Diariusze, Kroniki, Opowieści z terenu gminy
Biografie ludzi gm. Płużnica

   Jan Tabor dzielny Małopolanin w służbie i pracy na pomorskiej ziemi.

        [Opracowanie Marian Tabor, Janusz Marcinkowski]

Rodzinna wieś.

Jan Tabor  urodził się 18 czerwca 1887 roku; ‘nomen omen’ we wsi Nowa Wieś nr 37, gmina i powiat Nisko nad Sanem jako najstarszy syn w wielodzietnej rodzinie  Antoniego i Karoliny z domu Syroka. Od najmłodszych lat pracował w niewielkim gospodarstwie rolnym rodziców. Wspomagał ojca w lesie na  zrębie drewna i jego spławie rzeką San do Sandomierza. Ojciec zasilając finansowo rodzinę  okresowo flisaczył i szewcował. W roli flisaka wielokrotnie spławiał drewno Sanem z Ulanowa do Sandomierza i dalej Wisłą do Gdańska, wracając pieszo do miejsca zamieszkania. Powrót trwał około dwóch tygodni i dlatego  przedsięwzięcie to było opłacalne.

 

 Nowa Wieś, okolica zagrody Taborów. Niżej; fragment pastwisk n/Sanem w Nowej Wsi. [Fot. Marian Tabor]

  Rodzina Taborów

  Antoni Tabor  Karolina Syroka

    Nowa Wieś pow. Nisko.

     ————————

 Rodzeństwo Taborów (*przyrodnie):

Jan/Walenty/Józef /Maria/* Franciszka Pyrzewicz/*Andrzej

Nowa Wieś / Biały Bór-Dębowa Łąka / Biały Bór/Wałdowo Szl./ Uciąż/                                  

Rodzina Jana i Marianny

Jan Tabor [*ślub 27.10.1909]Marianna Hawryło

[*18.06.1887 ϯ21.07.1976]  [*11.10.1885 ϯ19.03.1968]

 [Prowadzili gospodarstwo rolne w Nowej Wsi Królewskiej od 1922 roku.]

 

 Jan i Marianna [Fot. l.30-te XX w. M. Tabor]

W rodzinie  Jana i Marianny urodziło się  dziewięcioro dzieci;

 Franciszek [*1910 ϯ1952]

Wojciech [*1912 ϯ1980]

Antoni [*1917 ϯ2009]

Stanisław[*1920 ϯ1964]

Marian [*1922]

Józef [*1925 ϯ1963]

Jan [*1929 ϯ1994]

Maria i Michał zmarli w okresie niemowlęcym.

Jan Tabor w Ameryce.

W 1911 roku, na fali powszechnej emigracji zarobkowej wyjeżdża do Ameryki. W rejestrach Ellis Island (wyspa w obrębie nowojorskiego Centrum przyjmowania emigrantów z Europy), wpisanych jest 700 osób z rejonu Niska przybyłych w latach 1898-1923.  Jan pracował cztery lata w fabryce lokomotyw w Chicago i Detroit. Fizyczna praca satysfakcjonowała finansowo.

Żołnierz Franciszka Józefa I.

       Po wybuchu I wojny światowej w 1914 roku, głównie z pobudek patriotycznych, mimo nalegań do pozostania, wraca do domu. Ironia losu chciała, że dom do którego wrócił w wyniku działań wojennych został spalony. Żona Marianna i trójka małych dzieci wegetują w własnoręcznie zbudowanej ziemiance. Jan jednak w krótkim czasie urządza rodzinie znośne warunki  życia i gospodarowania.

        Wkrótce zmobilizowany został w powiatowym Nisku do wojska austriackiego, i  jako artylerzysta wysłany został na front włoski. Walczył w okolicach Sieniawy, Dukli, Mezelaborca. Nalazł się w kapitulującej twierdzy Pusterle koło Mediolanu, ale przed pójściem do niewoli włoskiej niszczy z kolegami działa artyleryjskie.

W ‘Błękitnej Armii’.

W niewoli włoskiej doszła go wieść się o tworzonym Wojsku Polskim w Francji i korzystając  z nadarzającej  się okazji, przedostał się do Francji, gdzie w grudniu 1918 roku, jako ochotnik, wstępuje tam do Armii Polskiej (AP) gen. Hallera i służy w jednostce artylerii, prawdopodobnie trafia do III-go dywizjonu 2 pułku artylerii lekkiej wyposażonego we francuskie armaty kaliber 75mm.

Pod koniec kwietnia 1919 roku w składzie Błękitnej Armii jedzie przez Niemcy do odradzającej się Rzeczypospolitej Polskiej.  3 maja, na stokach Cytadeli w Warszawie, uczestniczył w przeglądzie oddziałów przez Piłsudskiego i Hallera. Z tego okresu pochodzi często wspominane przez Jana, przypadkowe, wieczorne spotkanie ze spacerującym Komendantem Piłsudskim i jego reakcją na nieoddanie honorów na moście warszawskim. Komendant wówczas zapytał: „czy mnie nie znacie?”. Przedstawił się i w odpowiedzi uzyskał od mundurowych usprawiedliwiające słowa – „…nie zauważyliśmy…”. Dalej było już po żołniersku i bez reprymendy dla gapskich halerczyków.

W okresie 10-23 maja 1919 r.  uczestniczył w końcowej fazie walk na Ukrainie-na Bugu i Styrze, po czym pułk skierowano na granicę Górnego Ślaska, gdzie przebywał w stanie ostrego pogotowia do czasu podpisania Traktatu Wersalskiego przez Niemcy.

Pełnił  także służbę w oddziale zabezpieczenia Marszałka Józefa  Piłsudskiego.

         

Halerczycy w Toruniu…

W 1920 roku w składzie Grupy Operacyjnej dowodzonej przez gen. Stanisława Pruszyńskiego (Sztab w Wąbrzeźnie), Frontu Północnego gen. Józefa Hallera bierze udział w obejmowaniu Pomorza (m.in. 18 stycznia Torunia, 20 stycznia Wąbrzeźna i w dniu 23 stycznia  Grudziądza) w polskie posiadanie i w uroczystości zaślubin z Morzem w Pucku.

W wydanej, przed operacją, odezwie gen. broni Józef Haller napisał:

 „Żołnierze!”

          Idziemy nad polskie morze. Idziemy w kraj odwiecznie polski, tylekrotnie wydzierany nam przez wrogą siłę niemiecką, ale tęższą i większą jest moc polska, moc polskiego oręża i polskiego ducha.

          Dzisiaj dożyliśmy tej radosnej chwili, że Pomorze Polskie staje się znowu częścią składową naszego Państwa..”

Jan Tabor ziemię pomorską upodobał sobie bardzo. Był radosny podwójnie. Tu i wtedy bowiem narodziło się postanowienie by za niedługo, tu w rejonie Wąbrzeźna-Grudziądza, spędzić dalsze życie. Po latach wspominał -„…tom [ziemię] sobie upodobał, a Królewska Nowa Wieś to bogatsze przedłużenie Nowej Wsi n/Sanem.

       Walczył w wojnie polsko-bolszewickiej. W II połowie kwietnia 1920 roku Jego III dywizjon armat 75mm odchodzi na front nad Dniepr i Kijów. Od 10 czerwca brał udział w działaniach osłaniających wycofywanie się za Wieprz, gdzie wchodzi w skład grupy uderzeniowej biorącej udział w bitwie warszawskiej. Grupa wspierała 21 Dywizję Piechoty, walczącą potem nad Niemnem.

          Służbę wojskową, „wojaczkę” – jak Jan mawiał, kończy w maju 1922 roku w Supraślu, w roli instruktora w szkole wojskowej

Nowa Wieś Królewska na Pomorzu.

We wrześniu 1922 roku Jan z rodziną, w odpowiedzi na wezwanie władz RP, przeniósł się na upragnione Pomorze, które miał sposobność poznać w styczniu i lutym w 1920 roku w trakcie służby w oddziałach Hallerczyków. Osiada z rodziną w Królewskiej Nowej Wsi na Pomorzu. Nazwa wsi zmieniała się kilkakrotnie. Trudno powiedzieć, czy Jan zwrócił uwagę na podobieństwo nazwy do swojej rodzinnej wsi kupując tu gospodarstwo? Kupiono je od niejakiego Błaszkiewicza, za pieniądze zarobione w Ameryce oraz pochodzące z podziału majątku rodziców. Było tu 28 morgów, czyli  7 ha., dobrej, żyznej ale trudnej do obróbki chełmińskiej ziemi.

 

Dzisiejsza panorama Nowej Wsi Królewskiej, widok mniej więcej z gospodarstwaTaborów.

 

Gospodarstwo Taborów z Nowej Wsi Królewskiej, stan z 2010 roku

Wraz z Janem na Pomorzu osiedlają się bracia: Walenty i Józef, którzy podejmują pracę w Pomorskiej Odlewni i Emalierni w Mniszku k/Grudziądza: Walenty jako giser, Józef pucer.

Z rodziną Jana przyjechali rodzice żony Marianny: Barbara z domu Dudzic i Izydor Hawryłowie, którzy przed wojna żyli w niedalekim od Nowej Wsi Zarzeczu. Przyrodnie rodzeństwo Jana również opuściło wieś rodzinną, wędrując na Pomorze. Franciszka wyszła za mąż za Tadeusza Pyrzewicza i osiadła w Wałdowie Szlacheckim k/Grudziądza, natomiast Andrzej Tabor w pobliskim Uciążu.

Obydwaj po swej śmierci zostali pochowani na miejscowym cmentarzu parafialnym w Nowej Wsi Królewskiej zapoczątkowując mogiłę rodzinną, w której spoczywają również; senior Jan Tabor [ϯ1976 r.] i jego synowie; Franciszek [ϯ1952 r.] i Jan junior [ϯ1994 r.]

Dobry gospodarz.

Jan  dobrze gospodarząc, był szanowanym mieszkańcem wsi. Jego ogromne doświadczenie życiowe, zwłaszcza bogata osobowość od chłopa zagonowo-pastwiskowego, emigranta zarobkowego, żołnierza wielu frontów, a nade wszystko żarliwego patrioty, były zauważalne i godne naśladowania.

W 1926 r. zostaje wybrany radnym w miejscowej gromadzie-wójtostwie. Pełnił tu również funkcję sołtysa wsi. W gminie Płużnica, która została utworzona w 1935 roku, a w skład której weszła między innymi Nowa Wieś Królewska, został radnym, pełniąc w latach 1935-37 obowiązki zastępcy wójta Zygmunta Radkowskiego.

  

            Na zdjęciu z 1937 roku jest ówczesny Zarząd Gminny i Rada Gminna w Płużnicy kadencji 1935-1939. Zdjęcie wykonano w 1937 roku na schodach urzędu gminnego w Płużnicy, spalonego przez ‘wyzwolicieli’ w 1945 r. w pierwszym rzędzie od lewej stoi; Zygmunt Radkowski wójt gminy, Wiktor Ulicki urzędnik i Stanisław Bryx sekretarz gminny, wyżej od St. Bryxa, Jan Tabor.

Dobra pozycja społeczna, kilku chłopaków w rodzinie, powiększenie gospodarstwa do 44 mórg (11 ha) o zakupioną rolę w sąsiadującej miejscowości Pólko, wszystko to zapewne dawało Janowi i Mariannie wielką satysfakcję, gdyby nie nadciągające nad Ojczyzną i wsią ‘czarne chmury’.

Wrzesień i okupacja.

         Na początku września 1939 roku, na fali powszechnej paniki wojennej, i z dzisiejszego punktu widzenia błędnej decyzji ówczesnych władz Jan Tabor wraz z rodziną z wyjątkiem usamodzielnionych wówczas synów: Wojciecha i Antoniego, ładuje na wóz konny niezbędny dobytek i rusza w drogę. W dniu 3 września dojeżdża do Nielubia koło Wąbrzeźna. Dalej jechać nie pozwalają przegrupowujące się oddziały 16 Dywizji Piechoty. Z 66 pułkiem piechoty wycofuje się wówczas dowódca drużyny ciężkich karabinów maszynowych(ckm) plutonowy rezerwy Józef Guściora z Błędowa.

W skutek szczęśliwego zatrzymania przez wojsko pod Nielubiem, rodzina Taborów, została mniej narażona na bezcelowe błąkanie się po bezdrożach barbarzyńsko przez Niemców prowadzonej wojny, wraca do domu, w którym zastaje braci Józefa i Walentego z rodzinami z Białego Boru Grudziądza.

Nazajutrz w  Nowej Wsi Królewskiej na świat przychodzi syn Walentego – Henryk. Chciało by się w tym miejscu powiedzieć; wojna wojną, a natura swoje prawa ma! Wraz z nowonarodzonym rodzina podejmuje próbę ponownej „ucieczki”. Dojeżdżają do Orzechówka za Ryńskiem i po trzech dniach tułaczki wracają z powrotem na ‘jeszcze’ swoje gospodarstwo.

          Zorganizowani wcześniej miejscowi Niemcy przystąpili do czystek etnicznych mordując Polaków sąsiadów i rówieśników.  Niemcy rugują polskich gospodarzy z upatrzonych wcześniej posiadłości. Niejaki Heimann zawłaszczył plebankę (parafialne gospodarstwo), przymuszając do pracy w gospodarstwie proboszcza Stanisława Tabora syna Jana. Tenże Heimann w imieniu władz niemieckich kontrolował później całą okolicę, a zwłaszcza zachowanie pozostawionych tu Polaków. Niejeden z Polaków został skatowany przez niemiecką policję w Płużnicy za wskazaniem tego hitlerowca.

Ofiarę życia złożył nowowiejski proboszcz ks. Franciszek Bączkowski, więziony w Dachau, gdzie zginął śmiercią męczeńską w dniu 17 czerwca 1942 r.

Jan Tabor zakładnikiem.

          Jesienią 1939 roku Jan został aresztowany. Jest w grupie 50 aresztowanych zakładników. Zostali osadzeni w Wąbrzeźnie pod groźbą rozstrzelania ich za zabicie choćby jednego Niemca. Żona Marianna dożywiała męża, wielokrotnie wędrując pieszo przez „wroński” las do Wąbrzeźna. Wracając, często zastawała w domu ogólny nieład po niemieckich rewizjach  w poszukiwaniu broni. Na szczęście Jan Tabor pod koniec roku został zwolniony, gdyż nikt z Niemców w okolicy nie zginął. Można jednak podejrzewać, iż nie wszyscy zakładnicy wrócili do domu. Czasem wystarczyła czyjaś niechęć, zawiść ze strony miejscowych Niemców.

Wysiedlenie rodziny.

          W czerwcu 1940 roku, po kilku tajemniczych wezwaniach władz okupacyjnych na badania lekarskie, Jan z Marianną i dziećmi: Franciszkiem, Marianem, Józefem i Janem, zostali wysiedleni z gospodarstwa i skierowani do przymusowej pracy, do Plagowa k/Arnswalde; dzisiaj Pławno gmina Bierzwnik, pow. Choszczno w woj. zachodnio-pomorskim.

 

Synowie seniora Jana; następca na gospodarstwie w Nowej Wsi Król. Jan  i Marian Taborowie.

Na podstawie wspomnień syna Jana Mariana, czas ten prawie pięcioletni okres niewolniczego życia był niezwykle trudny i niebezpieczny;

„Początkowo, przez dwa lata, żyły w jednej izbie dwie rodziny liczące łącznie 16 osób. Ciężka fizycznie praca, głodowe racje żywnościowe i nieludzkie warunki bytowe wyniszczały ludzi. Trzeba było ‘zdobywać’ pożywienie; drób i płody rolne, najczęściej nocą, przy śmiertelnym zagrożeniu dla sprawcy. Jednakże takie ryzykanctwo warunkowało możliwości przeżycia. Jak wspomina; „…do perfekcji opanowałem nocną jazdę rowerem leśną ścieżką ze zdobyczą, za orientację mając tylko niebo. Zdobyczny drób służył często, jako towar wymienny na odzież, której również brakowało, który wymieniano w Stallagu w Fannenhot oddalonym 10 km od Plagow. Wielką chwałą  było posiadanie polskiego munduru”.

          Uwłaczający godności Polaków był chamski, ordynarny i poniżający, stosunek ‘aryjskich’ mocodawców. Pracując u bauera Hugo Krügera, poddawani byliśmy codziennie fizycznemu i psychicznemu wyniszczaniu. Pamiętając o zniweczonych kilku najpiękniejszych dla każdego człowieka lat młodości, chcę bez uczucia mściwości przekazać;  „Tego co nam uczyniono nie dawało się znieść bez zaciśniętych ust i rąk i przyrzeczeniem przyszłego wyrównania rachunku doznanych krzywd. Dobrze, że do tego nie doszło. Nie mam obciążonego sumienia, lecz, mimo poważnego wieku wszystko dobrze pamiętam! Proszę więc młodsze pokolenia naszego Rodu, by nigdy nie zapomniały o hitlerowskiej pogardzie wobec Słowian, zwłaszcza Polaków”.    [Marian Tabor]

Koniec germańskiego panowania.

2 lutego 1945 roku, po przejściu frontu, nadszedł  upragniony moment, kiedy pieszo przy wozie z jednym koniem, można było ruszyć z wygnania z powrotem do domu. Dobrej kondycji koń, którego zabraliśmy z gospodarstwa Krügera, niedługo potem został podmieniony przez żołnierzy sowieckich na gorszy. Działo się tak wielokrotnie w czasie dwutygodniowej podróży do domu. Była to istna wędrówka ludów. Im bliżej było domu, tym częściej można było napotkać swoich. W Toruniu Marian i Stanisław spotkali wracającego sąsiada Andrzeja Sochę. Spotkanie w jednej z toruńskich gospód, niedaleko zerwanego mostu, przebiegało w radosnej atmosferze. Były wtedy wspomnienia, toasty i gromkie patriotyczne śpiewy!

              Na miejscu zastali swoje gospodarstwo zniszczone i ograbione, które orędował Różalski, naznaczony przez Heimanna, do obrządku hodowli trzody chlewnej. Stara stodoła, aż po sam dach była odarta z desek. Mieszkanie zaniedbane. Jan z rodziną przystąpił do odbudowy własnego gospodarstwa.

W okresie 1946-47 pobudowano nową stodołę. W latach 1954-55 stanął nowy dom mieszkalny. Gospodarstwo w miarę upływu czasu, odzyskiwało dawne przedwojenny rytm z widoczną zmianą jaką niosły nowe czasy.

 

Gospodarstwo Janów; seniora i juniora Taborów. [Fot. marzec 2014 r.]

 Obywatelska samoobrona.

          Bracia Marian i Stanisław ubrani w mundurach żołnierzy polskich, te zdobyte za kury od jeńców z Stallagu w Fannenhot, w lutym 1945 r. utworzyli w Nowej Wsi Królewskiej wiejski oddział samoobrony. Na wyposażeniu mieli 6 mauserów i 1 szmaiser oraz oporządzenie. Wszystko to zdobyli, w okupowanym nadal przez Niemców Grudziądzu. Mimo, iż posiadali przepustki miejscowej placówki NKWD, to była to bardzo ryzykowna wyprawa młodych braci Taborów. W czasie tego wypadu do miasta z muru koszar na ul. Warszawskiej zerwali hitlerowskie godło „znienawidzoną gapę”, co fotografowali sowieccy żołnierze. Fotografii tej nie udało się odnaleźć. Marian Tabor ma nadzieję, iż może kiedyś to nastąpi?

Umundurowani, uzbrojeni z biało-czerwonymi opaskami na rękawach, samoistnie tworzyli forpocztę miejscowej policji porządkowej. Wykorzystywani byli przez NKWDzistów do patrolowania rejonu, jako tzw. „milicjonerzy” i wyłapywania szwendających się bardzo groźnych dla bezpieczeństwa polskiej ludności sowieckich dezerterów. Miedzy innymi w Wieldządzu przeprowadzono dwie nocne akcje ujęcia dezerterów gwałcicieli, których odstawiono do placówki NKWD w Radzyniu Chełmińskim. Po zorganizowaniu się miejscowych władz, oddział samoobrony braci Taborów zakończył działalność.

Aresztowanie Jana Tabora.

            Jan w 1947 roku, na wiejskim zebraniu, krytycznie wypowiadając się o aktualnym systemie społeczno-gospodarczym w powojennej Polsce, został aresztowany przez UB i osadzony w Wąbrzeźnie. Siedział tam około 2 miesięcy. Zwolniony w rezultacie stanowczej postawy synów: Józefa podoficera lotnictwa i Mariana pracownika Polskiego Radia w Bydgoszczy, podczas rozmowy w ‘areszcie wydobywczym’ w Powiatowym Urzędzie Bezpieczeństwa Publicznego w Wąbrzeźnie. W opinii Mariana Tabora „ skutecznie zadziałał wtedy mundur brata Józefa”.

Doświadczony „charakterem” nowej władzy Jan odsunął się od działalności społecznej. Żył wyłącznie dla rodziny poświęcając się bezgranicznie gospodarstwu. Dzielnie wspomagają go żona Marianna i synowie. Następcą w gospodarstwie zostaje syn Jan.

 

Jan i Marianna oraz synowie; Marian, Jan, Józef i Franciszek [Fot. l.1950-te]  *Józef w mundurze ppor. lotnictwa.

Niżej  Jan Tabor w gospodarstwie syna Wojciecha w Wieldzadzu  z wnukiem  Marianem w 1969 roku.

 

Odejście Marianny i Jana Taborów.

          Życie człowieka to wielki fenomen. Przychodzimy na ten świat, z ‘naznaczeniem’, iż będziemy musieli odejść. Pierwsza zmarła Marianna. Odeszła 19 marca 1968 r. Jan odchodzi na ‘wieczną wartę’ 21 lipca 1976 r. Obaj spoczywają w Nowej Wsi Królewskiej, w ziemi, która ich przygarnęła, karmiła i dała możliwość bytu rozrastającej się rodziny.

                                                                 Cześć ich Pamięci!

Nowa Wieś Król.; mogiła Marianny Tabor  i pokoleniowa; Hawryłów, Franciszka i Janów Taborów. [Fot. 2014 r.]

 xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

Wojciech Tabor z Wieldządza. ‚Kowal, rolnik i społecznik’.

Opracowanie; Marian Tabor, Janusz Marcinkowski. Płużnica 2016 r.

 

 [Wojciech Tabor w pocz. latach 70 tych.]

Młode lata Wojciecha.

         Wojciech Tabor s. Jana urodził się 6 kwietnia 1912 r. w miejscowości   Nowa Wieś k/Niska. Zmarł 29 lipca 1980 roku w Wieldządzu. Lata dziecięce spędzał w rodzinnej wsi, latem pasąc bydło, zimą chodząc do szkoły. Letnią atrakcję stanowiła kąpiel w Sanie. Rzeka była niebezpieczna, i chociaż w każdej chwili groziło utonięcie, to przeważała przyjemność pływania. Czas jego dzieciństwa był nie do pozazdroszczenia. Doskwierała wówczas powszechna wojenna i powojenna bieda spowodowana okrutnymi działaniami wojennymi, po raz pierwszy w dziejach tak silnie odciskającymi swe piętno na sytuacji ludności cywilnej. Jak wspominała Mama Wojciecha Marianna: „Przed zajęciami w szkole, jeszcze rano, synowie będąc w łóżku obierali ziemniaki na śniadanie”.  Pewnie te ziemniaki, jedzone rano, w południe i wieczorem niejedną rodzinę uratowały od głodowej śmierci!

Wojciech i kowalstwo.

W wieku 10 lat po osiedleniu się z wraz z rodzicami w 1922 roku w Nowej Wsi Królewskiej, na Pomorzu i ukończeniu tutaj Szkoły Powszechnej, podjął naukę kowalstwa u miejscowego mistrza Franciszka Jankowskiego,( męża akuszerki  p. Gackowskiej.) Po uzyskaniu stopnia zawodowego czeladnika kowalstwa, powołany został do odbycia służby wojskowej. Rozpoczął jej odbywanie w 66 pułku piechoty w Chełmnie, gdzie spędził tylko 2 miesiące, ponieważ został odroczony ze względów zdrowotnych. Przeszedł operację, o czym świadczyły blizny na szyi, które zawsze utrudniały mu między innymi golenie się. Kuźnię początkowo uruchamia w gospodarstwie ojca Jana, jednocześnie dokształcając się. Np. w Grudziądzu ukończył kurs kucia koni uzyskując tytuł „mistrza kowalstwa-podkuwacza koni”.

          W 1937 roku usamodzielnia się, obejmując kuźnię w Nowej Wsi Królewskiej w zabudowaniu p. Kuzary, w centrum wsi naprzeciw  starej poczty. Pracował w niej do początku wojny.

Okupacyjne przejścia Wojciecha.

Wojciech liczył się z możliwością osobistego zagrożenia ze strony miejscowych Niemców, stąd też od września do grudnia 1939 roku przebywał na samodzielnej „ucieczce” Gdzie!. Do wsi wrócił, kiedy urzędowo zakazany zostaje okres samowoli miejscowych Niemców, a ich zbrodnicza organizacja Selbstchutz rozwiązana. Wojciech Tabor uniknął najgorszego, co spotkało wielu Polaków. Zgodnie z okupacyjnym prawem przymusowo pracował w kuźni Bruno Felski’ego. Po wojnie gospodarstwo zajął Stanisław Kobiałka.

          Wieldządz w przeciwieństwie do Nowej Wsi Królewskiej, był  zamieszkały w większości przez Niemców.  W 1921 r. liczył 499 mieszkańców, w tym 169 Polaków i 330 Niemców. Przed wybuchem II wojny światowej  egzystowało we wsi zaledwie 16-stu polskich gospodarzy. Miejscowi Niemcy przejęli ster życia społecznego i kulturalnego.  Aktywną działalność prowadziły niemieckie związki i organizacje o charakterze faszystowsko-nacjonalistycznym. Funkcjonowała parafia i szkoła ewangelicka.

 Za największych „polakożerców” w Wieldządzu uchodzili: Beno Templin, Schlag (zarządca gospodarstwa Michała Kamrowskiego), Helmut Franz, Fresk, Kardacke, bracia Max i Fritz Kriegerowie, Helmut Zabel i Helmut Nehring. Dodajmy do tego nauczyciela niemieckiego Eryka Dalkowskiego

Jesienią, w lesie wałdowskim zostali zamordowani: Jan i Franciszek Gołębiewscy, Czesław Wojciechowski, Ignacy Baranowski, Bernard Kochanowski, Franciszek Studziński i przyjezdny Jerzy Liperowski.

Niedoszły morderca, miejscowy Niemiec Helmut Nehring (po wojnie gospodarstwo  p. Kutyły), w czasie „ucieczkowej” nieobecności Wojciecha powie „dobrze, że Wojciech zginął, bo go tu to samo czekało”, tak  jak postąpił z niedoszłym szwagrem Czesławem Wojciechowskim, bratem przyszłej żony Henryka Pajera.  Zemścił się na bracie dziewczyny do której bez wzajemności „smalił cholewki”. Los wymierzył mu sprawiedliwość. Ten okrutny morderca Polaków z Wieldządza i okolicy jako żołnierz Wehrmachtu zginął na froncie wschodnim!

Przejrzał także na oczy jego ojciec, mówiąc do Felskiego: „Wojciech to dobry kowal i człowiek, którego nie można krzywdzić”. Słowa te wypowiedział po okuciu staremu Nehringowi nowo sprawionego wozu. Wpłynęło to na zmianę zachowania Felskiego do Wojciecha. Odstąpiono od stosowania terroru psychicznego, głodzenia i podawania posiłków bez przypraw i soli, głównie za odmowę podpisania, wielokrotnie podsuwanej, niemieckiej listy narodowościowej. Chwała Wojciechowi za nieugiętą, patriotyczną postawę!

 

Wojciech w 1940 r.

Po 1945 roku.

Po przejściu frontu, Wojciech osiedlił się w poniemieckiej posiadłości Ludwika Templina w Wieldządzu /zdjęcie niżej/. Decyzję tę uzasadniał jako słuszną i jedyną rekompensatę za doznane od miejscowych Niemców krzywdy własne i żony Stanisławy Boruty, zmuszonej w czasie okupacji do pracy w gospodarstwie Schlag’a. Niemiecki zarządca gospodarstwa Kamrowskich Schlag w stosunku do polskich pracowników stosował różne i okrutne szykany. Celowo stwarzał poczucie zagrożenia ich bezpieczeństwa i życia.

Gospodarstwo Templina miało obszar  4,78 ha z zabudowaniami. W budynku głównym mieściły się: od 1922 roku agentura pocztowa, karczma z  salą widowiskowo-taneczną.

Na pocztówce z okresu ok.1900 r. są karczma, kościół, stacja kolejowa i szkoła.

 

Niżej ‘wieldządzka karczma’ z częścią mieszkalną, karczmą …

 

Wieś Wieldządz.

 

1949 rok. Gospodarstwo Taborów; widok od frontu.

 

Centrum wsi Wieldządz ok. 2010 roku.

W marcu 1945 roku na kilka miesięcy uruchomił Wojciech sklep spożywczy zaopatrując się w towar w Grudziądzu.

 

Rodzina  Wojciecha i Stanisławy Taborów.

——————————————————-

Rodzina Wojciecha                                  Rodzina Stanisławy

Jan Tabor         Marianna Hawryło              Jan Boruta    Barbara Szybińska

 [*1887 ϯ1976][*ślub 1909]  [*1885 ϯ1968]             [*1900 ϯ1980]*ślub 1926  [*…   ϯ1936]

  Gosp. rolne Nowa Wieś Król. od 1922 r.                      Gosp. rolne Józefkowo od 1935

Rodzeństo Wojciecha;                                    Rodzeństwo Stanisławy

Franciszek [*1910 ϯ1952]                                           Stanisława *1926

Wojciech [*1912 ϯ1980]                                              Alojzy *1929]

Antoni [*1917 ϯ2009]                                                  Maria *1932]

Stanisław[*1920 ϯ1964]                                              Apolonia *1934

Marian [*1922]

Józef [*1925 ϯ1963]

Jan [*1929 ϯ1994]

Maria i Michał zm. w niemowlęctwie.

                  ———————————————————-

                  Wojciech Tabor  ślub 1945 r. Stanisława Boruta

 [ *6.04.1912 ϯ29.07.1980][                   [*11.11.1926 ϯ5.1.1994]

                Nowawieś k/Niska.                           Drwinia k/Bochni.

                          Prowadzili gospodarstwo rolne w Wieldządzu

                       ———————————————————

                            Dzieci Wojciecha i Stanisławy;

Marian[*1945], żona Halina Guściora.

Helena[*1947], mąż Janusz Żuk.

Maria [*1948], mąż Zenon Pozorski.

Eugeniusz[*1950], żona Marianna Baran.

Czesław[*1953 ϯ1998] żona Józefa Woźniak.

Józef[*1955], żona Jadwiga Madea.

*Dwoje zmarło w okresie niemowlęcym.

 

 Taborowie; brat Wojciecha Marian, Stanisława i Wojciech. [Wieldządz 1949 r.]

 

Nad wieldządzkim jeziorem: Marian, Stanisława, Wojciech i dzieci; Helena, Maria i Marian.

Porzuca zawodowo kowalstwo, którym para się tylko dla potrzeb  własnych i sąsiadów. Zajmuje się gospodarstwem rolnym, które powiększa do  6–8 ha o grunty dzierżawione na „kamrówce” i „resztówce” oraz dokupione. Znany jest m.in. z posiadania pary, wypielęgnowanych i sprężystych, karych koni. Udziela się społecznie, jako miejscowy sołtys, radny gromadzki w Kotnowie, członek władz Gminnej Spółdzielni „Samopomoc Chłopska” („SCh”) oraz w Spółdzielni Oszczędnościowo-Pożyczkowej (SOP).

Należąc do miejscowej Ochotniczej Straży Pożarnej, w wozowni wydzielił stanowisko na ręczną, konną motopompę tzw. „sikawkę”, służąc własnymi końmi w  prowadzeniu akcji pożarniczej.

W latach pięćdziesiątych zrzekł się na rzecz gminy sali z pomieszczeniem bufetowym, w którym Gminna Spółdzielnia „SCh” założyła sklep spożywczy. Sprzedawał w nim Florian Przytuła z Wieldządza. Na wsi pojawił się więc sklep spożywczo-przemysłowy m.in. z chlebem „nałęczowskim” z wąbrzeskiej piekarni, dowożony ciężarowym „Lublinem” i z niezbędną wówczas naftą do oświetlania pomieszczeń.

W latach 60-tych po wybudowaniu nowego budynku sklepowego, odzyskał pomieszczenie po byłym sklepie, jako przynależne geodezyjnie do budynku gospodarczego. Gospodarzył uzyskując dobre zbiory zbóż, ziemniaków i buraków cukrowych. Prowadził hodowlę bydła i trzody chlewnej. W początkowym okresie hodował również owce.

Rozwinięte i zmechanizowane gospodarstwo, przekazał w zamian za emeryturę synowi Eugeniuszowi. Sam, przez pewien okres „dorabiał” na koszty kształcenia dzieci, stróżując w miejscowej  Gminnej Spółdzielni „SCh”.

W gospodarstwie Wojciecha Tabora do początkowych lat 2000 cznych gospodarowali Marianna i Eugeniusz Taborowie.

 

          Bezgranicznie pochłonięty był rybołówstwem. Często, gdy tylko czas pozwalał, dwukrotnie dziennie; „do dnia ” i po południu, wypływał łodzią na bliższą i dalszą jeziorną „górkę”. Nigdy nie wracał „bez ryby”- przysmaku, który  uzupełnia wyżywienie rodziny w trudnym, powojennym okresie.

Do szczególnie aktywnych, w tym okresie, wędkarzy należeli wtedy: Franciszek Murawski, Stanisław Skowroński, Władysław Mazur i Zygmunt Jankowski, którzy razem z Wojciechem tworzyli nieformalną grupę wędkarsko-towarzyską. Pasją tą zaszczepia synów: Eugeniusza, Czesława i Józefa.

          W pierwszych latach powojennych aktywny jest w  miejscowym zespole teatralnym. Grali m.in. w okresie bożonarodzeniowym jasełka. Wystawiali także m.in. „Grube ryby” Bałuckiego. Wieczory bywały często okazją do towarzyskich spotkań w oddzielnie usytuowanej „kuchni”, nie zakłócając spokoju życia rodzinnego.

 Niezależnie od zwykłych pogawędek, często podrasowanych czymś mocniejszym, grywano w karty. Bardzo popularną była gra w „Baśkę”. Kiedy pojawiło się radio początkowo zasilane akumulatorem, później  baterią, rodzina spotykała przy radioodbiorniku na wybrane audycje, zwłaszcza słuchowiska i koncerty. Można było mówić o kulturalnym komforcie.

Odejście … Stanisławy i Wojciecha…

O Stanisławie słów parę; córka Sybiraka i Żołnierza gen. Andersa, osierocona przez matkę Barbarę w wieku 10 lat, zabranych latach młodzieńczych na przymusowych robotach, bezgranicznie oddana była domowemu ognisku. Mimo dramatycznych, trudnych chwil nie zatraciła swej dobroci i szlachetności, była zawsze pełna ciepła i zatroskania o los dzieci i gospodarstwa. Wyjątkowo pracowita w domu, zwłaszcza gdy w początkach musiała obywać się bez elektryczności i podstawowych wygód. Gospodarna w obejściu gospodarstwa. Hodowała swoje ulubione  kury i kaczki, z pasją uprawiała ogród i warzywnik. Niestrudzona w pracach w polu; np. w ręcznym wiązaniu wyległego zboża. Była przykładem wspaniałej żony i matki!

Zmarli przedwcześnie…; Wojciech umiera 29 lipca 1980 r. Stanisława gaśnie 5 stycznia 1994 roku. Oboje spoczywają na cmentarzu parafialnym w Nowej Wsi Królewskiej w rodzinnej mogile z synem Eugeniuszem. Czesław  spoczywa na nowym cmentarzu.

                                                                 Cześć ich pamięci!

 

Groby; Stanisławy, Wojciecha, Eugeniusza i  Czesława Taborów.

 xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

Pożegnanie Eugeniusza Tabora!

[*8 09. 1950  ϯ16.10.2004]

 

Na cmentarzu w Nowej Wsi Król. zgodnie ze strażackim zwyczajem pożegnaliśmy członka Zarządu Powiatowego  i Gminnego OSP, Prezesa OSP Wieldządz. ‘Słowa Pamięci’ o Eugeniuszu w imieniu strażaków wypowiedział prezes  powiatowy Jarosław Herbowski.

Eugeniusz pełnił wiele publicznych funkcji. W latach 1996-2004 był sołtysem wsi i radnym Rady gminy Płużnica. Wiele czasu poświęcał funkcjonowaniu Ochotniczej Straży Pożarnej. Będzie nam Go brakowało!