Diariusze, Kroniki, Opowieści z terenu gminy
Biografie ludzi gm. Płużnica

 

Kiszka Mieczysław z Uciąża

 Opracowanie Janusz Marcinkowski

 Płużnica 2006 r.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Motto życiowe M. Kiszki; „Nie wielki polityk kształtuje życie, lecz szary nauczyciel”.

 Urodził się 30 września 1915 r. Kostrzynie w powiecie Środa Wielkopolska w rodzinie Andrzeja i Stanisławy z domu Jankowskiej. Rodzina Kiszków przeniosła się później do Torunia, gdzie Mieczysław uczęszczał w latach 1922-1926 do szkoły powszechnej w tzw. „szkoły ćwiczeń” przy Seminarium Nauczycielskim. Następnie w latach 1926-1932 uczył się w szkole wydziałowej i ostatecznie w latach 1932-1936 ukończył Seminarium Nauczycielskie w tymże Toruniu. Później już po wojnie w latach 60 tych skończył w Bydgoszczy Studium Nauczycielskie. Uzyskał więc Mieczysław Kiszka solidne nauczycielskie wykształcenie od szkoły ćwiczeń do Studium co procentowało w jego solidnej, „rzemieślniczej nauczycielskiej robocie”, jak sam określał powołanie nauczycielskie!

Pracę zawodową rozpoczął w 1938 r. w Publicznej Szkole Powszechnej na Podgórzu w Toruniu. W tym czasie był też wychowawcą wczasów letnich w Polskim Związku Zachodnim. W 1939 roku widzimy go jako nauczyciela tymczasowego w szkole powszechnej w Cegelniku koło Torunia. Praca nauczycielska była jego życiową pasją.

Jego pracę z dziećmi i pełnię osobowości nauczycielskiej najlepiej oddaje list ucznia Józefa Mickiewicza z 1985 roku, pochodzącego z Uciąża, adresowany do Mieczysława Kiszki: „Tęsknię za Uciążem… Bardzo mi było i jest nadal żal, że ten czas szybko minął, a szczególnie czas pobytu w szkole w Uciążu. Tutaj nauczyłem się najwięcej i do tej szkoły wracam zawsze całym sercem. Dlatego też przejeżdżając przez Uciąż już wieczorną porą nie mogłem nie zatrzymać się przy szkole. Długo stałem na boisku, tuż przed wejściem do szkoły. Zdałem sobie sprawę, że nie usłyszę dzwonka, ale może jednak! Przyszło mi na myśl wiele chwil i obrazów tak bliskich sercu. Zawdzięczam bowiem drogiemu Panu zbyt wiele. To, że polubiłem naukę, że pokochałem książkę, że nauczyłem się szacunku pracy przy najdrobniejszych obowiązkach szkolnych, że takie cechy jak dobroć, życzliwość i pogodna wyrozumiałość można komuś przekazać. Miałem później wielu nauczycieli, ale przekonałem się, że tylko jeden pozostał mi na całe życie”.

 Nie ominęła go służba wojskowa. W okresie od września 1936 do września 1937 r pełnił służbę wojskową w 6 dywizji Piechoty, odbywając kurs Podchorążych Rezerwy w 16 Dyw. Piechoty w Grudziądzu. W październiku tego roku wziął udział w kursie dla Oficerów Oświatowych przy VIII DOK Toruń. We wrześniu 1939 roku został zmobilizowany i wziął udział w działaniach obronnych Kielce-Radom w ramach Ośrodka Zapasowego 16 Dyw. Piechoty. Po powrocie z frontu został aresztowany 26 października w Toruniu i więziony w Forcie VII. Przez ponad 5 lat był więźniem obozów koncentracyjnych; Stutthof, Sachsenhausen, Mauthausen-Gusen do 5 maja 1945 roku. Pan Mieczysław raczej nie wspominał o tamtych trudnych obozowych dniach. Zachował się jedyny esej pod tytułem „Było i tak”. Pisał w nim iż przetrwał obóz dzięki swemu szczęśliwemu losowi, a także: „Tylko dzięki takim trzem kapom podstawowa część komanda mogła przetrwać ponad 3 lata bez wypadku śmierci i doczekać wolności!”

Zaraz po wyzwoleniu obozu koncentracyjnego przez amerykanów zabiera się do tej pracy i w roku 1945/46 był nauczycielem szkoły powszechnej w Ośrodku Polskim „Cammer” pow. Bückeburg w Niemczech. W ciągu dwóch miesięcy był kierownikiem szkoły kierowców samochodowych „UNRA Team 65”, we wspomnianym Ośrodku. W 1946 roku podjął decyzję o powrocie do kraju.

Los rzuca go do Uciąża z którym związał się na swe całe zawodowe życie. W Uciążu ląduje w 1946 r. obejmując stanowisko kierownika Szkoły Podstawowej. Pełnił je bez przerwy do 1976 roku. 7 czerwca 1976 r. został uroczyście pożegnany po 30 latach pracy. W tym też czasie kierował w latach 1958-1975 dwuletnią Szkołą Przysposobienia Rolniczego. Rozpoczynał tą żmudną nauczycielską robotę od organizowania kursów dla analfabetów, tworząc przedszkole wiejskie itp.

 

 Dwór szkoła w Uciążu, miejsce tak bardzo związane z osobą nauczyciela i kierownika szkoły w latach 1947-1976. [Fot. l.90 te. Uciąż-szkoła]

Dwór w Uciążu przez ok. 100 lat pełnił funkcje szkoły. Przez pełne 30 lat gospodarował nim Mieczysław Kiszka.

 

 Budynek do frontu i od strony parku. [Fot. z l. 70 tych]

 

Dzieci w przedszkolu. [Fot. l. 50 te Uciąż] Od lewej; Zdzisława Piątek, Adam Młynarczyk, Mieczysława Piątek i….

 

Pracując w Uciążu pełnił wiele funkcji społecznych i politycznych. Funkcjonowały tam w tych latach; Ochotnicza Straż Pożarna, Koło Gospodyń Wiejskich któremu przez wiele przewodniczyła żona Mieczysława, organizacje młodzieżowe; Ludowe Zespoły Sportowe, Związek Młodzieży Wiejskiej itp. We wszystkich zaznaczył silnie swoją obecność. O tego należy dorzucić organizacje przyszkolne; Związek Harcerstwa Polskiego, Polski Czerwony Krzyż, Towarzystwo Przyjaciół Dzieci, Związek Nauczycielstwa Polskiego. Sekretarzował w gminnym kole Kombatantów (ZBOWiD). Przez 15 lat prowadził wiejską bibliotekę. Był też kuratorem sądowym i terenowym opiekunem społecznym w Uciążu. W społecznym pakiecie spraw które go interesowały znajdowały się kwestie rolnictwa, infrastruktury technicznej na wsi (oświetlenie, przystanki autobusowe, świetlica, boisko) Otrzymał wiele odznaczeń i wyróżnień, w tym w 1982 r. Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski i w 1986 r. Krzyż Oświęcimski”.

 

 Podziękowanie i uznanie za społeczną robotę we wsi Uciąż i gminie Płużnica nastąpiło na uroczystej sesji Gminnej Rady Narodowej w 1984 r.

 Zofia Krawczyk przewodnicząca Gminnej Rady Narodowej wręcza dyplomy uznania; Bernardowi Grądzkiemu byłemu wójtowi gminy Płużnica z l. 50 tych, Franciszkowi Grzegorzewskiemu nauczycielowi z SP w Płużnicy, Mieczysławowi Kiszce i Władysławowi Kucowi rolnikowi z Czapel.

 Garść zapisów z kroniki wsi Uciąż, a dotyczących działań publicznych Mieczysława Kiszki;

 1950/52}w ciągu trzech lat do Uciąża na wakacje przyjeżdżały dzieci z Wąbrzena. Łącznie zorganizowano 5 takich turnusów. Prowadzącym te kolonie był Mieczysław Kiszka.

 1950}w tych latach zaczęło działać Koło Gospodyń Wiejskich, której przewodnicząca była Helena Rajca a od 1954 Gertruda Kiszka, która pełniła tą funkcję do lat 80 tych. KGW rozprowadzało pisklęta, pasze treściwe, nasiona. Prowadzono kursy gotowania, wyjeżdżano do kina i teatru.

 1954}od tego roku przewodniczącą Koła Gospodyń Wiejskich została Gertruda Kiszka żona kierownika szkoły podstawowej. Wcześniej kobietom z Uciąża szefowała Stefania Rajca.

 1954}21 listopada odbyło się zebranie gromadzkie w Uciążu w sprawie „uratowania domu gromadzkiego, który obecnie chyli się do upadku”. Zaproponowano, aby utworzyć z niego świetlicę wiejską, bibliotekę, i ewentualnie sklepu Gminnej Spółdzielni. W celu usprawnienia pracy wybrano komitet w składzie; Franciszek Bielicki, Katarzyna Młynarczyk, Mieczysław Ćwik, Stanisław Krystoszek, Mieczysław Kiszka, Bolesław Kościński, Józef Mul, Tadeusz Kornacki. Budynek komunalny zwano „domem ubogich „ lub „złotym dachem”.

 1955} po zmianach administracyjnych powstały Gromady. Uciąż znalazł się w gromadzie Nowa Wieś Królewska.

 1955} według jednego z zachowanych rachunków na remont świetlicy wydano 4 998 ówczesnych złotych. (Pensja 500 – 800 zł). W zakres prac weszło; otynkowanie świetlicy, ułożenie podłogi, osadzenie 2 nowych okien. Rachunek podpisał komitet w składzie; Józef Mul, Mieczysław Ćwik i Mieczysław Kiszka. Otwarcie wyremontowanej świetlicy wiejskiej nastąpiło na początku 1956 roku.

 1957}5 maja zakończono prace elektryfikacyjne we wsi.

 1958}w latach 1958-1973 funkcjonowała we wsi dwuletnia Szkoła Przysposobienia Rolniczego. Szkoła kierował Mieczysław Kiszka. W szkole tej uczyli; Witold Maciejewski, Ludwik Tarnowski, Zbigniew Czapliński, Danuta Skarżyńska i Janusz Marcinkowski. W szkole tej uczyła się młodzież z najbliższej okolicy, która zamierzała pozostać na wsi i prowadzić gospodarstwa rolne.

 1970} 9 lutego na zebraniu Kółka Rolniczego podjęto uchwałę o poszerzenie istniejącego oświetlenia ulicznego wsi. Niezbędność oświetlenia wsi uzasadniano późnym powrotem z prac polowych, istnienie przystanku autobusowego z którego korzystają mieszkańcy oraz młodzież z miejscowej Szkoły Przysposobienia Rolniczego. Piszący wniosek Mieczysław Kiszka uzasadniał wniosek, iż wieś odznaczono „Odznaką Tysiąclecia „ [Państwa Polskiego]. Wniosek w imieniu Kółka Rolniczego podpisał Antoni Florko.

 1977}22 sierpnia uroczyście w miejscu zniszczonej przez Niemców figurce przydrożnej odsłonięto pomnik poświęcony poległym na okolicznych polach żołnierzom WP i zamordowanego mieszkańca wsi Stanisława Ratynę. Uroczystość otwierał Roman Neumann dyr. szkoły w Nowej Wsi, okolicznościowe przemówienie wygłosił przewodniczący Gminnej Rady Narodowej Janusz Marcinkowski. Gościem szczególnym był brat zamordowanego Stanisław Ratyna. Odsłonięcia dokonał inicjator jego budowy, więzień obozów koncentracyjnych, emerytowany nauczyciel, opiekun świetlicy wiejskiej Mieczysław Kiszka.

 1982} opiekunem świetlicy wiejskiej i prowadzącym zajęcia z młodzieżą był Mieczysław Kiszka emerytowany kierownik szkoły. Zwracał On uwagę, iż młodzież organizując zabawy nie przestrzegała porządku, a urząd gminy nie kontrolował tej formy działalności rozrywkowej.

 1985} nieznani sprawcy namalowali swastyki na pomniku w Uciążu. W lipcu tego roku z wielką pompą pochowano dwóch zasłużonych strażaków z Uciąża; Stanisława Piątka i Mieczysława Ćwika. Kronikarz, Mieczysław Kiszka zapisał: „iż szerzą się nowe obyczaje ucztowania na wielkich stypach i coraz większej ilości samochodów wiozących gości pogrzebowych na cmentarz”. W tym samym roku zmarł Tadeusz Kornacki w wieku 58 lat, wzorowy rolnik, który jako rencista zamieszkał w Chełmży i tam został pochowany.

 Historyczne pasje Mieczysława;

Z sylwetką Mieczysława Kiszki nieodłącznie związane jest jego zamiłowanie do lokalnej historii, naszej „Małej Ojczyzny”. Gromadził wszystkie ważne fakty z historii Uciąża i najbliższej okolicy, dokumentował je i starał się upowszechniać tą wiedzę.

 

Pan Mieczysław pisał pięknym wyrafinowanym pismem, jakie dzisiaj trudno spotkać.

 Oto niektóre z tematów jego opracowań;

> przechowanie i uporządkowanie kroniki szkolnej 1902-1976 (3tomy),

> monografia szkoły w Uciążu,

> tłumaczenie kroniki z języka niemieckiego,

> metryka szkoły w Uciążu od 1922 do1939,

> rys historyczny wsi od pocz. XIII w.,

> kronika Szkoły Przysposobienia Rolniczego,

> zdarzenia z historii OSP,

> notki biograficzne Piotra Sławonia, Apolinarego Działowskiego,

> mieszkańcy wsi Uciąż,

> geneza budowy pomnika poległych żołnierzy WP w Uciążu,

> organizacje społeczne we wsi,

> rys zawodowy nauczycielstwa Płużnicy i Pomorza,

> ważniejsze wydarzenia we wsi 1983-1985,

> rys historyczny i życiorysy nauczycieli.

Na temat pasji kronikarskiej Mieczysław Kiszki na łamach Ilustrowanego Kuriera Codziennego wypowiedział się znany wąbrzeski zbieracz przeszłości Witalis Szlachcikowski; „Miałem niedawno w ręku kronikę wsi Uciąż w toruńskim, spisaną przez Mieczysława Kiszkę, emerytowanego nauczyciela, działacza społecznego i politycznego. Kronikę zaczął pisać z chwilą przejęcie szkoły i pisze ją w dalszym ciągu. Zgromadzony w niej bogaty materiał poprzedził rysem historycznym od XIII w. Wiele wartościowych materiałów zachowało się sprzed I wojny światowej. Podstawowym walorem kroniki jest jej szczegółowość i systematyczność zapisów. Ludzie są pokazani w działaniu i w obrazkach obyczajowych. Zapisy sięgają daleko poza granice wsi, choć w zamierzeniu miała być tylko kroniką szkoły. Mieczysław Kiszka mimo, iż jest na emeryturze nie zaniechał swej kronikarskiej pasji.

Dom Rodzina;

Na początek pobytu w Uciążu w zamieszkał u wdowy Gertrudy Kwiatkowskiej i przyszłej swojej żony, która zajmowała się małym ok. 2 hektarowym gospodarstwem, gospodarstwem oraz szeroką działalnością wśród kobiet pełniąc przez wiele lat funkcję przewodniczącej miejscowego KGW.

Razem wychowali czwórkę dzieci Kwiatkowskich: Zofię, Janinę, Gabrielę, Bernarda i trójkę Kiszków: Lucynę, Marię i Marka.

 

 Dom Kwiatkowskich-Kiszków w Uciążu. Fot. l. 80 te.

 

Gertruda i Mieczysław Kiszkowie. [ Fot. Uciąż l. 77 r.]

 Żona Mieczysława Kiszki-Getruda; primo voto Kwiatkowska matka Bernarda Kwiatkowskiego wojewody toruńskiego z lat 1992-1998, począwszy od lat 50 tych, aż po lata 80, kiedy to rodzina wyprowadziła się do Torunia, była przewodniczącą Koła Gospodyń Wiejskich w Uciążu wnosząc do tej wsi wiele dobrego w dziedzinie pracy kulturalnej, gospodarczej wśród miejscowych pań.

Kiszkowie to byli bardzo pracownicy ludzie, po trudnym wojennym czasie szukali satysfakcji z uładzonego i bezpiecznego życia. Z powodzeniem, w Uciążu prowadzili małe gospodarstwo w którym obok kawałka pola, zwierząt hodowlanych był piękny owocowy ogród i pasieka z pszczołami. Z tej ostatniej pasji żartował sobie, iż jest mimo socjalizmu, on jest kapitalistą-bowiem wykorzystuje pracę wielu setek robotnic.

 

 

 Gertruda Kiszka (w środku) z synową Barbarą i synem Bernardem Kwiatkowskim. [Fot. Uciąż l. 70 te M. Kiszka]

 

 Rodzina Kiszków w latach 70 tych.

 

Droga przez wieś [2006 r]. Za drzewami po lewej dom Kwiatkowskich-Kiszków, dzisiaj gospodarzy tu Jerzy Rajca.

 Pożegnanie Mieczysława Kiszki!

Mieczysław Kiszka [1915-2001] zmarł w Toruniu 5 lutego 2001 r. Pogrzeb odbył się na cmentarzu w Wąbrzeźnie. Pochowano Go niedaleko wcześniej pochowanego, tragicznie zmarłego syna Marka. W dniu 7 lutego 2001 roku na cmentarzu licznie stawiła się rodzina, znajomi, uczniowie, przyjaciele Zmarłego.

 

Wspomnienia Mieczysława Kiszki, byłego więźnia Fortu VII Toruń, Stutthofu, Sacksenhausen, Mauthausen, Gusen od października 1939 do maja 1945 r. Do tych okropnych wspomnień nie był p. Mieczysław skory, jednak przełamał się i na moją prośbę napisał poniżej prezentowane teksty.

„FRANZ UNEK blokowy nr 12 (7) KL Mauthausen”.

Wspomnienia Mieczysława Kiszki byłego więźnia KL Mauthausen, blok 12 A numer obozowy 1728 z okresu od 30 maja 1940 do 21 listopada 1941.

Franz Unek przyjął pierwszy transport Polaków z KL Sachsenhausen 30 maja 1940 roku, którzy przez władze obozowe byli określani jako niebezpieczni. F.Unek był średniego wzrostu w wieku 40-50 lat. Z postawy i ruchu przypominał szympansa. Jako długoletni więzień stracił zęby, dolna szczęka była znacznie wysunięta. Wymowę miał z silnym wiedeńskim akcentem, a przez utratę zębów niewyraźną. Z charakteru był porywczy, wybuchowy, ale szybko się uspakajał i wynagradzał delikwentów dobrym gestem, słowem, a czasem dodatkową porcją jedzenia. Skazany był za złodziejstwo i jako zawodowy przestępca nosił zielony trójkąt. Poruszał się elastycznym szybkim krokiem; był kiedyś sportowcem szczególnie zainteresowanym piłką nożną. Niemcy nazywali go „czarownicą obozową”, a później „polskim królem”. Funkcyjni Niemcy odnosili się do niego z dużym respektem, a może i strachem ; on zaś nie ukrywał się z tym, że ich nienawidzi. Przed nami określał ich jako „przeklętych prusaków”. Przypadkowo przydzielony na blok Niemiec szybko był spławiany. Jego blok miał być czysto polski. Z dużą wyrozumiałością wprowadzał nas w zawiłe stosunki obozowe. Jego „szwungiem” od początku był młody Polak Jerzy Kupiecki. Przy pomocy pisarza blokowego umieszczał ludzi w miarę dobrych komandach pracy co przy ogólnym złym kursie wobec Polaków nie było łatwe. W jesienno-zimowe wieczory po dzwonku na ciszę nocną przychodził do jadalni gdzie za ogrodzeniem z szafek stały 2 trzypiętrowe łóżka dla porządkowych i tłumacza(Baranowski). Szeptem prowadził rozmowy z każdym z nas. Chciał wiedzieć wszystko o naszym kraju i o tym co się działo w kraju w czasie napaści Niemców. Na bloku dbał o sprawiedliwy rozdział żywności, ubiory, warunki mieszkalne. Potrafił ochraniać blok przed Esesmanami, którzy a ciągu dnia kontrolowali bloki. Szczególnie ochraniała tych, których wybrał do drużyny piłkarskiej i chociaż pierwszy mecz z Niemcami przegrali nie zraził się tym. Zaczął ich systematycznie dożywiać. Sobie znanymi sposobami „organizował” jedzenie. Wnet Polacy grali lepiej od Niemców. Każda strzelona przez nich bramka wywoływała szał radości. Wtedy lepiej było nie być blisko niego. Skakał, klepał potężnie sąsiadów, krzyczał, a to mogło być niebezpieczne bowiem siłę miał dużą. Swoją złość na Niemców wyładowywał go gdy wybrano go do wykończenia najważniejszych więźniów, którzy wpadli przy piciu wódki. Sadystycznie wykończył tych silnych ludzi w ciągu jednego dnia przy pracy. Widziałem go w czasie „akcji”, mało przypominał człowieka. Szalał nad swoimi więźniami; poganiał pałą, cucił wodą i dalej poganiał, aż do skutku-do śmierci! Wieczorem na bloku był jak zawsze obojętny na drobiazgi. Pewnej nocy 1940 roku spadł pierwszy śnieg. Unek po przebudzeniu krzyknął do sztubowego-„Jokel śnieg!” Ubrał się i szybkim kocim skokiem pokonał otwarte okno i gdzieś pobiegł. Wrócił przed śniadaniem obładowany obuwiem, zarządził, że kto ma złe trzewiki ma zaraz wymienić. Przed wyruszeniem do pracy zarządził kontrolę i wtedy jeżeli brakowało parę ćwieków (w podeszwie) dostało się w „pysk”. Twierdził, iż o zdrowie trzeba dbać i jego polecenia wykonywać. Dostało się i mnie, ale na drugi dzień dostałem rano dolewkę zupy. Ogólnie miał ambicje ochraniać „swoich” ludzi wychodząc z założenia, że tylko on ma do tego prawo. Ogólnie jednak był tolerancyjny. Karał w ostateczności. Polacy z jego bloku na pewno zawdzięczali mu względny spokój w czasie pobytu na bloku, a to było po całym dniu pracy bardzo ważne.

Było i tak;

Minęło sześćdziesiąt lat od wielkiej gehenny Polaków po różnych więzieniach, obozach i wspomnieniach. Wszystko to prawdziwe, ale jeszcze niepełne. Wieloma sposobami dążono do szybkiego wyniszczenia „podludzi”. Pomocnymi mieli być wybrani współwięźniowie sprawujący różne funkcje w więzieniach i obozach. Trafiali się między innymi i tacy, którzy z dużym narażeniem siebie pomagali swoim oświadczeniem nowicjuszom.

Jako nr. 21138 w kwietniu 1940 r. trafiłem wraz z innymi na blok 18 KL Sachsenhausen. Blokowym był młody Niemiec z czerwonym trójkątem, który przed nami miał na bloku krakowskich profesorów. W czasie 6 tygodniowej kwarantanny w czasie której miał wolną rękę w stosunku do nas. Starał się wciągnąć nas w obozowy rytm. W odróżnieniu od innych nie wyżywał się nad nami. Nauczył unikać SS manów, a w szczególności niebezpiecznego Schuberta. Jedzenie dzielił sprawiedliwie. W okresie tym nie miał na bloki wypadki śmierci, czego nie można było powiedzieć o innych blokowych.

Pierwszym transportem Polaków trafiłem do KL Mauthausen na blok 12 15 maja tegoż roku. Blokowym był Franz Unek, starszy już wtedy człowiek, kryminalista, wiedeńczyk. Pochylona sylwetka, szybkimi elastycznymi ruchami przypominał goryla. Wysunięta dolna szczęka z resztkami zębów zniekształcała mowę wiedeńskiego dialektu. Poruszając się szybkim chodem brązowymi oczami świdrował swego rozmówcę. Był bardzo wybuchowy, ale szybko uspakajał się. W obozie miał przydomek „czarownica obozowa”, nazywano go też „Królem Polaków”. Wbrew pozorom z miejsca okazał się opiekuńczy. Dzięki jego stosunkom w obozie wszystko na jego bloku musiało grać. Przecież tu była siedziba komendanta {Franza} Zieriesa, którego wszyscy bali się jak ognia. Kiedy wszystko unormowało się Unek wieczorami po ogłoszeniu ciszy nocnej przychodził do odgrodzonej szafami części jadalni, a której było 6 łóżek dla sprzątających i prowadził szeptem długie rozmowy. Interesowały go nasze sprawy rodzinne, działania wojenne w Polsce. Swoje niezadowolenie wyrażał sycząc cicho „przeklęci Prusacy”. Na swoim bloku nie tolerował Niemców. Miał dobre stosunki w kuchni, warsztatach, magazynach co wykorzystywał na rzecz swego bloku i nas. Kiedy w nocy spadł pierwszy śnieg, jeszcze przed pobudką wyskoczył oknem i wrócił po śniadaniu obładowany świeżo naprawionymi butami. Te nawet z drobnymi uszkodzeniami były wymieniane na lepsze. Polecenia zawsze sprawdzał, kto mając uszkodzone nie wymienił, dostał solidnego kopniaka. Przed wyruszeniem do pracy zarządził kontrolę i wtedy jeżeli brakowało parę ćwieków w podeszwie dostało się w „pysk”. Twierdził, iż o zdrowie trzeba dbać i jego polecenia wykonywać. Dostało się i mnie, ale na drugi dzień dostałem rano dolewkę zupy.

Ogólnie miał ambicje ochraniać swoich” ludzi wychodząc z założenia, że tylko on ma do tego prawo. Ogólnie jednak był tolerancyjny. Karał w ostateczności. Polacy z jego bloku na pewno zawdzięczali mu względny spokój w czasie pobytu na bloku, a to było po całym dniu pracy bardzo ważne.

Wnet okazało się, iż Unek to znawca sportu. Znał nazwiska, dyscypliny i wyniki czołowych sportowców Polaków, poprawnie wymawiał nazwiska naszych olimpijczyków. Szczególnie interesował się piłką nożną. Wyszukał tych, którzy kiedyś grali w piłkę. Dla nich starał się o lepsze komanda, dodatkowe jedzenie aby poprawić kondycję. Pierwszy mecz nasi przegrali z „przeklętymi Prusakami”, ale każda piłka w siatce przeciwników wywoływała u niego wybuch zadowolenia. Wtedy lepiej było być trochę dalej od niego bo mógł uszkodzić z nadmiaru radości. Pewnego dnia trzech Niemców znacznych prominentów obozowych miało jakąś poważną wpadkę. Do egzekwowania kary wyznaczono Unka. Kopali głęboki dół na zbiornik do wody. Widziałem jak ci silni wypoczęci ludzie byli u kresu sił. Kiedy padali Unek wskakiwał na belkę przełożoną nad nimi i wodą przywracał im przytomność zmuszając do dalszej pracy. Miałem wrażenie, ze wyładowuje na nich cała swoja żywiołową nienawiść do Prusaków. To był ostatni dzień w ich życiu.

We wrześniu 1941 roku ratując mnie w trudnej sytuacji w komandzie z objawami wstrząsu mózgu umieścił mnie w części obozu przeznaczonej dla „muzułmanów”, aby stąd najbliższym transportem skierować do Gusen fili obozu Mauthausen. Tam po pewnym czasie trafiłem do komanda cieśli, które budowało nowe pomieszczenia dla przemysłu zbrojeniowego Steyer i Messerchmidt. Kapem był Niemiec z Wrocławia, kryminalista Heinz Brzeziński. Języka polskiego nie znał, do polskości oficjalnie się nie przyznawał się, ale otaczał się tylko Polakami. Żadnego Niemca nigdy nie miał w komandzie. Do spraw fachowych miał dwóch Austriaków, badaczy pisma św. oznakowanych fioletowym trójkątem. Był dobrym organizatorem, nie lubił krzyków, bałaganu. Miał respekt wśród innych kapów, nie pozwalał na to żeby ktoś krzywdził jego człowieka. W stosunku do swoich nie uciekał się do bicia, chociaż w obecności SS manów pozorował brutalność. Kto mu nie odpowiadał musiał z komanda odejść. W warsztacie i na budowach musiał być wzorowy porządek. Tolerował udawanie pracy, dobre dekowanie się szczególnie podczas złej pogody. Nie znosił krzyków, donosicielstwa, o wszystkim decydował sam. W odróżnieniu od innych kapów nie wytykał polskości z różnymi ubliżającymi dodatkami.

W ostatnim roku został zwerbowany do wojska. W komandzie nic się nie zmieniło. Pozostali „fioletowi’ z niechęcią, ale dla dobra sprawy zgodzili się zostać kapami. Nie zmienili niczego. Kierowali fachową stroną, organizowali pracę, nigdy nie bili. W skrajnych wypadkach denerwowali się, ale jeden drugiego wersetem religijnym uspakajał sprawę. Jako kapowie nie spoufalali się, ale robili wszystko co było możliwe, żeby dotrwać do nieuchronnie zbliżającego się końca wojny. Zgodnie z ich wiarą chcieli żyć, lecz śmierci się nie bali uważając ją za coś naturalnego. Zaraz po wyzwoleniu obozu przez Amerykanów zamiast pójść do domu odległego o 60 km obaj zajęli się obmywaniem i znoszeniem trupów, których w obozie było wiele oświadczając, że najpierw muszą spełnić swój obowiązek. Tylko dzięki takim trzem kapom podstawowa część komanda mogła przetrwać przeszło 3 lata bez wypadku śmierci i doczekać wolności!

*Od autora:

Mauthausen-Gusen należał do najcięższych obozów III Rzeszy. Ludzie, którzy przyjeżdżali do tego obozu umierali w niedługim czasie, a ci którym udawało się przeżyć zgodnie twierdzili, że byliby gotowi wracać do Oświęcimia na kolanach. Warunki w obozie zaczęły się poprawiać w 1943 m. in. dzięki cofnięciu limitu na rozmiar i ilość paczek żywnościowych oraz niepowodzeniom Niemiec na frontach II wojny światowej, nadal warunki jednak były gorsze niż w Oświęcimiu, Z początku jego więźniami byli prawie wyłącznie niemieccy i austriaccy socjaliści, komuniści, antyfaszyści i homoseksualiści. Począwszy od wiosny 1940 r. miał miejsce duży napływ więźniów z Polski, głównie ludzie ze środowisk inteligenckich. Śmiertelność wśród więźniów wzrastała, co spowodowało zainstalowanie krematoriów już w styczniu 1941 r. W lutym 1942 r. przeprowadzono pierwsze zagazowanie więźniów, były to próby na jeńcach sowieckich. W drugiej połowie 1941 r. miał miejsce napływ dużej liczby jeńców sowieckich. Wśród wielu narodowości były również duże grupy Węgrów i Holendrów. KL Mauthausen był również jednym z miejsc zagłady austriackich Żydów. Więźniowie pracowali w morderczych warunkach w kamieniołomie lub w okolicznych fabrykach, głównie zakładach zbrojeniowych. Szczególnie trudne były roboty przy konstrukcji fabryk podziemnych. Śmierć więźniów wynikała również z systemu terroru wewnątrz obozowego, faty złych warunków bytowych, chorób i epidemii, a także eksperymentów medycznych. Regularnie zdarzały się również masowe egzekucje, przez rozstrzelanie bądź zagazowanie, również w specjalnych ciężarówkach. Więźniowie tworzyli w ramach obozu ruch oporu. Szczególnie ostatnie miesiące przed wyzwoleniem były dla więźniów wyjątkowo dotkliwe, co wiązało się z trudnościami Niemiec w kwestiach zaopatrzeniowych. Przez obóz przeszło 335 000 więźniów, z czego wedle bardzo zróżnicowanych szacunków-zmarło od 71 000 do 122 000.

List Józefa Mickiewicza do M. Kiszki z 1985 r.

Wieniec Zdrój pod Włocławkiem 24 lipca 1983 r.

Szanowny i Drogi Panie Kierowniku! Od czasu kiedy otrzymałem od Pana list upłynęło wiele dni. Cieszyłem się bardzo słowami, które nadal są mi bliskie i drogie. Zamierzałem od razu napisać nieco o sobie. Zwlekałem, myśląc, że uda mi się Pana odwiedzić i bardzo podziękować za wszystko. Do tego doszła tez trochę uczniowska trema-otóż dlaczego nie odzywałem się wcześniej!

Wiele upłynęło lat od czasu, gdy wyjechałem z Uciąża. Ukończyłem studia historyczne w Toruniu. Nie skorzystałem z propozycji pozostania na uczelni, był to dla mnie świat zbyt wielkiej rywalizacji, układów i pogoni. Chciałem pracować spokojnie i nie odpowiadałby mi taki tryb życia. Dlatego podjąłem pracę w uzdrowisku dziecięcym, idąc śladami Pana. I tu pozostaję do dnia dzisiejszego. Kieruję zespołem pedagogicznym liczącym 35 osób. Poświęciłem się bez reszty pracy z chorym dzieckiem. Niekiedy przebywają tu dzieci z okolicy Wąbrzeźna.

Tutaj w Wieńcu Zdroju, oddalonym od Włocławka o 3 km, wśród lasów, żyję od 25 lat. Założyłem rodzinę. Mam 17 letnią córkę. Pierwsza córka mi zmarła. Zostało coś we mnie z chłopskiej natury bo nie chciałem żyć ani w bloku spółdzielczym we Włocławku, ani w mieszkaniu funkcyjnym. Na kupionej działce wybudowałem dom. Stoi w ogrodzie wśród drzew i kwiatów. Za płotem ciągnie się las pod sam Włocławek. Cisza i spokój. Ale nie zżyłem się z tymi stronami.

Tęsknię za Uciążem. Przykro mi bardzo, że ojcowizna jest w obcych rękach. Dlaczego tak się stało? Pan wie znając nasze sprawy. A rodzina, jak o zwykle bywa rozpierzchła się po świecie. Adam gospodaruje koło Kwidzyna, Wacław jeździ taksówką w Ciechocinku, Kazik już na emeryturze, a Zosia w Toruniu. Ona jest trochę pośrednikiem z moimi rodzinnymi stronami, bo niekiedy z mężem bywa w Nowej Wsi Królewskiej.

Byłem kilka razy w Uciążu, ale tylko przejazdem. Kiedyś podszedłem od strony Wronia. Patrzyłem na dawne nasze gospodarstwo, na widniejący w dali park, gdzie stoi moja szkoła, na zarysy budynku gdzie mieszka Pan kierownik. Bardzo mi było i jest nadal żal, że ten czas już minął. A szczególnie czas pobytu w szkole w Uciążu. Tutaj nauczyłem się najwięcej i do tej szkoły wracam zawsze całym sercem. Dlatego też przejeżdżając przez Uciąż już wieczorną porą, nie mogłem nie zatrzymać się przy szkole. Długo stałem na boisku, tuż przed wejściem do szkoły. Zdawałem sobie sprawę, że nie usłyszę dzwonka, ale może jednak ? Przyszło mi na myśl wiele chwil i obrazów tak bliskich sercu! A potem brukową ścieżką, którą budowaliśmy pod Pana kierunkiem, opuszczałem to kochane miejsce. Nie miałem sił przeszkodzić Panu, bo pora już późna, ale bym się chyba nie opanował. Zawdzięczam bowiem drogiemu Panu zbyt wiele. To, że polubiłem naukę, że pokochałem książkę, że nauczyłem się szacunku pracy przy nawet najdrobniejszych obowiązkach szkolnych, że takie cechy jak dobroć, życzliwość i pogodna wyrozumiałość można komuś przekazać. Miałem później wielu nauczycieli ale przekonałem się, że tylko jeden pozostał mi na całe życie.

Były takie momenty, że córka idąc do szkoły prawie że płakała. Bała się zagubienia i natłoku, częstego pospiechu i nerwowego odpytywania, tego że w szkole czuła się obco. I w takich chwilach, aby ją podnieść na duchu i rozpogodzić opowiadałem jej o mojej szkole. O tym, że w niej czułem się bardzo bezpieczny, o spokojnych pracowitych lekcjach, o pomocach, które wisiały na ścianach, a które Pan wykonywał własnoręcznie, o tykającym … w futerale zegarku, który stał na biurku, o wycinankach z naszej szkoły, o popołudniowych chwilach w szkole. O pracach na parkowych ścieżkach, i o tym, że późnym popołudniu jesienią pomógł mi Pan w jeździe rowerem pchając mnie na motorowerze spod Wąbrzeźna aż do Uciąża… I wtedy córka się rozpogadzała i uśmiechała. Dzisiaj zna moje szkolne tamte lata i patrzy razem ze mną na duże, wiszące na ścianie zdjęcie mojej szkoły. Z niej to droga poprowadziła w dalsze życie.

Od 1972 roku rodzice zamieszkali ze mną. Pożegnali Łabędź na zawsze. Warunki ich się polepszyły i sądzę, że mimo tej zmiany w starszym wieku, nieżałowani tego kroku. Zresztą wymagali już opieki. W 1981 roku rozstawałem się z Ojcem na zawsze. Spoczywa na cmentarzu obok żołnierskich mogił z września 1939 roku, tych żołnierzy, którzy spod Mełna, w drodze przez okolice Wąbrzeźna szli nad Bzurę. O tych czasach często wspomina mi Matka. Często też dopytuje się Zosi o wiadomości z Uciąża i okolic.

Chciałbym kiedyś, nie przeszkadzając Panu zbytnio, odwiedzić, pokłonić się i podziękować za wszystko. Miałbym może okazję zapoznać się z kroniką i jej nieprzemijającą wartością. Wdzięczny jestem Panu za przesłany , tak serdeczny list. Leży stale na stole w moim bibliotecznym pokoju i towarzyszy mi każdego dnia podczas lektury i innej pracy.

Już niebawem Dzień Nauczyciela. Tego dnia będę jeszcze bardziej sercem przy Panu kierownikowi. Będę życzył wszystkiego Najlepszego. Przesyłam również wyrazy szacunku Pana Małżonce i całemu domowi. Bywajcie zawsze zdrowi. Józik Mickiewicz.

———————–

W opracowaniu wykorzystałem zdjęcia z albumów: Mieczysława Kiszki, Bernarda Kwiatkowskiego, Adama Młynarczyka i z własnych zasobów.