Sprawa ks. Walentego Gołębiowskiego z Płużnicy
Zebrał i opracował Janusz Marcinkowski. Płużnica 2009
Ks. W. Gołębiewski (Gołembiewski) urodził się w 1837 roku. Po studiach w Pelplinie i na nieznanym uniwersytecie uzyskał stopień licencjata teologii. W 1867 r. został księdzem. Jako wikary pracował w Gniewie, Borzyszkowicach, Czersku, Koronowie, Wąbrzeźnie i Pucku. W okresie Kulturkampfu przyjął z nominacji rządu pruskiego, wbrew woli biskupa Marwicza, zarząd parafii w Płużnicy w kwietniu 1875 roku, w miejsce usuniętego i represjonowanego ks. Heliodora Łaszewskiego (1838-1920). Ks. Łaszewski w Płużnicy pełnił swoje obowiązki mimo formalnego zakazu władz pruskich i wydalenia z terenu regencji kwidzyńskiej. Rząd pruski nie uznał jego instytucji (wprowadzenia) przez biskupa Jana N. Marwicza na płużnickie probostwo. Został aresztowany i uwięziony w 1875 r. oraz zmuszony w następnym roku do opuszczenia ziemi polskiej. Po krótkim pobycie w Paryżu osiadł w Anglii, gdzie był kapelanem domu wizytek, wśród których przebywało wiele Polek wygnanych z ojczyzny. Do diecezji wrócił po 9 latach.
Przybycie ks. Gołębiewskiego do parafii w otoczeniu wojska wywołało rozruchy, bowiem miejscowi ludzie nie chcieli mieć nic do czynienia z księdzem narzuconym przez wrogą-pruską władzą. Doszło do zajść przed plebanią i kościołem, których epilogiem był proces w Grudziądzu przeciwko 63 oskarżonym o wywołanie zamieszek i działań przeciwko władzy. Wielu z nich skazano zostało na kilkunastomiesięczne więzienie.
Wskutek płużnickich zajść i oporu miejscowej, polskiej ludności przeciwko polityce Kulturkampfu w którą wpisano walkę władzy pruskiej z polskością i kościołem katolickim, w Płużnicy, aż do 1888 r ks. Walenty Gołębiowski odprawiał msze w pustym kościele! W 1888 r. zrezygnował z płużnickiej parafii i trudnił się w Kwidzynie handlem drewnem. W 1900 roku przeniósł się do Brodnicy. Po odzyskaniu niepodległości Walenty Gołębiowski nie otrzymując pensji od rządu niemieckiego poprosił biskupa Rosentretera o miejsce w przytułku. Skierowano go wówczas do Domu Księży Demerytów w Rywałdzie, gdzie często: „w ogrodzie widzieć było można starca brodatego, szwankującego umysłowo, rozprawiającego stale o Płużnicy”.
Kwerenda artykułów „Gazety Toruńskiej” [Kujawsko-Pomorska Biblioteka Cyfrowa] z tamtych lat pozwala nam na wejrzenie w tą sprawę, która wywoływała wiele emocji na całym Pomorzu.
Ø 1875} 24 kwietnia, w sobotę ukazał się artykuł w Gazecie Toruńskiej dotyczący ks. Walentego Gołębiewskiego: „Cośmy przewidywali, spełniło się-mamy Kubeczaka w naszej diecezji, a jest nim osławiony ks. licencjat Gołębiewski. Nieszczęsny-dobijał się sławy już w Zamartem i innych sławnych miejscowościach, sam siebie zwał sławny licencjatem Gołębiewskim wobec osób, których wiarygodność nigdy nie szwanku nie poniosła; ale sława jego pewnie nie dość jeszcze szwanku nie poniosła; nie dość jeszcze głośną mu była, począł przeto spinać się po laury na spadzistej drodze walki kulturnej. I imię tego nieszczęśliwego kapłana z pewnością krwawymi głoskami zapisane będą w kronikach miejscowych, bo to z jego to przyczyny wiele już łez popłynęło i wiele ludzi może już bardzo nieszczęśliwymi się stało. W chwili gdy to piszę, nie wiem co się dzieje w Płużnicy, bo po mieście[Chełmno] naszem tylko głuche krążą ciągle wieści i wojsko uwija się po ulicach. Ile wszakże dotychczas mi wiadomo, to podaję tu do publicznej wiadomości, a może kto inny dokładnie opisze. Gołębiewski zapowiedziawszy zgromadzonemu w puckim kościele ludowi, że to już odjeżdża na swoje probostwo w Płużnicy, zeszłej soboty wieczorem przyjechał do naszego miasta i zamieszkał w hotelu Rzymskim. Dnia następnego, w niedzielę, poszedł do kościoła gimnazjalnego na nabożeństwo ten smutnej sławy uczeń naszego gimnazjum, z brewiarzem pod pachą i usiadł między uczniami gimnazjum. Lecz już w kościele odbijały się o uszy jego niemiłe głosy: Kubeczak! Kubeczak! Które wszakże zatopionemu w brewiarzu nie pozwoliły pozostać w kościele. Po nabożeństwie dziatwa gimnazjalna wychodząc z kościoła, otoczyła ks. Gołębiewskiego, pytając się nawzajem czy to jest ten Kubeczak z Płużnicy? Z wrzaskiem odprowadzili go malcy aż do hotelu Rzymskiego. Powiadają, że widziano także p. Gołębiewskiego u fary na sumie, czemu wszakże nie mogę dać wiary. Przy obiedzie hotelu wyraził się Gołębiewski, że gdyby wszyscy księża diecezji mieli ducha takiego jak on, toby szczęśliwą była diecezja, na co mu odpowiedziano, ale co-nie wiem. Następnego poniedziałku widziano Gołębiewskiego na wózku dosyć maleńkim jadącego w jednego szkapkę do Płużnicy. Słyszano tedy ze wszech stron głosy Kubeczak! Kubeczak! Pan landrat chełmiński, zdaje się nie jechał z nim do Płużnicy. Tam niemiłe czekało go przyjęcie. Parafianie wyczekiwali, azali nie idzie „proboszcz”. Jak tam sobie z nim postąpili, nie wiem. Furman, który go zawiózł, mówi, że lud bardzo rozjątrzony i że na niego nawet chciał się rzucić za to, że woził odstępcę. Tłumaczy się nieborak tylko tem, że nie wiedział wcale kogo wiózł z sobą. We wtorek 20 bm miała być instalacja. Po obiedzie wydano rozkaz 35 żołnierzom, aby jechali do Płużnicy, bo straszne dzieją się tam rzeczy. Gdy już żołnierze byli gotowi do wyprawy i już ruszyli za miasto, nadeszła wiadomość, że już zdołano ludzi zaspokoić i że wszystko już dobrze. Dzisiaj w środę nad ranem przyszedł znowu rozkaz, aby wysłano 35 żołnierzy, po co tam, to nie wiem. Pan landrat i jeszcze dwóch panów ruszyło także rano ekstrapocztą ku Płużnicy.
P.S . Ostatnie wiadomości z Płużnicy; Z Chełmna więc jechał w poniedziałek ks. Gołembiowski (tak bowiem od pewnego czasu się pisze) do swych owieczek; w drodze powiedział do woźnicy: ja wiem, że tam może mnie śmierć spotkać, ale trzeba się poświęcić. Przybył pod wieczór do Płużnicy. Co teraz! Oczywiście trzeba się gdzie schronić i złożyć manatki. Podążył więc do domu, który widocznie był szkołą. Stuknął-wyszła jakaś panienka-a dobrodziej zapytał: czy pan nauczyciel w domu? Jest ale chory-była odpowiedź-Ja jestem Wasz proboszcz i proszę o pozwolenie złożenia tymczasowo mych rzeczy u pana nauczyciela. Nie ma miejsca! Choć w stodole?-Nie masz miejsca!-jeszcze raz stanowczo odparła panienka i trzasnąwszy drzwiami zostawiła jegomości na dworze. Stały dwie kobity i ciekawie mu się przyglądały: Czy wy jesteście organiściną?-zapytał jednej-Nie! Ale tamta. Przedstawił się jako proboszcz i dołączył prośbę o złożenie rzeczy: „Bieżta sobie skądeśta przyszli”-brzmiała odpowiedź. Przecież gdzieś trzeba głowę schronić; a więc w karczmie. Tu mu wskazał karczmarz jako miejsce spoczynku zwykłe dla wszystkich wędrownych legowisko. Ale dobrodziej namyślił się inaczej, złożył tylko swe rzeczy i piechotą puścił się do Augustynek, folwarku należącej do dzierżawcy plebanii płużnickiej. Nazajutrz wrócił wozem do Płużnicy, poszedł na cmentarz i ukląkwszy modlił się. Potem ucałował krzyż i skierował swe kroki ku plebanii. Po dość długim kręceniu kluczem w zamku skrzypnęły drzwi i wejście było wolne. Pootwierał wszystkie drzwi i okna i posuwistym krokiem przechadzał się po swojej rezydencji. Aleć niedługo trwała ta jego radość, bo oto ni stąd ni z zowąd ogromna ciżba ludu otoczyła plebanie z krzykiem: „Pokaż się popie, kiedyś naszym proboszczem”! Na to złowrogie hasło uznał dobrodziej za słuszne ogłosić stan oblężenia i zatarasował wejście. Niebawem też z brzękiem wyleciały szyby, a podważone drągiem drzwi upadły z trzaskiem. Teraz pomyślał sobie: „In fuga salus” i schronił się do ciemnej izdebki. Lecz gdy i tu go osaczono, wyszedł i rzekł: „Ja jestem waszym proboszczem”, ale kobiety zaczęły krzyczeć: „Pop, rabin, nie ksiądz”. Widząc, że źle będzie, rzucił płaszcz i czmycha. Ale chłopisko jakieś zgiętym kijem sięgnęło go za kark i zmusiło do zatrzymania. Teraz widząc, że trudno będzie się wydostać i słysząc groźby: do stawu z nim! utopić go! tłumaczy ludowi, że jest do ks. biskupa przysłany, że jest takim samym księdzem jak inni, że wczoraj miał mszę w Chełmnie (nieprawda!) wreszcie pomny, że tabaczka często z biedy wspomaga, sięgnął do kieszeni, chcąc ich tabaczką częstować. Nikt nie przyjął tabaki, a w odpowiedzi na argument o posłannictwie od ks,. Biskupa tak odrzekli; „Chodźmy do ks. dziekana do Wąbrzeźna, on nam powie, czy to prawdziwy ksiądz, a jeżeli tak jest to go pocałujem w rękę i przeprosin za mu. Po mitręgę”. Jak rzekli tak uczynili i dalejże w drogę ku Wąbrzeźnu. Po trzech ćwierciach mili zaczął ich prosić, by mu pozwolili wsiąść na wóz, ale odebrał odpowiedź, my idziemy pieszo, idź i ty. Tak przyszli aż do; tu skruszony padł na kolana, złożył ręce i tak się do nich odezwał: Ja widzę, żem zgrzeszył, przebaczcie mi i puśćcie mnie-przysięgam, że póki żyć będę, do Płużnicy nie zajrzę. Puścili go do Wąbrzeźna po tak uroczystym przyrzeczeniu, sami zaś gdzieś przepadli. Przecież mimo przysięgi myśli dobrodziej o odwecie spieszy, skoro stanął w mieście do burmistrza, ten telegrafuje do Chełmna o pomoc, a wojsko rusza w drogę. Otóż krótki przebieg smutnego wydarzenia.
1875} 26 kwietnia; Gazeta Toruńska „O ks. Gołębiewskim smutne dochodzą na wiadomości. Wątłe nadzieje nasze co do zwróceni się tego kapłana na inne tory okazały się rzeczywiście zbyt optymistycznemi. Dziś już każdemu, kto by jeszcze łudził się jakiemiś nadziejami co do lepszego namyślenia się ks. Gołębiewskiego, możemy tylko powiedzieć słowami Dantejskiemi: Lasciate ogni speranza-tym napisem nad bramą piekielną, który nie zawadziłoby wcale, gdyby i ks. Gołębiowski sobie przypomniał- boć pewnie czytał Dantego. Ks. Gołębiewski, że pominiemy już wszystkie inne szczegóły z pasma żywota jego w dniach ostatnich, osiadł już, jak nas zapewniają, na „swojej” plebanii w Płużnicy, co jednak nie obyło się bez antecendencyj, w których władze pruskie odegrały swoją rolę. Wedle innego bowiem, które dziś otrzymujemy, sprawozdania przyjechali do Płużnicy (nie możemy tylko dojść z listu, czy wczoraj czy przedwczoraj) prokurator z Grudziądza, sędzia śledczy z Chełmna i ktoś trzeci, aby skonstatować fakta zajść wtorkowych. Było tan nadto dwóch żandarmów, jeden z pobliża Płużnicy, który przed wszystkimi innymi okazywał się gorliwym w wybadaniu ludzi, czy brali udział w zajściach wtorkowych. Był tam naturalnie i sam ks. Gołębiewski, tą razą bardzo śmiały, mając spis osób obecnych w przypadkach wtorkowych. „A i ty chciałeś mię utopić – mawiał podobno ks. Gołębiowski do niejednego z „owieczek swoich!”. Aresztowano mnóstwo osób obojga płci i na wozach odstawiono do Chełmna.
Ø 1875} 27 kwietnia; Gazeta Toruńska: o ks. Gołębiewskim dowiadujemy się, że nie przebywa w Płużnicy, lecz w Wąbrzeźnie; może dlatego, że stacjonujące chwilowo wojsko już cofnięto z Płużnicy. Z szesnastu osób aresztowanych i odstawionych do Chełmna sąd chełmiński trzynastu już puścił na wolność.
Ø 1875 } 28 kwietnia; ks. Gołębiewski alias Gołembiewski zaszczyca od wczorajszego wieczora gród nasz swoją obecnością [w Toruniu].Pisząc o zajściach płużnickich , odwiedzenie ks. Gołębiewskiego przez redakcję pisma naszego, mianowicie o dopytywaniu się przez kapłana tego „dróg wyjścia” z położenia, jakie sam sobie zgotował, położyliśmy „drogi wyjścia” w cudzysłowie, a to nie bez przyczyny; umyślnie bowiem uczyniliśmy w ten sposób aluzją do artykułów Wiarusa po tymże napisem. Zrozumiały to , jak się zdaje, obydwa większe pisma poznańskie: „Dziennik Poznański” podając dosłownie nasz referat, opuścił tylko cudzysłowy przy „drogach wyjścia’; Kurier Pozn. zaś w sposób gość wyraźny dał poznać, że autora Wiarusowych „Dróg wyjścia” domyśla się w ks. Gołębiewskim. Dziś Wiarus odpowiada z oburzeniem na ten poniekąd zarzut Kuriera. Po wyrazach oburzenia pisze Wiarus: „Raz na zawsze oświadczamy, że ani ks. G., ani żadne duchowny z „drogami wyjściowymi” nie miał nic wspólnego. Artykuły te pisane ze stanowiska czysto politycznego, nie mogły wyjść spod Wiarusa uważamy sobie za obowiązek naznaczyć, że ks Gołębiowski z pewną ostentacją przyznawał się p. Glinkiewiczowi do autorstwa artykułów w Wiarusie p.n. „Drogi wyjścia”. Sposób opowiadania o tem sprawił na p. Glinkiewiczu to wrażenie, że gdyby ks. Gołębiowski nie był znalazł organu zgadzającego go w tych dążnościach, dziś nie mielibyśmy ks. Gołębiowskiego, pierwszego w decyzji naszej „Kubeczaka”. Że ks. Gołębiewski od dawna pragnął mieć pismo polskie ku krzewieniu swoich idei, wiemy z własnego doświadczenia; tylko że z Gazetą toruńska sprawa mu się nie udała”. [Gazeta nazwisko ks. G. pisała „gotisch”}
Ø 1875} 30 kwietnia; (Dalsze wiadomości z Płużnicy) Ks. Gołębiowski niedługo pobawił w Toruniu; w środę wieczorem bowiem wrócił już do Wąbrzeźna. Dnia wczorajszego policja tutejsza na rekwizycji prokuratoryj czyniła inkwizycje co do zajść płużnickich, wskutek czego aresztowano znów cztery osoby i dziś odstawiono do Chełmna. Zadziwia to nieco, ż policja przedstawia osoby ścigane Gołębiewskiemu, prowadząc je do hotelu w którym on tu przemieszkuje. Pomiędzy uwięzionymi znajduje się osoba, która czasu swego wspólnie z Niemcami radowała się z powodu festynu wiedervereinnigungowego (na pamiątkę pierwszego rozbioru Polski); dziś ta osoba, jak twierdzi Gołębiewski, okazuje się najgorszą w zajściach płużnickich. Dziwna zmiana czasu i ludzi !
Ø 1875} 7 maja; Gołębiewski wyniósł się z Wąbrzeźna na czas pewien z okolicę dawniejszego pobytu swego, tj. w okolicę Pucka. Jutro atoli, dnia 8 go wraca znów do Płużnicy, albowiem landrat chełmiński Stumpfeld ma go „uroczyście wprowadzić na urząd”. Dla bezpieczeństwa dwie kompanie wojska z Chełmna mają zająć Wąbrzeźno, Płużnicę i okolicę.
Ø 1875} 10 maja; „O uroczystej introdukcji” Gołębiowskiego na urząd plebana w Płużnicy w dniu 8 maja piszą nam co następuje: Przy „uroczystości” w sprowadzenia Gołębiowskiego na urząd plebański przez władze pruskie ani żywa dusza nie była obecna, prócz wykonawców i straży bezpieczeństwa, tj. prócz landrata chełmińskiego p. Stumpfelda, jego pomocnika Rexa, sześciu żandarmów i jednej kompanii wojska, a nadto zastępcy patrona kościoła płużnickiego ( Niemca protestanta). Każdy żołnierz miał 40 ostrych nabojów, a nadto cały wóz z nabojami był podobno w odwodzie. Aresztowano trzech ludzi i zaraz odstawiono do Chełmna, a to podobno jedynie dla tego, że się wzbraniali włożyć na bryczkę rzezy Gołębiewskiego! Spodziewać się należy, że sąd chełmiński niebawem wypuści ich na wolność. Wojsko pozostanie załogą tylko w Orłowie i Ostrowie, a to dopóty, dopóki zupełny nie nastąpi spokój ; jednakowoż dla pewności ma mieszkać w plebani razem z Gołębiewskim żandarm. Dziś w niedzielę, miał Gołębiewski odprawić pierwsze nabożeństwo, na którym, aby tylko kimś zapełnić kościół, cała kompania wojska miała być obecną. Z innej strony mamy doniesienie o dyslokacji wojska, wedle którego to doniesienia nie tylko wsie Ostrowo i Orłowo otrzymują załogę, lecz i miasto Wąbrzeźno. Do Ostrowa i Orłowa przybywa wojsko z Chełmna, do Wąbrzeźna z Grudziądza.
Ø 1875} 24 maja; [Gołębiowski i skutki jego instalacji w Płużnicy] Gołębiowski rezyduje jeszcze na plebanii płużnickiej, a to pod osłoną załogującego również jeszcze po okolicy wojska; ale nikt nie wierzy, izby po cofnięciu wojska i w ogółem po pozbawieniu Gołębiowskigo opieki zbrojnej pozostać mu miało tyle ducha, by krótki czas pobawić jeszcze w Płużnicy. Jak słychać, Gołębiewski nawet dziś pod osłoną wojska, nie zażywa spokoju wewnętrznego; będąc sam na sam, mawia podobno do siebie głośno: „co to będzie! co to będzie!”, a po chwili pociesza się: „ha, przecież będzie inaczej!”-Nie zagospodarował się też jeszcze Gołębiewski na dobre; albowiem obywa się jedną służącą (Niemką), spożywa w domu małe tylko przekąski a na obiady chodzi do pobliskiego folwarku Augustynki, do Niemca. Od przybycia Gołębiewskiego w naszą okolicę harmonijne dotychczas stosunki pomiędzy ludnością polską, a nie niemiecką coraz widoczniej zrywać się zaczynają. Oliwa z wodą zmieszana, dwa odrębne pierwiastki, wracają na swoje miejsce. Gołębiewski stał się owym probierzem dającym poznać Polakom, jak dalece Niemcy i Żydzi byli ich przyjaciółmi. Ci, którzy dotychczas biwakowali z Polakami przy jednym ognisku, dziś przeciw nim się zwracają. Co się tyczy Żydów, nieliczne między nimi zachodzą pod tym względem wyjątki. Śledztwo przeciw osobom aresztowanym w sprawie Gołębiowskiego jest w biegu: niewiadomo mi przecież, do jakiego stopnia oskarżenia są śledztwem stwierdzone. Najwięcej obwiniony jest niejaki p. Przyłubski, oskarżony o podburzanie tłumu. Pan Przyłubski aresztowany siedzi w więzieniu chełmińskim, lud nie uczęszcza na nabożeństwa i konsekwentnie nazywa Gołębiowskiego panem a nie księdzem.
Oskarżeni z wypadków w Płużnicy, których liczba przeszło 60 wynosi, choć 19 osób tylko w śledztwie więzią, mają być sądzeni w początku września, ku czemu nadzwyczajne posiedzenie sądu przysięgłych będzie wyznaczone.
1875} 8 lipca: „Wszystkie parametry kościelne z Płużnicy, których znać nie chciano zostawić tam ks. Gołębiewskiemu, dotąd jeszcze pozostają w ukryciu. Prokurator grudziądzki wzywa, aby mu doniósł, kto wie, o ich przechowywaniu”.
1875} 28 lipca; Już nawet ceglarz z Józefkowa nie chodzi do pana Gołębiowskiego na nabożeństwa, lud konsekwentnie nazywa Gołębiowskiego panem a nie księdzem.
1875} 13 października; Jeszcze sprawa płużnicka. Odsługujący w Chełmnie jednoroczną służbę wojskową Grajewski, rzucił w gronie kolegów na odwachu wkrótce po wypadkach płużnickich kilka słów, wyrażających niechęć przeciwko Gołębiewskiemu, za co wsadzono go na dłuższy czas do aresztu. Teraz zgłosił się do seminarium kleryków w Pelplinie, nie mógł jednakowoż na czas, gdy się Kursa rozpoczynały, wstąpić do seminarium, gdyż musi jeszcze służyć cały ten czas, który spędził w areszcie, ażeby jednoroczną służbę uzupełnić.
Ø 1875} 24 październik; Z Ziemi Chełmińskiej; Pan Walenty Gołembiewski w Płużnicy czuje się głęboko dotkniętym dowodem Germanii, że w rzeczach prawa kanonicznego do nieuków należy. Zajmuje się znowu wypracowaniem oświadczenia so Geselligera, które zapewne wnet się pojawi, którego treść oczywiście tyle będzie warta, co poprzednie jego wynurzenia się. Mianowicie popróbuje p. Gołembiewski usprawiedliwić się z tych zarzutów i grzechów, które z obcowania swego z płcią piękną przypomniano mu w ostatnim czasie. Jest bowiem tego przekonania, że nie zawinił tak bardzo, iżby mu probostwa powierzyć dla tego nie można, gdyż sam biskup miał mu powiedzieć, że w razie wakansu, o ile to od niego zależy, będzie o nim pamiętał. Nie przeczymy, ale pytamy o rzecz główną t.j. kiedy to ks. biskup powiedział? Niezawodnie przed czasem wykrycia podobnych sprawek, a w każdym razie już przed wystąpieniem Gołembiewskiego z Kościoła. Gołembiewski jeździł dwa razy z Płużnicy do Pelplina, szukając porozumienia, do czego przynagla go szczególnie bieda materialna, gdyż rząd tak dobrze jak go zupełnie opuścił, uważając stosunki z nim za bardzo niepoczesna, mianowicie w ostatnim czasie. W Pelplinie przecież nikt go przyjąć nie chciał ; zbyt boleśnie tam dotknęła ta okoliczność, że biedny lud płużnickiej parafii drapieżnym wilkiem musiał nazwać tego, który miał być dobrym pasterzem i ku temu z rąk biskupich odebrał święcenie.
Ø 1875 } 30 października; w Koronowie krążą pogłoski, że ks. Gołębiowski z Płużnicy stara się o opróżnione tamtejsze probostwo, które do Nowego Roku ma być obsadzone. Faktem jest, że Gołębiowski pisał w tej sprawie poufny list do tamtejszego organisty Rakowskiego, swego bliskiego krewnego, prosząc go, ażeby napisał na przesłanym liście do nieznanego z nazwiska Gołębiowskiego komisarza obwodowego adres i oddał list komu należy, co też organista uczynił. Jeżeli nas pamięć nie zawodzi, to w toku procesu przed sądem przysięgłych w Grudziądzu wykazało się, ż Gołębiowski będąc wikariuszem w Koronowie, ochrzcił tam dziecko w occie. Nie zadziwi przeto, że się tam w dobrej zakonserwował pamięci.
Ø 1875} 9 listopad; Z Płużnicy dowiadujemy się, że położenie Gołembiewskiego nader przykre. Do kościoła nikt nie chodzi, nikt też naprawdę nie wie, czy i jak się tam nabożeństwo odbywa, gdyż nikt ani z Gołembiewskim, ani z otaczającymi go osobami się nie styka. Otaczają go zaś tylko chłopcy, jakiś organista i kobieta gospodarstwem się zajmująca. O swoim czasie słychać dzwonienie, lecz do kościoła nikt nie wchodzi, i chyba chłopcy z organistą słuchają nabożeństwa. W ostatnich dniach widywano Gołembiewskiego przy kopaniu kartofli. Sam zagiąwszy poły wybierał kartofle, gdyż za największe pieniądze ludzi by nie dostał. W ogóle nikt u niego nie bywa, on także u nikogo i żyje jakimś sztucznym odosobnionem życiem, jak upiór w Mickiewiczu-wśród świata, ale nie dla niego, wśród kościoła, a jakże daleko po za nim.
Ø 1876} 4 styczeń Gazeta Toruńska podała następujące informacje z Płużnicy; Ks. Gołembiewski ma podobno pobierać150 marek miesięcznie zasiłku rządowego. Tychewicz, nauczyciel z Płużnicy przeniesiony został przez regencję kwidzyńską w okolice Czerska.
Ø 1876} według informacji Gazety Toruńskiej z dnia 19 marca w Płużnicy parafianie nie przystąpili do wyboru dozoru kościelnego i reprezentacji parafialnej, lecz oświadczyli, iż póki pan Gołębiewski mieszka na plebanii, zrzekają się swego prawa wyboru, gdyż z nim żadnych stosunków zawierać nie chcą. W kwietniu gazeta pisała, iż w pierwszą rocznicę „płużnickich wypadków” większa część skazanych przez sąd przysięgły w Grudziądz powróciła z więzienia i wszyscy spokojnie oddają się pracy. W położeniu ks. Gołębiewkiego nic się jeszcze nie zmieniło, kościół dotychczas świeci w niedzielę i święta pustkami, uczęszczają do niego tylko dwie czy trzy osoby, które Gołębiewski przywiózł z sobą.
Ø 1876} komisarycznym zarządcą majątku kościelnego w Płużnicy został mianowany w miejsce niewybranego dozoru kościelnego i reprezentacji parafialnej wójt Schmidt z Bielaw w powiecie chełmińskim.
Ø 1876} w korespondencji z Płużnicy 29 sierpnia pisano w Gazecie Toruńskim: „…Miodowego życia ks. Gołębiewski wcale tam jeszcze nie zaznał. Teraz podobno ma mieć nieprzyjemny proces o pobicie żony nauczyciela za to, że mu szafy w szkole dać nie chciała”.
Ø 1876} 10 listopada Gazeta toruńska dała artykuł, iż licencjatowi Gołębiewskiemu gazeta niemiecka Geselliger uczyniła przyganę: „że nic nie uczynił, aby sobie pozyskać serca parafian płużnickich. Broni on się w temże piśmie uwagą, że ani w kościele jako kapłan, ani jako proboszcz niema kawałka statku i narzędzia potrzebnego do pozyskania serc parafiańskich. Wprzódy należałoby go stawić w możności odprawiania nabożeństwa i wykonywania urzędu plebańskiego, tak kończy tę oryginalną swoją obronę”.
Ø 1878} w listopadzie donoszono, iż płużnicki proboszcz rządowy Walenty Gołębiewski według „Germanii” zostanie mianowany inspektorem szkolnym. .
Ø 1880} „Przyjaciel” w nr. 25 z dnia 17 czerwca wyliczał proboszczów osadzonych przez rząd pruski a nie poprzez biskupów w archidiecezji gnieźnieńsko – poznańskiej. Łącznie było ich dziesięciu, w tym proboszcz płużnicki Walenty Gołębiowski, który w diecezji chełmińskiej był „szczęśliwie” tylko jeden naznaczony przez rząd.
Ø 1881} w ogłoszeniu do Gazety Toruńskiej z wtorku 1 lutego ukazało się ogłoszenie następującej treści; Włóki proboszczowski w Płużnicy, w powiecie chełmińskim, mają być od św. Jana br na 12 lat wydzierżawione. Warunki dzierżawy można przejrzeć w plebanii w Płużnicy u p. Walentego Gołębiowskiego, który ogłaszając to w grudziądzkim Gesellige podpisuje się pod ogłoszeniem: Lic. Th. Gołembiowski, proboszcz.
Ø 1883} „Gazeta Toruńska” i „ Przyjaciel Ludu” nr. 52 z 28 grudnia informował: iż w nocy z 30 na 31 maja ukradziono rządowemu proboszczowi płużnickiemu [ Walentemu Gołębiewskiemu] cztery konie i wóz. Ślady złodziei sięgały, aż do Bartoszewic, skąd pewnie uszli do Królestwa Polskiego.
Ø 1883} w nr 32 z 9 sierpnia „Przyjaciel ludu ” pisał: „W diecezji chełmińskiej mam tylko jednego rządowego proboszcza: Gołębiowskiego w Płużnicy”.
1887} Gazeta Toruńska z 4 czerwca informowała, iż ks. Walenty Gołembiewski, proboszcz rządowy z Płużnicy opuści niebawem tą miejscowość. Przyznano mu, chociaż był na probostwie prywatnego patronatu, 3000 marek rocznej pensji. Pisma niemieckie pisały zaś; „Ponieważ p. Gołembiewski nie był nigdy jako pasterz czynnym, nie może się skarżyć na to że był pracą przeciążony, owe 3000 marek otrzymuje więc jako wynagrodzenie za ustąpienie z probostwa. W całej okolicy panuje z powodu rezygnacji Gołęmbiewskiego pomiędzy wszystkimi mieszkańcami, bez różnicy narodowości i wyznania ogólne zadowolenie”.
Ø 1887} „Przyjaciel” nr. 45 z dnia 7 czerwca pisał: „Bogu dzięki-jeżeli prawda! Donoszą w gazetach niemieckich, że ów proboszcz państwowy w Płużnicy, nazwiskiem Gołębiewski, ustępuje wreszcie z tego probostwa i wyprowadza się, gdzie go oczy poniosą. Podobno ma pobierać rocznie 3 000 marek pensji. Ciekawiśmy, kto mu ją będzie płacił. Przecież nie uboga parafia.
Ø 1887} Gazeta Toruńska z 4 grudnia w niedzielę pisała; „Z parafii płużnickiej piszą do „Pielgrzyma”. Radość wielka zapanowała między nami, gdy na wiosną gruchnęła wiadomość, że p. Gołębiewski opuszcza nas i przenosi się na emeryturę. Niechże idzie, mówiliśmy, nikt po nim płakać nie będzie, bo owszem uwolni nas od przykrego położenia. Odzyskamy kościół, który jak sierota lub wdowa stoi samotnie i opuszczony na wzgórzu i przeglądając się w zwierciadle jeziora „Wieczno”, dziwuje się w milczeniu swemu wdowieństwu i mówi do przechodniów: Kiedyż przyjdziecie do mnie, by według starego zwyczaju przed ołtarzem moim chwalić Wszechmocnego Boga? Długo li jeszcze stronić będziecie ode mnie, jak od zamku zaklętego lub człowieka? Gdybyśmy się dowiedzieli, że p. Stumpfekdt, landrat chełmiński, zajechał do ks. prałata i dziekana Połomskiego w Wąbrzeźnie i oświadczył mu , że p. Gołębiewski jest gotów opuścić probostwo i za pensyą 3000 marek odpocząć w zaciszu domowym od trudów i kłopotów wiejskiego plebana, licznymi dni i tygodnie i miesiąc, nie mogąc się doczekać, kiedy to nastąpi i kiedy kapłan katolicki przysłany nam z ramienia Biskupiego zaśpiewa nam „Gloria in exxelsis Deo”-Chwała na wysokości Bogu, a na ziemi pokój ludziom dobrej woli. Jedni mówili: cierpliwości: stanie się to na 1 go lipca; drudzy rozsądniejsi: nastąpi to, skoro rządowy proboszcz sprzątnie żniwa: trzeci twierdzili: ej nie, na Nowy Rok. Nowy Rok przede drzwiami, żniwa dawno sprzątnięte i zboże wymłócone, nawet i kościółek nasz zrujnowany przez dozór kościelny zrestaurowany, lecz końca czekania nie widać. Pytamy się ks. Dziekana, a on nam odpowiada: nic nie wiem kochani. Władza Biskupia nam też nic pocieszającego jeszcze nie doniosła, a innym jakoś nie spieszno ze zniesieniem przykrego dla nas stanu rzeczy”. Gazeta dodaje jeszcze: „Czy to ma być pokój religijny, koniec kulturkampfu? Aleć podobno i w Fordonie jeszcze ciągle nie uznany przez zwierzchność kościelną kapłan urzęduje, i to jako kuratus nad więźniami. Wobec tego trudno nam wierzyć, żeby pokój Kościołowi był już przywrócony”
1888} Korespondencja Gazety Toruńskiej z dnia 17 stycznia; „Z parafii płużnickiej, dnia 13 stycznia; Wśród ogólnego smutku, jaki zalega obecnie naszą ziemię, dzielę się z Wami co prędzej radosną wiadomością: po dwudniowych układach podpisał dzisiaj pan Gołębiowski wobec syndyka konsystorza z Pelplina p. dr. Mizerskiego, pełnomocnika regencji kwidzyńskiej, p. asesora von Stolle i miejscowego dozoru kościelnego, rezygnacje z probostwa w Płużnicy. Radość naszą. Któreśmy przez 13 lat słowa Bożego w naszym kościele nie słyszeli pojmiecie. Pan Gołębiewski ma od rządu zagwarantowaną pensyją 1 000 talarów rocznie. Na dziś, byście lis mój co prędzej otrzymali kończyć muszę-później więcej szczegółów. 18 stycznia opublikowano kolejny list z parafii płużnickiej-niestety autor pozostaje nieznany. „Zdziwiłem się, wyczytawszy w ostatnim numerze „pielgrzyma” z soboty 14 bm., że po rezygnacji p. Gołębiewskiego obejmuje dozór kościelny miejscowy rzymsko-katolicki zarząd majątku parafialnego, Pa Gołębiewski podpisał akt zrzeczenia się dopiero w piątek o godz. 3,oo po południu 13 stycznia ; „Pielgrzym” miał więc rychłe, ale niedokładne wiadomości. Pertraktacje z pomienionym panem były bardzo mozolne, tak dla zastępcy dozoru, jak i patrona oraz królewskiego i biskupiego komisarza, żądania jakie p. Gołębiewski stawił do gminy, pominąć wolę, podnoszę jednak to, że żywotną sprawą dla p. G. było zapewnienie sobie przez królewską regencję dożywotniej pensji w ilości 3 000 marek rocznie, asesor Stolle, komisarz król. regencji z Kwidzynia dawał mu je wprawdzie ustnie, ale p. G. chciał dokładnie wiedzieć, czy rozkaz gabinetowy jak mniemał-czy jak zapowiadał komisarz ministerium kultu-chleb ów dobrze zasłużonych w postaci 1 000 talarów zagwarantuje. Póki więc p. G. piśmiennego takiego upewnienia od władzy nie otrzyma, pozostaje nadal dzierżycielem probostwa. W tych okolicznościach przeto nie może być mowy, aby dozór miejscowy już w piątek 13 stycznia miał objąć zarząd parafialnego majątku”.
Ø 1888} „Przyjaciel” nr. 5 z dnia 17 stycznia pisała: „ Płużnica jest wieś, dawniej chełmińskim, obecnie w Wąbrzeskim dekanacie diecezji chełmińskiej. Przed trzynastu laty stała się wieś rozgłośną przez osadzenie w niej jako wsi kościelnej proboszcza rządowego Gołębiewskiego. Proboszcz przez biskupa ustanowiony w osobie ks. Heliodora Łaszewskiego musiał ustąpić i nawet za granicą szukać schronienia. Gołębiewskiego wprowadzono na parafię niemal że zbrojną ręką. Przyszło potem do zaburzenia, skutkiem czego był rozgłośny proces i ostre kary na kilka osób. Gołębiewski siedział tam przez cały czas, aż dotąd. Do kościoła nikt nie chodził, z proboszczem rządowym nikt nie miał ani znajomości, ani żadnej styczności. Pobierał dochody i nikomu pasterzem nie był bo każdy go unikał. Co się działo na probostwie- o tem nie wspomniemy. Teraz wreszcie przyszło do tego, że człowieka zupełnie zbytecznego usunięto z miejsca, na które potrzeba kapłana i pasterza z kościoła zgodnego. Samemu rządowi sprzykrzył się Gołębiewski i cała ta awantura. Dnia 13 bm. więc Gołębiewski oddał kościół i plebanie dozorowi kościelnemu i usuwa się z Płużnicy. Rząd będzie mu płacił 3 000 talarów rocznie. Płużnica i cała parafia odetchnęła i wnet zapewnie dostanie należytego pasterza. Dzięki Bogu! Nie ma już w diecezji chełmińskiej rządowego proboszcza.
Ø 1888} Przyjaciel nr. 6 z 19 stycznia pisał: „Z Płużnicy donoszą, że prawda był termin, na który był urzędnik z regencji, delegat biskupi i dozór kościelny tamtejszej wraz Gołębiewskim, aby już raz skończyć z nim i ze wsi oraz z kościoła i plebanii pozbyć go się na dobre, ale rzecz jeszcze skończona nie jest. Gołębiewski nie podpisał jeszcze ugody, choć niby na ustąpienie się godzi i przystaje na 1 000 talarów rocznej płacy, którą mu rząd chce dawać. Żąda on przecież piśmiennego zapewnienia od rządu z podpisem ministra, czy nawet samego króla i na tem sprawa się zahacza. Biedna parafia na tym najwięcej cierpi, potrzebuje i pragnie pracowitego pasterza, a doczekać się go nie może. Ostatecznie dopiero 6 marca „Przyjaciel” donosił: „W Płużnicy usunął się już ostatecznie ów Gołębiewski z tamtejszego probostwa, za co Bogu dzięki!
Ø 1888} 26 lutego; wiadomości z parafii płużnickiej : zarząd kościelny parafii katolickiej został powiadomiony przez królewską regencję w Kwidzynie, że panu Gołębiewskiemu, który zrzekł się prebendy płużnickiej, wyznaczoną została w drodze łaski dożywotnia pensja w wysokości 3 000 arek rocznie. Jakaż radość dla nas! Pan G. bowiem po rezygnacji jaką uczynił w obecności zarządu kościelnego i królewskiego komisarza 13 lutego nie chciał bez podobnego upewnienia opuścić naszego probostwa. Teraz więc zapewne niezadługo opróżnioną zostanie plebania w Płużnicy, a my bijącymi sercami oczekiwać będziemy chwili, w której, gdy Przewielebna władza nasza duchowna ześle nam pasterza, dzwony naszego starożytnego kościoła zawezwą wiernych, abyśmy mogli podziękować Panu Zastępów, że czas trzynastoletniej sierocej naszej niedoli się zakończył”.
1888} 1 kwietnia; Płużnica-Wesoły nam dzień nastał, którego z nas każdy żądał! Dziś po raz pierwszy po 13 latach odprawiło się w naszym kościele nabożeństwo. Nie mamy jeszcze przeznaczonego nam kapłana, lecz z Wąbrzeźna przyjechał wikary ks. Liss i odprawił nam sumę i powiedział kazanie. Kto żywy i kto miał nogi w parafii, wszyscy byli w kościele, a nawet i z sąsiednich parafii przyszli niektórzy do nas, aby się przypatrzeć naszemu weselu i radości. Kościółek dość wielki na naszą parafię, ustrojony w wieńce i jodłowe gałązki szczelnie napełniony był ludem i nigdy pono nie wydawał się tak piękny jak dziś. Boleśnie nam było tylko, że serdecznemu śpiewowi wiernych p. organista nie mógł przygrywać na organach, które za bytności p. Gołębiewskiego do szczętu uległy zniszczeniu. Po ewangelii wszedł kaznodzieja na ambonę i mówił nam o naszej dwojakiej radości: żeśmy dom nasz Boży odzyskali i że pierwsze nabożeństwo przypadło właśnie na Wielkanoc w której; Chrystus zmartwychwstan jest,// A nam przykład Dan jest, // Jak mamy z grzechów powstać // Z Panem Bogiem królować
Słysząc słowa prawdy, popłakaliśmy się, ale bo też po tylu doświadczeniach i próbach, jakie Pan Bóg na nas zesłał, nauczyliśmy się cenić kościół, mszą św. i słowo Boże. Kto ma je zawsze, temu może powszechnieje, ale niech tylko je straci, poczuje jaki skarb stracił. Mamy w Bogu nadzieję, że pomału wszystko wróci do dawnego trybu. Tymczasem niestety bieda na probostwie wielka. Na probostwie cztery gołe ściany, a w stodole i w szopach pustki. Z piaski nie podobna bicza ukręcić i z powietrza żyć ksiądz nie może. Zakupić inwentarz, zasiać jarzynę, siebie i organistę żywic do żniw, na to chyba potrzeba kilka tysięcy marek. Podwórze nie ogrodzone, w kościele paramenta i inne przedmioty zepsute, to cała pociecha dla przyszłego proboszcza. Prawdę powiedziawszy, powiadam, że niektórzy nie bardzo się przysłużyli ubogiemu kościołowi, przechowując u siebie kościelne przedmioty. Zabrali piękne rzeczy, a oddali zbutwiałe szmaty. W takim razie lepiej było nie brać! Zresztą nie wszystko jeszcze dotychczas oddano. Parafia uboga trudno się może zdobyć na to, aby wszystko od razu naprawić. Dlatego z ufnością spodziewamy się, że przewielebna władza Biskupia i cała diecezja chociażby małymi datkami przyjdzie biednej Płużnicy w pomoc. Hojnie sypie ofiary diecezja nasza na misje, na świętopietrze i inne szlachetne cele, więc też wcale nie wątpimy, aby domowej potrzebie nie miano miłosiernie zaradzić.