie o ewakuacji Błękitnej Armii do Polski z 15 kwietnia 1919 roku napisał:
„Nastąpiła upragniona chwila wymarszu Armii Polskiej z ziemi włoskiej, francuskiej i amerykańskiej do Polski. Tak jak lata temu sto, wracamy dziś do Polski, szczęśliwsi niż tamci…Jadą do kraju Dywizje Polskie, stworzone na obcych ziemiach wysiłkiem całego narodu polskiego, a zwłaszcza dzięki dzielności i tężyźnie jego wychodźtwa w obu Amerykach, Północnej i Południowej; dzięki wytrwałej pracy polskich mężów stanu jak oto: Ignacego Paderewskiego i Romana Dmowskiego, dzięki orężnemu czynowi Naczelnika Rzeczypospolitej Polskiej J ózefa Piłsudskiego”.

Screen Shot 02-06-20 at 08.13 AM 001

Artylerzysta Jan Tabor pod koniec kwietnia 1919 roku w składzie Błękitnej Armii/AP/ jedzie przez Niemcy do odradzającej się Rzeczypospolitej Polskiej/RP/. Przegrupowanie AP do Polski rozpoczęto 16 kwietnia. Do Polski przyjechały 383 pociągi z Błękitną Armią. Sprzęt z niewielką ilością ochrony jechał w zaplombowanych wagonach, żołnierze, zaopatrzeni w prowiant na 8 dni, w osobnych wagonach. Ostatni transport z 383 pociągów przybył na ziemie polskie w połowie czerwca. Podczas przejazdu nie obyło się bez szykan i trudności na terytorum Niemiec. Ludność polska witała błękitnych żołnierzy „czym chata bogata”: kwiatami, wielkanocnym śniadaniem i radością. Było to przecież prawdziwe pierwsze polskie wojsko od czasów powstania listopadowego. Generał Józef Haller, witany jak bohater narodowy, przybył do Warszawy 21 kwietnia 1919 r.
Błękitna Armia była, jak na tamte czasy, bardzo dobrze wyposażona i wyszkolona. Posiadała 120 czołgów, 98 samolotów, wojska inżynieryjne, instruktorów, kawalerię, artylerię, wojska łączności, 7 szpitali polowych i bardzo wysokie morale żołnierzy. Podstawuwą bronią Hallerczyków był francuski karabin ręczny Lebel (wz. 1885/93 kaliber 8 mm). Masowym środkiem walki piechura był również granat, a kawalerzysty karabin, szabla i lanca. Uzbrojenie oficera obejmowało szablę i krótką broń palną. Siłę ogniową batalionu potęgowała broń maszynowa. Pod względem posiadanego potencjału pancernego (artyleria i czołgi) Armia Polska we Francji była prawdopodobnie czwartą siłą na świecie.
W maju przybyłe oddziały AP skierowane zostały na front wschodni – front walk polsko- ukraińskich. Uczestniczy w końcowej fazie tych walk – nad Bugiem i Styrem. Generał Haller podjął walkę o te same polskie miasta, o które walczył jako dowódca II Brygady Legionowej. Przez Galicję Wschodnią i Wołyń dotarł ze swoimi „Błękitnymi “na linię rzeki Zbrucz. Stawiał czoła okrutnym oddziałom konnicy Siemiona Budionnego. Jan jest już niedaleko stron rodzinnych, dokąd mógł powrócić tylko w marzeniach. Kolejno Jego żołnierka wiedzie na granicę Górnego Ślaska, gdzie przebywał w stanie ostrego pogotowia do czasu podpisania przez Niemcy Traktatu Wersalskiego. Pełni także służbę w oddziale zabezpieczenia Marszałka Józefa Piłsudskiego.
Udział w obejmowaniu Pomorza w polskie władanie 1920 r.
W październiku 1919 r. Generałowi Hallerowi powierzono dowództwo Frontu Pomorskiego, utworzonego do zajęcia Pomorza. Nadzór nad przygotowaniami do przekazania Pomorza Polsce sprawowała przybyła 20 grudnia 1919 roku specjalna komisja Ententy. Początek wycofania wojsk niemieckich miał nastąpić 7 dnia o 6 rano po ratyfikacji traktatu wersalskiego przez Niemcy. Wycofanie wojsk niemieckich dokona się strefami. Wojska wycofujące powinny unikać bezpośredniego zetknięcia się z wkraczającymi wojskami polskimi i nie powinno się to odbywać w godzinach nocnych (6 godzina wieczorem do 06.00 rano). Przekazywany teren podzielono się na 8 stref obsadzanych w ciągu 19 dni. W celu zapewnienia ochrony mienia prywatnego i utrzymania porządku publicznego będą utworzone: straż obywatelska i policja pomocnicza. Polskie wojskowe komisje odbiorcze przejmą ważne obiekty wojskowe i twierdze: Grudziądz, Chełmno i Toruń. Rewindykacji miały dokonać 2 fronty: 1. Wielkopolski — pod dowództwem gen. Józefa Dowbór-Muśnickiego i 2. Pomorski — pod dowództwem gen. Józefa Hallera.
W wydanej, przed operacją, odezwie gen. broni Józef Haller napisał:
„Żołnierze!
Idziemy nad polskie morze. Idziemy w kraj odwiecznie polski, tylekrotnie wydzierany nam przez wrogą siłę niemiecką, ale tęższą i większą jest jest moc polska, moc polskiego oręża i polskiego ducha. Dzisiaj dożyliśmy tej radosnej chwili, że Pomorze Polskie staje się znowu częścią składową naszego Państwa.”
Przejęcie ziem przyznanych Polsce nastąpiło w dwóch fazach. Pierwsza faza operacji rozpoczęła się zgodnie z umową 17 stycznia 1920 roku. W godzinach 08.00–11.00 wojska polskie przekroczyły dotychczasową granicę polsko-niemiecką. Pierwsze oddziały przeszły ją pod Nieszawą. Na prawym brzegu Wisły oddziały gen. Pruszyńskiego, wsparte przez 5. Brygadę Jazdy i pociągi pancerne „Hallerczyk” i „Odsiecz II”, zajęły 17 stycznia Działdowo i Golub, a 18 stycznia Brodnicę i Lidzbark. Dywizja Pomorska dowodzona przez płk. S. Skrzyńskiego 17 stycznia opanowała Gniewkowo. Pod Lipiem koło Gniewkowa doszło do starcia zbrojnego jej oddziałów z baonem wojsk niemieckich. Ze strony polskiej był jeden poległy/ plut. Pająkowski/ i kilku rannych. Powodem tego incydentu było nieporozumienie co do godziny przekroczenia linii demarkacyjnej przez wojska polskie. To starcie orężne nosiło charakter zupełnie przypadkowy i nie pociągnęło za sobą dalszych konsekwencji.
18 stycznia Dywizja Pomorska wkroczyła do Torunia. Dworzec toruński został zajęty przez pociągi pancerne „Wilk” i „Boruta”. Następnie opanowano: 19 stycznia Lubawę, 20 stycznia Wąbrzeźno, 21 stycznia Łasin, Radzyń i Chełmżę, 22 stycznia Chełmno Pom. Zajęcie Grudziądza oraz mostów w Toruniu i Grudziądzu, 23 stycznia zakończyło pierwszą fazę operacji.

Screen Shot 02-06-20 at 08.13 AM 002
Wąbrzeźno 20 stycznia – obecny tam hallerczyk Jan Tabor, tylko który?

Screen Shot 02-06-20 at 08.14 AM

Jan Tabor, w składzie Grupy Operacyjnej Frontu Północnego gen. Pruszyńskiego, której sztab rozlokował się w Wąbrzeżnie, bierze udział w obejmowaniu Pomorza /m.in. Grudziądza / w polskie posiadanie. Jako rolnik z pradziada korzysta z okazji poznania bliżej walorów pomorskich ziem. Szczególnie interesuje sie miejscowością nawiązującą do nazwy wsi rodzinnej wzbogaconą przymiotnikiem królewska. Był radosny podwójnie. Tu i wtedy bowiem narodziło się postanowienie by za niedługo, tu w rejonie Wąbrzeźna-Grudziądza, spędzić dalsze życie. Po latach wspominał „ […]tą /ziemię/sobie upodobał a Królewska Nowa Wieś to bogatsze przedłużenie Nowej Wsi n/Sanem”.
Ludność niemiecka zachowywała się w czasie wkraczania wojsk polskich na ogół spokojnie, wykonując zalecenia władz polskich, jednak zazwyczaj w przededniu przybycia wojsk polskich różnorodne organizacje niemieckie urządzały obchody żałobne, podczas których dawano wyraz swemu niezadowoleniu z przyłączenia Pomorza do Polski. Były również przypadki publicznych oświadczeń lojalności miejscowych Niemców wobec władz polskich. Wręcz agresywną postawę przyjmowały natomiast wycofujące się oddziały wojskowe. Ustępujący Niemcy dopuszczali się wielu prowokacji, doprowadzili do zbrojnego zatargu między innymi w Grudziądzu, zostawiali zaminowane tereny, ukryte bomby zegarowe. W niektórych okolicach Niemcy opuszczali miasta i wsie wśród bicia “żałobnych” dzwonów, odgrażając się, że niebawem powrócą na tę ziemKulminacyjnym punktem inkorporacji Pomorza była uroczystość zaślubin Polski z morzem. Odbyła się 10 lutego 1920 roku w puckim porcie. Dowódca wojsk polskich, obejmujących w posiadanie polskie wybrzeże, gen. Józef Haller dokonał symbolicznego aktu zaślubin Polski z morzem poprzez wrzucenie do morza platynowego pierścienia ufundowanego przez Polonię Gdańska. Poniżej fragment przemówienia Hallera wygłoszonego przy tej okazji:
„Oto dziś dzień czci i chwały! Jest on dniem wolności, bo rozpostarł skrzydła Orzeł Biały, nie tylko nad ziemiami polskimi, ale i nad morzem polskim. Naród czuje, że go już nie dusi hydra, która dotychczas okręcała mu szyję i piersi. Teraz wolne przed nimi światy i wolne kraje. Żołnierz polski będzie mógł dzisiaj wszędzie dotrzeć pod znakiem Białego Orła, cały świat stoi mu otworem”.
Zaślubiny w strugach deszczu.
Jak podają zapiski archiwalne oraz, jak wynika z zachowanych fotografii, tego dnia panowała iście deszczowa aura. Zgromadzeni obserwatorzy przybyli na pucką plażę z parasolami. W takich warunkach gen. Józef Haller symbolicznie wrzucił sygnet do wody na znak przyłączenia Bałtyku do Polski. Podczas tego wydarzenia niebo przeszył huk salw. Podniesiono także banderę Rzeczypospolitej.W Pucku była celebrowana także uroczysta msza dziękczynna. Był to ostatni etap odzyskiwania przez Polskę Pomorza. Nasz kraj ponownie i na przeszło 20 lat odzyskał dostęp do Bałtyku.

Screen Shot 02-06-20 at 08.14 AM 001

Uroczystości zaślubin zakończyły akcję przejmowania przez Rzeczpospolitą i jej armię ziem przyznanych Polsce na mocy postanowień traktatu wersalskiego.

Screen Shot 02-06-20 at 08.15 AM

Podczas aktu zaślubin odsłonięto pamiątkowy słup, na którym pojawiła się inskrypcja „Roku Pańskiego 1920, 10 lutego Wojsko Polskie z generałem Józefem Hallerem na czele objęło na wieczne posiadanie polskie morze”. Obecnie w Pucku znajduje się symboliczna replika.

Wojna polsko-bolszewicka.
Zaostrzająca się sytuacja na froncie polsko-sowieckim na początku 1920 roku spowodowała, że cała akcja rewindykacyjna musiała zostać przeprowadzona w sposób pokojowy oraz możliwie szybko, gdyż od tego zależał termin translokacji biorących w niej udział formacji na wschodnie rubieże Rzeczypospolitej. Tak więc, na nowo zajętych terenach pozostały jedynie nieliczne siły złożone głównie z formacji rezerwowych, Front Pomorski zlikwidowano ostatecznie 25 marca 1920 roku. Józef Haller wziął czynny udział w obronie Polski przed ofensywą bolszewików. Najpierw jako Inspektor Generalny Armii Ochotniczej, powołanej 7 lipca 1920 roku, a potem jako dowódca Frontu Północno-Wschodniego. Ponadto Haller odbył w tych dniach dziesiątki spotkań z żołnierzami na pierwszej linii frontu i wziął udział w wielu mszach świętych. To wreszcie on i jego oddziały wkroczyły 17 sierpnia 1920r. wieczorem do Mińska Mazowieckiego, podejmując ofensywę, która złamała linie bolszewickie w pobliżu Warszawy.

Screen Shot 02-06-20 at 08.15 AM 001
Na tym nie skończyły się jego związki z Bałtykiem. Pozyskał w tych dniach niezwykłą sympatię Kaszubów, których ujął patriotyzmem i pobożnością. Z czasem kupił dom we Władysławowie, nazywany „hallerówką”. Mieści się tam muzeum jemu poświęcone, stoi obelisk i przechowywane są cenne pamiątki. W latach 20. zamieszkał na stałe na Pomorzu w Gorzuchowie k. Chełmna (razem z żoną Aleksandrą i synem Erykiem.
Jan Tabor służbę wojskową, „wojaczkę” – jak mawiał, kończy w maju 1922 roku w Supraślu, w roli instruktora w szkole wojskowej. We wrześniu 1922 roku z rodziną, realizuje wojenne postanowienie a takze w odpowiedzi na wezwanie władz RP, imigruje na upragnione Pomorze, które miał sposobność poznać w styczniu i lutym w 1920 roku. Osiada w Królewskiej Nowej Wsi na Pomorzu /KNW – nazwa wsi do l. 1950-tych XX w./, zakupując od Błaszkiewicza, za pieniądze zarobione w Ameryce oraz pochodzące z podziału majątku rodziców, 28 morgowe gospodarstwo rolne. Jan dobrze gospodarząc, był szanowanym mieszkańcem wsi. Jego doświadczenie życiowe, zwłaszcza bogata osobowość chłopa zagonowo-pastwiskowego, emigranta zarobkowego, żołnierza wielu frontów a nade wszystko żarliwego patrioty, były zauważalne i godne naśladowania. W 1926 r. zostaje wybrany radnym w miejscowej gromadzie. Sołtysuje. W gminie Płużnica, będąc radnym, pełnił w latach 1935-37 obowiązki zastępcy wójta. Powiększa gospodarstwo do 44 mórg/11 ha/ o zakupioną rolę w pobliskiej miejscowości Pólko.
Adaptacja rodzinna i gospodarsko-społeczna aktywność w Nowej Wsi Królewskiej po prawie siedmiu latach “wojaczki” trwa do września 1939 roku. Hitlerowskie zagrożenie życia jako zakładnika, wysiedlenie i poniżająca niewolnicza praca wywiezionej rodziny Taborów w Rzeszy, to kolejny, bardziej dokuczliwy moralnie, fizycznie i materialnie rozdział w życiu Jana Tabora – Polaka z krwi i kości, katolika i patrioty.

Adam Feuer – ułan i rolnik.

Opracowanie Janusz Marcinkowski; na podstawie materiałów Ewy Feuer-Otręba.
Płużnica 2011 r.

Adam Feuer [*1901 ϯ1976]

F-ad (2)

[Fot. l. 1920 te]

Adam Feuer urodził się 2 grudnia 1901 r. w rodzinie Berty Koehler i Jana Feuera zarządcy domeny-majątku ziemskiego w Luszkówku położonym w gminie Pruszcz w pow. świeckim w woj. kujawsko-pomorskim. Senior Jan Feuer pracował tam w latach 1922-1934.W Luszkówku mieszkali w obszernym wiejskim domu o charakterze pałacu w pięknym, starym parku. Rodzina Feuerów mieszkała tam do 1934 roku.
Adam Feuer był absolwentem Akademii Rolniczej w Bydgoszczy. Na wydziale rolnym tej uczelni wykładano wówczas; matematykę, fizykę, fizjografię ziem, botanikę, chemię, anatomię zwierząt, choroby roślin, gleboznawstwo, meteorologię, miernictwo fizjologię roślin i zwierząt, ekonomię oraz historię kultury polskiej. Jak więc widzimy absolwent Akademii Rolniczej był człowiekiem wszechstronnie wykształconym.

Kopia z indeksu studenckiego Adama Feuera, studenta w latach 192..-1923.

F-ad (4)

Po ukończeniu uczelni od stycznia 1923 do czerwca 1939 roku pracował w majątkach ziemskich, poczynając od stanowiska praktykanta, a na samodzielnym zarządcy kończąc. Były to kolejno majątki; Sokołowo gm. Golub Dobrzyń, Luszkówko gm. Pruszcz Pomorski, Skorzęcin gm. Witkowo, pow. Gniezno, Zawodzie pow. Piotrków ?, Popowiec, Izabela gm. Mrocza, Dąbki gm. Wyrzysk.
W tym ostatnim majątku zastała go mobilizacja przed nadciągającą wojną. Zmobilizowany został w stopniu podporucznika rezerwy do 16 pułku Ułanów Wielkopolskich im. Gen Orlicza-Dreszera. Początek wojny zastał pułk w okolicach Chojnic i Tucholi. W wyniku ciężkich walk z oddziałami pancernymi gen. Heinza Guderiana w Borach Tucholskich (Bukowiec, Górna Grupa, Poledno) oraz bombardowań lotniczych 7 września 1939 pułk przestał istnieć jako zwarta jednostka (straty sięgały 40% stanu osobowego). Pomimo tego 150 ułanów 16 Pułku walczyło pod Kockiem. Wśród bohaterskich ułanów, którzy przeszli niezwykle chlubny szlak bojowy był ppor. Adam Feuer, który, po słynnej, ostatniej bitwie pod Kockiem, pod dowództwem gen Franciszka Kleeberga dopiero 6 października dostał się do niemieckiej niewoli. Osadzony został przez Niemców w obozie jenieckim oficerskim-oflagu VII a w Murnau. Obóz został wyzwolony przez Anglików 29 kwietnia 1945 roku. Nasz ułan przebywał jeszcze jakiś czas w obozie w Bambergu. Z rejestru byłych więźniów wynika, iż z obozu wyszedł w dobrym zdrowiu. Jak sam napisał w ankiecie personalnej w czasie pięć i pół letniego pobytu w obozie prowadził kursy rolnicze dla oficerów.
Poniżej część kopi formularza rejestracyjnego jeńców;

F-ad (1)

Po powrocie do kraju podjął pracę w znacjonalizowanych majątkach ziemskich, przekształconych później w Państwowe Gospodarstwa Rolne. W 1946 roku jest dyrektorem Zespołu PGR Brodnica na Karbowie. Potem zatrudniono go w PGR Ostrowite. Następnie widzimy go w administracji powiatowej na stanowisku kierownika referatu rolnego w Nowym Mieście Lubawskim. Następnie pracował w stadninie koni w Trzebiełowie pow. Szczecinek. W 1956 roku przeniósł się na teren powiatu wąbrzeskiego do PGR Wałycz. W latach 1957-1963 był kierownikiem Zakładu Rolnego w Niedźwiedziu w składzie wspomnianego PGR Wałycz.

Adam Feuer w Mgowie.
15 września 1963 r. został dyrektorem PGR Mgowo w dzisiejszej gminie Płużnica. Funkcję tą pełnił do 1966 r. Znalazło to odzwierciedlenie w kronice szkolnej i kronice „Klubu Ruch” tej miejscowości.
W szkolnej kronice w Mgowie zapisano, iż 1 września 1964 przybył na rozpoczęciu roku szkolnego, jako przewodniczący Komitetu Opiekuńczego mgowskiej szkoły, co z reguły przypadało szefowi tzw. zakładu opiekuńczego szkół, przedszkoli mieszczącej się w danej wsi lub w najbliższej okolicy.
11 grudnia 1965 roku, jak zapisała Urszula Wróbel kronikarka „Klubu Ruch”; „W Mgowie odbyło się zebranie Ligi Kobiet i Związku Młodzieży Wiejskiej w którym uczestniczyli: przewodnicząca Ligi Kobiet Zofia Bęczkowska, kier. szkoły Stanisława Kunicka i dyr. zakładu Rolnego PGR Adam Feuer”. Wtedy to ustalono organizację konkursu kucharskiego i utworzenia amatorskiego zespołu teatralnego w środowisku mgowskim. Inny zapis mówi, iż 7 maja 1966 roku uczestniczył z spotkaniu z przedstawicielami Wojska Polskiego w świetlicy „Klubu Ruchu” w Mgowie.

Adam Feuer w latach 1960 tych.

F-ad (3)

W rozmów z córką Adama Feuera Ewą Otrębą wiemy, iż rodzice; Irena Hornowska urodzona i wykształcona w wileńskim gimnazjum i Adam Feuer wzięli ślub 15 listopada 1947 roku w Zbicznie koło Brodnicy. W rodzinie tej urodziły się dwie córki; Krystyna rocznik 1949 i Ewa urodzona w 1955 roku.
W czasie pracy i pobytu w Mgowie rodzina mieszkała w mgowskim pałacu. Córka Ewa związała się z tym miejscem na parę lat, pracując w PGR Mgowo w latach 1980 tych.
Adam Feuer zmarł w 31 października 1976 roku.

Józef Miszkiewicz; życie i praca.

[*1907 ϯ 2000]

miszkiew (1)

[Fot. 1984 r. Płużnica]

Józef Miszkiewicz urodził się 15 maja 1907 roku w Chotowej pow. Stołpce w woj. nowogródzkim na Wileńszczyźnie, w rodzinie Stanisława i Anny. Ojciec zmarł, gdy Józef był niemowlęciem. Miszkiewiczowie „siedzieli” na ziemi nowogródzkiej od wielu pokoleń, od niepamiętnych czasów.

Rodzina Miszkiewiczów z nowogródczyzny.
==============================

Stanisław Miszkiewicz i Anna
———————————-
Dzieci Stanisława-rodzeństwo Miszkiewiczów;

Karol / Aleksandra(Olesia)/ Bernadeta / Józef
——————————

miszkiew (5)

Maria Sielicka, Karol Miszkiewicz oraz

synowie Miszkiewiczów: Ryszard Miszkiewicz [*1925 ] młodszy Zbigniew Miszkiewicz.

Rodzina; Józefa Miszkiewicza i Jadwigi Paradowskiej.

[*15.5.1907 ϯ2 12 2000] [*25.5.1915 ϯ14.7.1985

miszkiew (2)

 

 

 

 

 

Córka Jadwigi i Józefa Miszkiewiczów Bożena Miszkiewicz-Przybylska [*1942]

miszkiew (3)

O losach rodziny z opowieści Zbigniewa Miszkiewicza.

Młyn nasz w Mieszycach został zbudowany przez mojego Dziadka Stanisława Miszkiewicza. Budowę zakończył w 1894 roku. Po Stanisławie młyn i ziemię (9 ha i 3 ha lasu) dziedziczył najstarszy syn Karol. Młyn ten z różnymi wojennymi perypetiami był własnością rodziny do czasu wyjazdu do Kraju – do Polski z „urodzonej” pod patronatem Związku Radzieckiego Białoruskiej Socjalistycznej Republiki.
We wspomnieniach Zbigniewa Miszkiewicza było tak: „W rodzinie dziadka Stanisława były dwie córki, młodsze od mojego taty; Olesia, Bernadeta, oraz najmłodszy syn Józef. Zadaniem mojego taty Karola było siostry wydać za mąż z odpowiednim posagiem, natomiast młodszego brata Józefa wykształcić na nauczyciela, co było prawdopodobnie zgodne z wolą tegoż. Babcię Anię – wdowę po Stanisławie, tata zabrał do siebie. Wiem to wszystko stąd – gdyż mając 8 lat takie słyszałem o tych rodzinnych kwestiach rozmowy w moim domu!

Zbigniew Miszkiewicz spisał swoje wspomnienia, z których korzystałem, przy tym pisaniu.
Mieszczyce; to tutaj stał młyn Miszkiewiczów.

miszkiew (4)

Zbigniew w Mieszczycach.

O domu, jeszcze tym w Chotowie szły wspominki, zwłaszcza wtedy – kiedy trzeba było opuścić rodzinne białoruskie strony. Pisał więc Zbigniew: „ Kiedy doszli do zdjęć i pamiątek, przyszła na myśl nostalgia, i wtedy usiedliśmy wszyscy razem, rodzice zaczęli wspominać przedwojenne czasy, kiedy ten dom dudnił życiem towarzyskim. Przyszły wspomnienia, jak było tu dużo gości, przy okazji rodzinnych uroczystościach.
Bywali na przyjęciach zawsze: ksiądz proboszcz z kościoła naszej parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa w Chotowie, przed wojną w tym kościele przyjmowałem pierwszą Komunię Świętą, a mój tato, kilka lat wstecz. Ojciec mój pomagał budować ten nowy kościół. Bywali u nas sąsiedzi: Sadowscy, Łukaszewiczowie, państwo Bibikowie?, Bancerowiczowie z mniejszego chotowskiego majątku, Komendant Policji z Rubieżewicz i miejscowi państwo Suszkowie z Chotowy, których to prawie całą rodzinę wymordowali w czasie okupacji nacjonaliści litewscy. Najczęściej przyjeżdżała rodzina ze strony mamy Marii (Marysi) z domu Sielickich z Derewna, a ze strony taty Karola – brat Józef nauczyciel i siostry; Olesia i Bernadeta.
Józef Miszkiewicz nauczycielem.
Losy Józefa potoczyły się więc zgodnie z życzeniem wcześnie zmarłego ojca – Stanisława Miszkiewicza. Pobierał nauki w wileńskim Seminarium Nauczycielskim, które ukończył w 1931 roku z wynikiem celującym.
Pierwszą nauczycielską pracę podjął w 1932 roku we wsi Petrykowicze. Następnie awansował na kierownika Publicznej Szkoły Powszechnej w Pilnicy. Dla przypomnienia; w II RP ziemie te wchodziły w skład państwa polskiego. Polacy żyli tam zgodnie od wieków obok żywiołu białoruskiego. W tej wsi położonej niedaleko uroczyska Wazony pracował do 1938 roku. W tych to Wazonach młyn mieli znajomi Miszkiewiczów pp. Draczyńscy.

miszkiew (8)

Tablica dzisiejszej miejscowości Pilnicy, gdzie pracował Józef Miszkiewicz. Był tam nauczycielem, kierownikiem cztero klasowej publicznej szkoły powszechnej.

Rodzinne sprawy.
Z placówki szkolnej w Pilnicy, gdzie mieszkał, zajeżdżał do rodziny swego brata Karola młynarza, w oddalonych o 1,5 km Mieszycach. Pamięta te wizyty bratanek Zbigniew Miszkiewicz: „… będąc kawalerem przyjeżdżał do nas na rowerze. Razem łapaliśmy ryby, a z wieczora raki, które wypełzały na małą plażę położoną koło domu. Stryj miał sposób na ich łapanie – stawiał jakieś przynęty! Kiedy został przeniesiony w 1938 roku do Pietryłowicz bywał u nas, rzadziej, bowiem dzieliła nas odległość około 15 km, a może trochę więcej”.
Dobry los, przypadek sprawił, iż w życiu nauczycielskim Józefa pojawił się Alfons Paradowski [*2.8.1913 ϯ 22.7.2001] który; po ukończeniu seminarium nauczycielskiego został skierowany do pracy w publicznej szkole powszechnej na białoruskie kresy. Paradowscy pochodzili z Barłożna na Pomorzu Gdańskim.

miszkiew (6)

Alfons Paradowski nauczyciel, kierownik szkoły w Orłowie w latach 1945-1974.

W okolicy tej uczył również Józef Miszkiewicz. Alfons nie czuł się tam najlepiej. Inna kultura, białoruskie otoczenie, inny język, ściągnął więc do siebie swoją siostrę Jadwigę, aby prowadziła mu dom. Tam poznał ją Józef Miszkiewicz i pewnie nie obyło się bez tego, aby młodzi nie wpadli sobie w oko! Młodzi ślub wzięli w niedzielę palmową dnia 10 kwietnia 1938 r. Wybiegając naszą opowieść do przodu – powiedzmy, iż ze związku tego urodziła się w roku 1942 jedynaczka Bożena.

Na tym niewyraźnym zdjęciu Jadwiga i Józef Miszkiewiczowie.

miszkiew (7)

Przez całą okupację; Miszkiewiczowie i Paradowski mieszkali tam – na kresach. Po wojnie razem przyjechali na Pomorze, by w maju 1945 roku objąć szkoły w Płużnicy i Orłowie, które prowadzili, aż do emerytury.

Pierwsza okupacja sowiecka.
W Pietryłowiczach w czasie pierwszej okupacji sowieckiej Józef Miszkiewicz uczył w miejscowej szkole, w języku rosyjskim, gdyż dobrze znał oba języki; ruski i białoruski. Pewnie odpowiadało to władzy sowieckiej jaka nastała tam po wkroczeniu po 17 września 1939 roku Armii Czerwonej. Okres ten wspominał Zbigniew Miszkiewicz: „Uczyłem się w tej szkole w czasie pierwszego wejścia Sowietów, po białorusku i po rusku, władzą oświatową był wtedy „Narodny Komisariat Aswiety BSSR” w Mińsku.

Okupacja niemiecka.
Dla przypomnienia; 22 czerwca 1941 roku wojska niemieckie uderzyły na Związek Radziecki, czyniąc w początkowych miesiącach wielkie postępy.
W czasie okupacji niemieckiej, Józef Miszkiewicz z rodziną przeniósł się do Mieszyc, gdyż w Pietryłowiczach robiło się niebezpiecznie. Wieś leżała blisko Puszczy Nalibockiej, która naszpikowana była różnymi partyzanckimi oddziałami, które zachowywały się bardzo różnie!
W okresie tym, trwającym do 1944 roku nie pracował jako nauczyciel, gdyż w Mieszycach nie było szkoły. Z tą szkołą w Mieszycach było tak; funkcjonowała nawet w początkach niemieckich rządów, ale do czasu, bowiem pewnego razu na skraju wsi partyzanci sowieccy postawili armatę, i nie wiadomo dlaczego akurat w kierunku szkoły wystrzelili dwa pociski. Powstała ogromna wyrwa w ścianie i to był koniec funkcjonowania szkoły!
Poza wszystkim w Mieszycach była rodzina brata Karola, było więc raźniej, można było się wzajemnie wspomagać.
Żona Józefa – Jadwiga z d. Paradowska nie będąc nauczycielką – prowadziła gospodarstwo domowe.
Druga okupacja sowiecka.
Po wyparciu Niemców w 1944 roku, gdy po raz drugi przyszła nowa władza sowiecka, wówczas Józef Miszkiewicz zorganizował nową szkołę. Wspominał o tym Zbigniew Miszkiewicz w opowiadaniu „Młyn w Mieszycach”. (Dostępna na stronie internetowej). „Stryj był kierownikiem, ja też do tej szkoły uczęszczałem, chyba do czwartej klasy. Pamiętam takie zdarzenie; swego czasu, czegoś nie umiałem z arytmetyki rozwiązać, więc ściągnąłem od kolegi Czesława Sadowskiego. Zauważył to stryj, no i była awantura, dodatkowo oberwałem w domu od taty. Szkoła czteroklasowa była nowa, zbudowana przed wojną z bali, tak jak tam budowano wszystkie domy. Wybudowano ją trochę za wsią, przy trakcie do Iwieńca.
Wyjazd do Polski.
Nie wiemy jak wyglądał wyjazd do Polski rodziny Józefa Miszkiewicza – myślę, że nie będzie błędem, jeśli uznamy, iż miał on taki sam przebieg jak rodziny jego brata Karola. Zapoznajmy się z tą częścią wspomnień Zbigniewa Miszkiewicza traktującą o tej „podróży do Ojczyzny”. Było to tak; „W styczniu 1945 rodzice przynieśli wiadomość, że w Iwieńcu powstał Pełnomocny Polski Komitet do Spraw Ewakuacji i kto z narodowości polskiej chce, może wyjechać do Polski, na ziemie odzyskane po Niemcach, na Pomorze i Prusy. Oświadczyli nam; Tato będzie załatwiał wszystkie formalności, dodając; że stryj z rodziną – Józef Miszkiewicz, żona Jadwiga, i mała córeczka Bożena już załatwiają wszystkie sprawy, bo oni nic tu nie zostawiają, i pod koniec kwietnia 1945 roku wyjadą. Tak więc kiedy nadszedł kwiecień, zjedliśmy jeszcze razem Wielkanocne śniadanie (pierwsze święto trafiło w dzień 1 kwietnia 1945 r.), i na koniec miesiąca nastąpiło pożegnanie i ich wyjazd – rodziny; Józefa Miszkiewicza oraz Alfonsa i Apoloni Paradowskich. Był to chyba pierwszy transport rodzin z tych terenów. Gdy stryjek z rodziną dojechał na miejsce, osiedlił się w Płużnicy koło Wąbrzeźna, otrzymując pracę; kierowanie szkołą podstawową, zaraz napisał list, pisząc: „… szybko załatwiajcie sprawy, i przyjeżdżajcie, bo tu jest inny świat”.
Rodzice długo się nie namyślali, i powiedzieli: „chyba tu już Polski nie będzie, a pod władzą sowiecką nie da się żyć”.
Tam w Mieszycach zostawili; młyn, ziemię i nowo wybudowany, jeszcze nie wykończony dom. W miesiącu lutym 1946 roku; tato i mama przystąpili do pakowania rzeczy, i to co jeszcze zostało.
Po Bożym Narodzeniu i Nowym Roku 1946, rodzice przystąpili do wyjazdu. Jechaliśmy pociągiem do Brześcia nad Bugiem około 10 dni. Po drodze były postoje, czasem długie, czasem krótkie. Ale przedtem po załadowaniu i tuż przed wyjazdem ze Stołpc, przyszli jacyś czerwonoarmiści, pytając; czy mamy gołębie, czy mamy radio, broń, złoto i jeszcze coś, ale nie pamiętam o co więcej im chodziło. Niczego nie szukali, i powiedzieli „szczastliwej puti” i poszli. W Brześciu, również przyszli, ale sprawdzili tylko stan osobowy w/g arkusza repatriacyjnego; popatrzyli, sprawdzili siano, słomę – czy się w niej ktoś nie ukrywa i poszli.
Po iluś godzinach wreszcie ruszyliśmy w stronę wolności do Polski. Przejechaliśmy przez rzekę Bug i za godzinę pociąg się zatrzymał na stacji Polski Brześć. Nastąpiła taka radość, że nie umiem tego opisać. Było powitanie, polskie flagi, rodzice się popłakali. Pamiętam były takie bułki niedługie, które tato zaraz kupił, nie wiem za co, ale prawdopodobnie sprzedał złotą 5-cio rublówkę (Dzisiaj wartość ok. 800 zł), za jakieś pieniądze na dalszą podróż. Po jakimś czasie pociąg ruszył, i pojechaliśmy w centrum Polski”.
Moja rozmowa z Józefem Miszkiewiczem.
Kiedy kończył 87 lat usiedliśmy razem, aby porozmawiać o tamtych kurzem historii przysypanych sprawach. Pan Józef ze swobodą i z dającym się wyczuć miłym dla ucha kresowym zaśpiewem opowiadał o swych tragicznych przeżyciach w czasie II wojny światowej. Przeżył okupacje radziecką, niemiecką, zniszczenie szkoły, pacyfikacje, rekwizycje partyzantów radzieckich. W końcu szczęśliwie wylądował na naszym Pomorzu, by podjąć pracę 17 maja 1945 roku w szkole w Płużnicy. Tuż obok w Orłowie osiedlił się szwagier Alfons Paradowski, którego brat Jan był przedwojennym nauczycielem w tamtejszej szkole powszechnej. Jan Paradowski po wojnie został powiatowym inspektorem szkolnym w Wąbrzeźnie, w jakiś czas potem przeniósł się do Grudziądza na podobne stanowisko. Niezależnie od tego, iż po wojnie potrzeba było nauczycieli, to pewnie Jan Paradowski zapewnił swemu szwagrowi Józefowi Miszkiewiczowi i bratu Alfonsowi Paradowskiemu owe posady na sąsiednich szkołach.
W Płużnicy objął Józef Miszkiewicz kierownictwo szkoły, której właściwie nie było. Szkołę Rosjanie spalili na początku 1945 r. Stara, niewielka szkoła (dawna katolicka) przedstawiała również tragiczny stan. Okna bez szyb, zniszczone drzwi, brak podstawowego wyposażenia szkolnego. Nie lepiej przedstawiał się osobisty majątek rodziny Miszkiewiczów. Był tak niewielki, iż mieścił się on w podręcznym bagażu. Po tragicznej wojennej zawierusze dosłownie i ze wszystkim trzeba było zaczynać początku!
Kiedy myślę o Józefie Miszkiewiczu, to widzę starszego sympatycznego Pana, idącego energicznym krokiem przez Płużnicę po zakupy do pobliskiego sklepu. Zawsze też miał czas na rozmowę, na uśmiech, na porządne ludzkie „Dzień Dobry”! – Warto pamiętać o Józefie Miszkiewiczu, człowieku za którym szło kawał dramatycznej i skomplikowanej polskiej historii!

Jadwiga i Józef Miszkiewiczowie w latach 80 tych.

miszkiew (10)

Pani Jadwiga była bibliotekarką gminną w Płużnicy. Od 1974 roku bibliotekę przeniesiono ze szkoły do dawnej agronomówki, na kotnowskiej ulicy. Tak się złożyło, iż w tych latach mieszkaliśmy tam – obok – drzwi w drzwi, i to dosłownie; gdyż z biblioteki do naszego mieszkania wiodły wewnętrzne drzwi do wc, małej wspólnej kotłowni CO i do kuchni. Uważaliśmy więc Panią Jadwigę za członka naszej rodziny. Wspólnie paliliśmy w piecu CO, a w razie czego nasze małe dzieci miały w „pani bibliotekarce” miłą opiekunkę! Przyszedł jednak czas choroby i Jadwiga Miszkiewicz przestała się zjawiać w bibliotece, oczywiście z wielką szkodą nie tylko dla nas!

Działalność publiczna Józefa Miszkiewicza.
Powojenni nauczyciele na terenie gminy Płużnica, zgodnie z dawnym etosem nauczycielskim wspomagali działające wtedy na wsi stowarzyszenia – organizacje społeczne. Przede wszystkim widać ich przy ruchu spółdzielczym, w Gminnych Spółdzielniach „SCh”, tworzących się bankach spółdzielczych oraz w ruchu kółkowym odradzającym się począwszy od lat 60 – tych. W zarządach tych organizacji oraz w ruchu ludowym brał czynny udział bohater naszego opowiadania. Np. niżej Józef Miszkiewicz na spotkaniu-naradzie na sali urzędu gminy w gronie działaczy ZSL – Płużnica 1984 r.
.miszkiew (9)

Od lewej; Marianna Młynarska, Karolina Szczepanik, Stefan Liszaj, Stefan Kudła, Edward Bolisęga, Józef Miszkiewicz, Stanisław Paczkowski.

Bożena Miszkiewicz-Przybylska o Płużnicy, o Ojcu, o tamtych sprawach.
Sytuacja bazy szkolnej w Płużnicy po wojnie była bardzo trudna. Nowa szkoła stojąca we wsi, od strony Kotnowa została w 1945 roku spalona, dlatego też zajęcia były prowadzone w dwóch budynkach; w starej szkole, gdzie było tylko jedno pomieszczenie lekcyjne oraz w budynku pofolwarcznym na wyjeździe do Kotnowa. W starej szkole na zmianę uczyły się klasy IV i V. Natomiast klasy I, II, III oraz VI i VII uczyły się we wspomnianym czworaku podworskim.
Podobno zajęcia prowadzono również w budynku na kotnowskiej, gdzie do 1955 r. był urząd gminny, a w latach 1955 – 1973 roku Gromadzka Rada Narodowa.

miszkiew (13)

Józef Miszkiewicz z córką Bożeną w Płużnicy w 1949 roku.

W Płużnicy po objęciu przez ojca szkoły zamieszkaliśmy w „starej szkole”, budowanej za czasów pruskich. Zajmowaliśmy tam na parterze dwa pokoje oraz małą kuchnię. Pamiętam też piwnicę, strych i stodołę w której spało towarzystwo licznej rodziny Mamy przyjeżdżające do nas wakacje. Mieszkaliśmy tam do momentu odbudowania spalonej przez szkoły w 1959 roku. Pamiętam jeszcze wymurowany na ścianie szkoły ceglany krzyż.
W tym skromnym mieszkaniu, w razie potrzeby, dopóki nie otrzymali własnego lokum gdzieś na wsi, przesypiali na kanapie młodzi nauczyciele, np. Konrad Cichocki.
W tej starej szkole, w klasie stały szafy w których mieściła się biblioteka publiczna prowadzona przez moją mamę Jadwigę. Działała ona po południu, po zakończeniu zajęć lekcyjnych.
Moja mama angażowała się w pracę z kobietami zrzeszonymi w Kole Gospodyń Wiejskich. Prowadzone były w szkole kursy kroju i szycia, gotowania, zakładania ogrodów, uprawiania warzyw. Prowadzące kursy-szkolenia instruktorki nieraz nocowały w naszym domu. Rodzinie, jak wspomina Bożena Miszkiewicz mieszkało się tam dobrze. Niedaleko było do lasu, gdzie rosły rydze, które zebrane do koszyków powrotną drogą płukało się w jeziorze. Z jeziorem była wygoda, ponieważ ojciec zawsze mógł wziąć wędkę, pójść na ryby!
Mój ojciec, człowiek ze wschodu był tu w pewnym sensie obcym. Musiał więc się starać, aby przez miejscową ludność zostać zaakceptowanym. Na dodatek interesowały się nim władze bezpieczeństwa – UB. Jak sobie przypominam kilka razy był został aresztowany na 24 godziny. Byłam wtedy zbyt młoda, aby rozumieć przyczyny aresztowań, a na dodatek rodzice z dziećmi na takie tematy nie rozmawiali. Kłopoty te wynikały prawdopodobnie przez „ludzką zawiść”. Do władz bezpieczeństwa słano na niego donosy. Np. były zarzuty, iż zamiast dzieci mobilizować do obchodów 1 maja, to zachęcał uczczenia tych zakazanych – przedwojennych obchodów 3 majowych!
Pani Bożena pamięta tych milicjantów, prawie analfabetów, ludzi prostackich. Podaje taki przykład; kiedyś jej ulubiony pies pogonił za milicjantem, który zaczął do niego strzelać. Tylko przypadek sprawił, iż rykoszet z pistoletu ominął ją dosłownie o włos!
Ci sami ludzie uczęszczali na specjalnie prowadzone dla nich przez Józefa Miszkiewicza kursy dokształcające dla analfabetów z zakresu szkoły podstawowej. Był nawet specjalny podręcznik do nauki takich osób!
Kierownicy okolicznych szkół; Alfons Paradowski (brat mamy Jadwigi) uczący w Orłowie, Bronisław Paetsch z Czapel, Jan Neumann z Nowej Wsi Królewskiej, Mikołaj Oniśkiewicz z Józefkowa, Mieczysław Kiszka z Uciąża, oraz mój ojciec utrzymywali wzajemne kontakty, spotykali się, gościli. Trzeba pamiętać, iż jeżdżono rowerami, chodzono pieszo, nie było takich możliwości komunikacyjnych jak dzisiaj – a jednak utrzymywali stałe kontakty.
Kierownicy w ramach szkolnego rejonu organizowali konferencje nauczycielskie, na których po części programowej; szkoleniu, dyskusji – czasem bardzo ognistej – o sprawach dydaktyki, wychowania, następowała druga część; porządny obiad i wspólna zabawa, która trwała niejednokrotnie do „białego rana”. Takie konferencje urządzano kolejno w okolicznych szkołach. Wśród nauczycieli panowała wówczas silna koleżeńska więź i zrozumienie swego posłannictwa: „…niesienia kaganka oświaty w lud”.
Pamiętam też ks. Feliksa Windorpskiego. W jego pokoju na ścianie wisiał portret więźnia obozu koncentracyjnego w pasiaku – sam ksiądz był więźniem obozów. Z Płużnicy odszedł do Torunia, zdaje się do kościoła św. Jana.
Mój ojciec, niezależnie od tego, iż kierował szkołą był w imieniu wydziału oświaty płatnikiem dla nauczycieli okolicznych szkół. Pomagał też ludziom pisząc im różne pisma urzędowe.
Mój Tata po śmierci naszej mamy Jadwigi w 1995 roku przeniósł się do mojego domu do Suchatówki koło Inowrocławia, gdzie zmarł w 2000 roku. Pochowaliśmy go został obok Mamy na cmentarzu parafialnym w Płużnicy.

*Bożena Przybylska urodziła się 26.09. 1942 roku. 30. 3. 1964 r. wyszła za mąż za Zbigniewa Przybylskiego z Orłowa. Młodzi po ślubie w 1964 roku zamieszkali w pałacu w Orłowie w jego skrzydle administracyjnym
na piętrze, gdzie było kilka mieszkań pracowniczych. Mieli tam do dyspozycji dwa pokoje oraz kuchnię. Mieszkali tam także pracownicy SHR; Kaczmarczykowie, Osińscy.

Zbigniew i Bożena Przybylscy w latach 70 tych.

miszkiew (11)

Zbigniew Przybylski [*10.4.1938 ϯ 23.4.2007] pochodził z dyrektorskiej rodziny zarządzającego zakładem rolnym Orłowo, w latach 1945-1968 Alojzego Przybylskiego[*1905 ϯ 1968] Orłowo należało do „arystokracji” wśród państwowych gospodarstw, bowiem za staraniem Alojzego Przybylskiego majątek ten wszedł w grupę Stacji Hodowli Roślin zarządzanych bezpośrednio z warszawskiej centrali. Po śmierci Alojzego dyrektorem został jego syn Zbigniew. Prowadził je do 1975 roku, tj. do likwidacji SHR w Orłowie.
Przeniesienie Stacji było wynikiem umowy między centralą w Warszawie, a bydgoskim zarządem PGR, decydującą, iż SHR przejmie PGR Wierzchosławice w zamian za gospodarstwa; Orłowo-Bartoszewice, które miały łączny obszar ok. 700 ha. W Wierzchosławicach, oprócz produkcji nasiennej był przemysł rolny, grupa budowlana i 6 000 ha w 4 zakładach rolnych.

Do Wierzchosławic pp. Przybylscy przeprowadzili się w 1975 r. W 1993 roku Zbigniew Przybylski dostał wylewu krwi do mózgu, skutkiem czego przeszedł na emeryturę. W 1994 r. kupili dom w Suchatówce, na trasie Toruń – Inowrocław. Do własnego domu w Suchatówce przenieśli się na wigilię 1995 roku. Wtedy też zamieszkał w nimi ojciec Józef Miszkiewicz.

Nagrobki nauczycielskie Alfonsa Paradowskiego i pp. Miszkiewiczów na cmentarzu w Płużnicy.

miszkiew (12)