Diariusze, Kroniki, Opowieści z terenu gminy
Biografie ludzi gm. Płużnica

Edward Borowski o Uciążu

 Opracowanie Janusz Marcinkowski

 Płużnica 2012 r.

Edward Borowski urodził się 26 października 1931 r. w Książkach w rodzinie Franciszka i Heleny. Edward i jego żona Teresa z domu Robaczewska, całe swe „życie zawodowe” gospodarowali w Uciążu. Tu urodził się im jedyny syn Cezary, z którym wspólnie gospodarowali i mieszkali. Jakby na dopełnienie pracowitego życia synowa Joanna i Czarek uszczęśliwili ich wnuczką i dwoma wnukami.

Edward z wnukiem Miłoszem. W tle gospodarstwo Borowskich.

Pożegnanie dawnego Uciąża.

W 2010 roku w Uciążu nastąpiło wręczenie przyjacielowi i sąsiadowi Edwarda byłemu wojewodzie toruńskiemu Bernardowi Kwiatkowskiemu tytułu „Honorowego Obywatela gminy Płużnica”. Była to okazja, aby zjechali się uciążanie na wspominki o dawnych latach. Wtedy najpierw był spacer przez Uciąż, do pomnika, który budował Mieczysław Kiszka i z powrotem, potem było wspominanie.

Od lewej: Edward Borowski, Jan Simson, Bernard Kwiatkowski, sekretarz gminy Jarosław Tylmanowski, prezes gminny OSP Edward Kruk, wójt gminy Janusz Marcinkowski, Kazimierz Künstler.

Edek świetnie się czuje wśród ludzi, lubi jak ludzie są zadowoleni, zawsze wspomagał w swojej wsi organizowanie spotykań ludzi!

Borowscy są Pomorzakami. Rodzinę w Uciążu „ufundował” Franciszek Borowski, który wraz z żoną Heleną najpierw gospodarował w Książkach przenosząc się przed wojną w 1936/7 do Uciąża. Kupił tu wspólnie ze szwagierką od niejakiego Wilka, w samym centrum wsi nieruchomość z dwoma hektarami przyległego gruntu. Na tej połówce swej nieruchomości rozwijał swe interesy. Składało się na to: warsztat kołodziejski, sklep „kolonialny i spożywczy” oraz skup-zlewnię mleka dla okolicznych rolników.

Na zdjęciu widoczny jest dawny warsztat kołodziejski Borowskich, później Wojciechowskich. Dzisiaj warsztat mechaniczny  Firmantego.

 

Rodzina Borowskich; Franciszek i Helena, siostry Janina i Irena Borowskie.

 Edward Borowski z żoną Teresą przejęli od Franciszka gospodarstwo w …. roku. Młodzi Borowscy, po spłacie szwagierki (Lula) gospodarowali tu do lat 60 tych, po czym sprzedali swą posiadłość krewnemu Tadeuszowi Wojciechowskiemu, a sami kupili 14 hektarowe gospodarstwo od Stefana Sieprawskiego. Wojciechowski kontynuował tradycje rzemieślnicze i nadal prowadził tutaj warsztat stolarsko-kołodziejski, chociaż powoli zawód kołodzieja odchodził do historii.

Borowskim gospodarowanie szło dobrze i w 1979/1980 r., zaciągając kredyt, kupili gospodarstwo od wyprowadzających się z Uciąża Janiny i Tadeusza Rajców. To po Sieprawskich sprzedali Czesławowi Szałasowi. Do dzisiaj skupili dawne gospodarstwa: Tadeusza Rajcy, Kazimierza Sporsa, Szczepana Jankowskiego. Gospodarstwo Borowskich produkuje mleko i zboża na powierzchni 60 hektarów.

To gospodarowanie Edwarda Borowskiego, a teraz jego syna wynika z kilku przesłanek o których w tym opracowaniu warto powiedzieć. Otóż od samego początku w robotę Edwarda wpisana była chęć zmieniania tego, co wydawało się dobre i stosowane od niepamiętnych czasów. Kiedy zaczął pracować w ojcowskim warsztacie to koło drewniane, ze szprychami robiono w dwójkę przez dwa dni. Po przemyśleniu sprawy i zakupieniu odpowiednich maszyn jeden człowiek mógł zrobić codziennie dwa koła! Potem po kupnie większego 14 hektarowego gospodarstwa od Sieprawskiego można było pomyśleć o mechanizowaniu robót. Był więc pierwszy we wsi ciągnik URSUS „Buldog”, były kolejno trzy zestawy omłotowe, którymi Edward objeżdżał okoliczne wsie młócąc zboże od sierpnia do samej Wigilii, a czasem i dłużej. Kolejka chętnych rolników była większa niż w późniejszej Spółdzielni Kółek Rolniczych. Były z tego pieniądze i satysfakcja, tym bardziej, iż zboże wymłócone przez „Borosia” nie musiano dodatkowo czyścić.

W życiu trzeba umieć wykorzystywać okazje. Nie mówimy tu o zwykłym cwaniactwie. Traf chciał, iż na zebraniu wiejskim był przedstawiciel powiatowej władzy, który przekonywał o słuszności polityki rolnej. Zanim prelegent skończył parę zdań odezwał się Edward Borowski, mówiąc mniej, więcej: „Jeśli jest tak jak Pan mówi o tej dobrej polityce dla wsi, to ja proszę Pana mam tyle zboża, że nie mam gdzie go sypać, ale ciągnika za niego nie mogę dostać (kupić)! Na takie słowa przedstawicielowi władzy nie pozostało nic innego jak zdeklarować pomoc, i słowo ciałem się stało-nowiusieńki ciągnik wkrótce stał w gospodarstwie Borowskich.

Była przy tym w Edku Borowskim stała pogoda ducha, która powoduje, iż ludzie czują się przy nim dobrze. W rozmowie Edward, potwierdza, to co również na wsi gadają! Wielki udział w tym życiowym i gospodarczym sukcesie miała, niestety nieżyjąca już małżonka Teresa!

O Franciszku Borowskim.

 

 Z prawej na zdjęciu Franciszek Borowski jako podany króla Prus i cesarza niemieckiegoWilhelma II musiał umiećbić się za Kaisera und Vaterland.

 

 Franciszek Borowski (pierwszy z prawej) jego bracia i koledzy.

 

Przyjęcie Marii Luli w Uciążu w II połowie lat 30 tych. Stoją: ….. Borowska, …… ,Jakub Krysa, Tadeusz Wojciechowski, Irena Borowska, Janina Borowska, ………. Siedzą: Franciszek i Helena Borowscy, Genowefa Krysa, Maria Lula, Stanisława Lula, Józefa Wojciechowska. krewna Wojciechowskich z dzieckiem na ręku. Dzieci: Henryk Lula, ………, Edward Borowski.

Franciszek był kołodziejem, był to jego podstawowy fach i źródło zarobków, a z tym łatwo przed wojną nie było! Na wsi panowała powszechna bieda. W samym Uciążu przed wojną zamieszkiwało ponad 30 rodzin komorniczych-robotników rolnych!

Warsztat kołodziejski i kuźnia. W fartuchu z prawej majster dyplomowany Franciszek Borowski. Fot. l. 30 te Książki

 W a r s z t a t kołodzieja był bardzo ważny na wsi. Wozy, bryczki, dokarty stanowiły podstawę transportu płodów rolnych, podróżowania ludzi. Tak więc Franciszek Borowski robił nowe i naprawiał stare koła drewniane, naprawiał wozy.

Franciszek i jego syn Edward też miał robić w „kołach”.

 Franciszek Borowski u schyłku życia.

 

 Na fotografii ledwo wyraźny napis sklepu Borowskich w Uciążu.

 S k l e p. Zaraz po zakupie nieruchomości w Uciążu Franciszek Borowski w części pomieszczeń urządził sklep „kolonialno-spożywczy”. Owo słowo „kolonialny” oznaczało „zamorskie owoce”, takie jak: cytryny, pomarańcze, figi. W Uciążu Franciszek Borowski sprzedawał: chleb, cukier olej, mąkę sól naftę, ocet, piwo alkohol, wino, piwo i sporo drożdży, bowiem chleb wielu piekło w domu. Na sklep składało się jedno duże pomieszczenie. Oprócz półek i lady sklepowej, były ustawione stoliki z kilkoma krzesłami, gdzie można było przysiąść z sąsiadem, wypić jedną lub więcej „bombek” wódki, piwo z beczki pod śledzika lub kiełbaskę! Niejeden narobił tam z tego tytułu długów i za odstawione do zlewni Borowskiego mleko pieniędzy nie zobaczył!

Dość powszechna bieda powodowała, iż wiele rodzin brało towar w sklepie na „zeszyt”. Jak było ciężko to i darmowa ze sklepu „wór zupa” (sok po kapuście i ogórkach kiszonych) i parę kartofli musiało starczyć na posiłek!

W 1939 roku sklep trzeba było zamknąć, chociażby dlatego, iż Polakom takich interesów prowadzić nie było wolno. Po 1945 roku sklep funkcjonował, do lat 60 tych dopóki państwowe hurtownie w ramach walki o „socjalistyczny handel” nie zaczęły ograniczać zaopatrzenia dla prywaciarzy. Wtedy trzeba były swój sklep zlikwidować albo przejść do tworzącej się Gminnej Spółdzielni „SCh”. To ostatnie wyjście, w początkowych latach 60 tych, na jakiś czas zresztą zrobili Borowscy. Początkowo sklep GS był u Borowskich, (sprzedawała sąsiadka Gertruda Kiszkowa), później sklep przeniesiono do świetlicy wiejskiej.

Dla urozmaicenia Edward przypomina, iż od lat40 tych, aż po 70 te porządku nocnego, przed złodziejami i ogniem pilnowali mieszkańcy według kolejki. Stróżujący przed zaśnięciem musieli się pilnować, bowiem byli kontrolowani przez Milicją Obywatelską. Takie stróże nocne dla wsi nie były nowością, stosowano je od wieków!

S k u p – z l e w n i a mleka.

W niedalekiej Płużnicy (w Nowej Wsi również!), funkcjonowała mleczarnia z prawdziwego zdarzenia. Wyrabiano w niej sery, masło, twarogi, śmietanę. Wg Edwarda w okresie przedwojennym od mleczarskiej spółdzielni rolników wydzierżawiał ją Żyd……….? . Dla produkcji wyrobów musiał zapewnić dostawę odpowiedniej ilości surowca. Tak więc zaproponował Franciszkowi Borowskiemu prowadzenie dla tejże mleczarni punktu skupu od uciążskich rolników mleka, a ściślej śmietany. Rolnicy przywozili mleko w dzbanach rowerami. W małym gospodarstwie Franciszka, w dobrym lokalizacyjnie miejscu wyporządzono w starym warsztacie pomieszczenie na prowadzenie skupu mleka. W pomieszczeniu ustawiono ręczną wirówkę do mleka. Trzeba było trochę się napocić korbą kręcono na zmianę! Odwirowywanie polegało na oddzieleniu od mleka śmietany, która szła do wyrobu masła w Płużnicy, a tzw. „chude mleko” rolnicy zabierali sobie do gospodarstwa skarmiając je zwierzętami. Śmietanę zabierał wozak konnym wozem jeżdżący codziennie ustalonym stałym szlakiem z płużnickiej mleczarni po okolicznych wsiach. Mleko było oceniane w zależności od zawartości tłuszczu. Codziennie więc, od każdej „kany” przywiezionego mleka Pan Franciszek pobierał do buteleczki próbkę mleka i rowerem zawoził ją do mleczarni w Płużnicy, po analizie jej zawartości była podstawą do wypłacania zapłaty. Ówczesnej produkcji mleka z dzisiejszymi oborami porównywać w żadnej mierze nie można. Większe ilości mleka dostarczał jedynie Niemiec Hans Thom, pozostali wozili je w dzbanach, ale nie wszystkie z nich były pełne. Tak więc pieniędzy, które wypłacał rolnikom Franciszek. wiele nie było.

C z a s   o k u p a c j i.

Fach Franciszka Borowskiego docenili sami Niemcy po 1939 roku i rodzinę Franciszka Borowskiego pozostawili w Uciążu, w przeciwieństwie do większości polskich rolników, którzy zostali wyrzuceni ze swoich gospodarstw i wywiezieni do Generalnej Guberni lub na przymusowe roboty do Niemiec. Z podobnych przyczyn uczyniono to z rodziną kowala Mieczysława Ćwika.

Poza Borowskimi i Ćwikami w Uciążu pozostały w czasie okupacji polskie rodziny: Władysława i Katarzyny Młynarczyków, Lula, Rajcowie. W większości były to rodziny z dziećmi i aby przetrwać wojnę trzeba było iść na kompromisy z niemiecką władzą, która zakładała przyjęcie pozostawionych na miejscu Polaków, często wymuszeniami, do III niemieckiej grupy.

Wszyscy miejscowi Polacy na zasadzie nakazu pracy musieli, od 16 lat pracować i to ciężko o chlebie i wodzie w gospodarstwach przedstawicieli „rasy panów”.

Na części gospodarstw po Polakach osadzono Niemców z Bezarabii (Mołdawia), zwanych przez Polaków „bezarabami” Różnili się oni od pozostałych Niemców zwyczajami, malowaniem konnych wozów, dbali o nie jak my o samochody. Uprząż (puszorki) koni była wyglansowana, lśniąca, konie przystrojone kolorowymi wstążkami!

W czasie okupacji, kiedy większość męszczyzn, Niemców była na froncie i dlatego ubyło strażaków w miejscowej straży, wówczas zaczęto kierować tam miejscowych Polaków. W ten sposób Franciszek Borowski został komendantem miejscowej straży.

Szkoła ludowa (Volkschule) funkcjonowała w Uciążu o jednym nauczycielu. Wszystkie dzieci musiały chodzić do niej i uczyć się po niemiecku. Niemiecki nauczyciel bił i to porządnie. W komórce miał przygotowany cały zestaw biczy rzemiennych, z których skazaniec mógł sobie łaskawie wybrać ten, którym dostał lanie! Jak już bito, to tak, że delikwent dobrze to zapamiętał. Bywało, iż spodnie na tyłku od uderzeń pękały! Dzieci bały się więc nauczyciela, może oprócz dzieci Bezarabów, którzy byli bardziej hardzi!

W czasie wojny nie było sklepu w Uciążu, po kartkowe zakupy trzeba było jechać do Płużnicy lub do Wąbrzeźna.

Wieś Uciąż w czasie okupacji byłą nadzorowana przez treuhändra (powiernika, zarządcę), który gospodarował w Nowej Wsi Królewskiej na 70 hektarowej parafialnej plebance. Tenże od czasu do czasu objeżdżał powierzone sobie pod opiekę wsie, gospodarstwa i prowadził rozmowy z właścicielami gospodarstw. Trzeba pamiętać, iż na gospodarstwach przeważnie zostały samotne niemieckie kobiety, męszczyźni walczyli bowiem na froncie. Otóż treuhänder podpytywał jak to sprawują się polscy pracownicy. Jeśli gospodyni wyrażała chociażby jakiekolwiek zastrzeżenia co zachowania czy pracy „podludzi”, wtedy zostawiał im karteczkę, aby po dokonaniu porannego oprządku zwierząt w gospodarstwie, stawili się w Płużnicy na policji. Tam obwiniony kładł się na drewnianą ławę i otrzymywał odpowiednią porcję „napomnień” kijem, batem czy innymi „wychowawczymi środkami”!

 Rodzina Juliusa i Berty Schmidt prowadziła gospodarstwo  rolne w Uciążu w latach 1919-1945. Po 1945 roku gospodarowali tam Kotowie, a teraz Łuszczakowie. We wspomnieniach o Uciążu Niemcy ani słowem nie piszą o tym co wyprawiano z Polakami!

 S p r a w a Stanisława Ratyny. W trakcie powrotu z ucieczki w 1939 roku Stanisław Ratyna spotkał się z niemieckim mieszkańcem Uciąża w Golubiu z szewcem Wilde. Wdał się w rozmowę z nim. W jej trakcie Ratyna powiedział od Niemca kilka słów w takim sensie: „jedliście przed wojną nasz polski chleb, ale zamiast wdzięczności, szpiegowaliście i zdradziliście nas”. Słowa te dotarły do aktywistów hitlerowskich, do których zaliczali się między innymi: Wilii Kelbert, bracia Artur i …. Gerwin. Prawdopodobnie w następstwie tego Stanisław Ratyna został wyciągnięty z domu i strasznie pobity i zamordowany. Najpierw połamano mu ręce. Potem zaprowadzono go do żwirowni (koło dzisiejszego gospodarstwa Treichlów) i tam dalej go bito, a kiedy prosił „ koledzy dobijcie mnie”, a nawet jeden z Gerwinów proponował go zastrzelić! Kelbert miał mówić; nie, jeszcze musi się pomęczyć! Tak więc, niemieccy bandyci dalej znęcali się nad nim, aż tam na miejscu w piaskowni skonał. Potem zrzucili go na skraj żwirowego wyrobiska, spychając na zabitego zsuniętą skarpę ziemi i tak go tam zostawili! A, że ludzie ze wsi bali się iść po niego by go godnie pochować, to jego szczątki, poszarpane przez zwierzęta przeleżały do wyzwolenia w 1945 roku. Dopiero wtedy ekshumowano go i pochowano na cmentarzu w Nowej Wsi Królewskiej.

W r z e s i e ń 1939 rok. Niemcy zamieszkujący nasze tereny byli przygotowani do wojny. Na budynkach zamieszczali nazistowskie oznakowania (swastykę) świadczące, iż są to gospodarstwa niemieckie. Opowiadano, że kiedy przez pomyłkę zbombardowano gospodarstwo w Nowej Wsi Królewskiej (dzisiaj Stefan…), to w czasie okupacji całe zostało odbudowane.

H a n s   T h o  m. Był właścicielem jednego z największych gospodarstw w Uciążu. Jego siostra Heide była żoną Józefa Omieczyńskiego, polskiego nauczyciela i kierownika szkoły w Wiewiórkach. W latach 30 tych po dojściu Hitlera do władzy, w większości miejscowi Niemcy zachłystnęli się nazizmem, stali się jego fortpocztą na naszych wsiach. Thome jeszcze przed wojną np. potrafił przyjść do sklepu-restauracji Borowskich i zamówić kolejkę dla wszystkich, jednak tylko dla tych, którzy odpowiednio reagowali na pozdrowienie „Heil Hitler”! Przed wojną ściśle wypełniali zalecenia swych mocodawców w Berlina. Edward Borowski wspomina, iż tuż przed 1939 rokiem wykupowali polskie złote monety i ukryte w ramach rowerów wywozili na terytorium Rzeszy, które wtedy zaczynało się tuż za Grudziądzem. Działalność Niemców hitlerowców, obywateli Polskich była przedmiotem obserwacji polskich służb. Jeszcze przed wybuchem wojny, wczesną wiosną 1939 r. kiedy akurat siano groch u Hansa Thom’ego został, bezpośrednio na polu (nie pozwolono mu zajść do domu), prewencyjnie aresztowany. Świadkiem aresztowania był Stanisław Krystoszek, który u niego przed wojną pracował. Thome został on odwieziony do Płużnicy, stamtąd pociągiem do Torunia i od tego czasu słuch po nim zaginął.

Edward twierdzi, że został rozstrzelany! Polskie sądy wojskowe, już po wybuchu wojny skazywały na śmierć dywersantów, zdrajców złapanych w bronią w ręku, być może taki los spotkał Hansa Thoma z Uciąża. Mógł też zginąć w trakcie ewakuacji, bo tak też bywało! W sprawę jego aresztowania został wplątany Jan Spors. Otóż tuż przed wojną, jako poważny gospodarz został przez władze upoważniony do pilnowania w razie czego porządku we wsi, czego oznaką było zaopatrzenie go w fuzję! Właśnie Jan Spors otrzymał niewdzięczne zadanie eskortowania Thoma, do Płużnicy. W związku z tą sprawą i wielkiego oddźwięku „sprawy Thoma”- rynek w Wąbrzeźnie w czasie okupacji nosił jego imię, Jan Spors całą okupację przeżył ukrywając się w komórce, prawdopodobnie u swojego brata. Jan Spors wojnę przeżył, jego brat jednak został przez Niemców zamordowany, pewnie w odwecie!

W Uciążu, jak wszędzie na Pomorzu Hitler dał swoim kamratom z Selbschutzu (Organizacja „samoobrony” hitlerowskiej), czas we wrześniu i październiku na zrobienie „porządku” z Polakami. Zazwyczaj pretekstem do zemsty były to zwykłe sąsiedzkie nieporozumienia i złośliwości, jakich między ludźmi nigdy nie brakuje. Szczególnie groźni byli młodzi hitlerowcy, którzy dawali się Polakom we znaki. Np. w/g Edwarda bardzo maltretowali Stefana Sieprawskiego. Wyciągali go w nocy w bieliźnie, wśród bicia i wrzasków kazali mu kopać grób, udając przy tym egzekucję!

U c i e c z k a. Kiedy Niemcom zaczęło robić się gorąco, zbliżał się front i przerażający bolszewicy, zaczęto gotować się do ucieczki. Władze niemieckie nakazały ewakuację wszystkich mieszkańców przed nadchodzącym frontem w śnieżną i mroźną styczniową zimę 1945 r. Oprócz uciążskich Niemców, również polskie rodziny podlegały tym nakazom. Borowskim, jak i pozostałym, którzy nie mieli własnych koni, takowe zostały przydzielone od większych gospodarzy. Borowskim przydzielono konie i wóz z jednego gospodarstw. (Po wojnie Mul) W styczniu w kopny śnieg ruszyła karawana wozów w kierunku Chełmna, w okolicy którego przekraczano Wisłę. Rzeka była skuta lodem i zaścielona słomą, aby konie się nie ślizgały. Tam na Wiśle odgrywała się tragedia niemieckich „Panów”. Konie, wozy, ludzie lądowały w wodzie, w razie nalotów rosyjskich samolotów, bez szansy na ratunek. Stąd też rodziny polskie z Uciąża; Borowskich, Ćwików, Młynarczyka nie spieszyły się z tą jazdą do Reichu. Po podjechaniu w okolice Chełmna, nawet cofnęli się do Mgoszcza w okolice majątkowego pałacu. W pałacu nikogo już nie było, choć zastali jeszcze ciepłe piece po niemieckich dziedzicach. Naszły ich tam czołowe oddziały radzieckiej piechoty na nartach w białych czyściutkich ochronnych odzieniach. Edward Borowski wspomina zaskakujące dobre, wręcz kulturalne zachowanie się żołnierzy tych oddziałów, jakże innych od późniejszych doświadczeń.

Od żołnierzy dowiedzieli się, iż tereny ich rodzinnej wsi są już wyzwolone. Wracali więc z powrotem, a że do Uciąża drogi były kompletnie śniegiem zawiane, zatrzymali się w pobliskim Przydworzu, w niemieckim gospodarstwie.

Edward opowiada o koniach. Po pierwsze; jak się poszło do stodoły je nakarmić, to przy okazji ze słomy wychodziły różne, poukrywane przez uciekających właścicieli sprzęty, naczynia, talerze! Coś tam wzięliśmy również dla siebie, mówi Edward, takie to były czasy! Po drugie: po ich nakarmieniu na drugi dzień przyszli czerwono-armiejcy konie zarekwirowali i do Uciąża z tym skromnym dobytkiem trzeba było maszerować pieszo!Po przejściu frontu nadszedł czas anarchii. Po wsiach włóczyli się radzieccy maruderzy, pospolici rabusie i zwyczajni ludzi zbierający niczyje, porzucone dobro. W rozmowie z Edwardem padło kilka zapamiętanych obrazków;

 W Płużnicy naprzeciw gospody leżeli zabici niemieccy żołnierze.

 w Nowej Wsi wokoło mleczarni walały się radzieckie i niemieckie trupy zastygłe w walce o sery i inne dobro pozostawione w mleczarni. Do dzisiaj widzi te trupy na rampie mleczarni.

 Ruscy mieli frontowy szpital polowy u późniejszego Puzia. Gospodarstwo to objęli początkowo Parkotowie. W stodole natknęli się w stodole na stos trupów sowieckich żołnierzy. Aby nie tłumaczyć się z faktu „posiadania” żołnierzy musieli nocą tych truposzczaków wyekspediować na cmentarz.

 w Czaplach zaobserwowano taką scenę. Kilku Niemców, (głównie szarża-oficerowie), schowało się w stodole w słomie w gospodarstwie Weisnerów. Do wsi weszli Ruscy. Kiedy zbliżali się do nieszczęsnej stodoły, wrota się otworzyły wypadła z nich gromadka ludzi. Pościg zakończył się ich wyłapaniem, goniono ich między innymi gazikami, związano im ręce wprowadzono do stodoły i żywcem spalono!

 Czaple-Płużnica górka za Magierą-przez ten teren przeszły walki. Niemców zakopywano tam gdzie padli. Trupy Rosjan konni radzieccy żołnierze po śniegu zaciągnęli liną przytroczoną do siodeł do głębokiego wykopu i zakopali. Wszystkich później przeniesiono na kwaterę dzisiejszego cmentarza „nowego” do Wąbrzeźna. Ekshumacje prowadziły samorządy gminne.

 Czaple-Kozi Rynek na folwarku Ruscy założyli bazę. Z całej okolicy ściągali wszelkie dobro, które potem wywieziono do Rosji. Częścią też handlowano w tej samej okolicy. Przykładem jest w moim posiadaniu od Marysia Piątka pozyskany zegar ścienny z pieczątką „trofiejny”, co po naszemu oznacza zdobyczny!

 N a s i    w y z w o l i c i e l e.

Ci w Mgoszczu byli w porządku. Potem było różnie. Jacyś maruderzy ruscy żołnierze przyszli do mieszkańca Uciąża Stanisława Tudka, który zresztą dobrze mówił po rosyjsku. Chcieli zabrać maszynę do szycia. Postawił się, nie chciał jej dać! Wziął się wtedy za niego jeden z Ruskich. Wyrzucił Ratynę z domu, zaprowadził do stodoły i bez ostrzeżenia strzelił w tył głowy!

Koni wówczas nigdzie nie było, ale pozostałe gdzieniegdzie bydło z całej okolicy spędzali do gospodarstwa Thoma, w którym zresztą urządzili punkt zborny do gromadzenia wszelkiego dobra. W gospodarstwach, w których byli już gospodarze zostawiali po jednej sztuce. Do udoju spędzanych u Thoma krów chodziły polskie gospodynie, które za tą pracę mogły wziąć cenne wówczas mleko. Po jakimś czasie bydło odprowadzano bocznymi drogami i bezdrożami na Wschód. Pewnego razu, wraz z bydłem wzięli za „pastucha” Zaborowskiego, męża późniejszej woźnej szkolnej w Uciążu. Zaborowscy mieszkali i pracowali w Nowej Wsi Królewskiej na plebance. Tenże Zaborowski został wcześniej w wypadku pobodzony przez buhaja i od tego czasu był kaleką. Zabrany przez Ruskich nie doszedł nawet do Rosji. Podobno zmarł gdzieś po drodze wycieńczony nadludzkim wysiłkiem! Jest to zapomniana ofiara tamtych strasznych dni.

I to na tyle wspominania z Edwardem Borowskim.

Edward Borowski odszedł w 2013 roku!

Zmarł nagle w swoim domu w Uciążu 10 października 2013 roku. Pochowaliśmy Edwarda w sobotę 12 października na cmentarzu przy kościele parafialnym w Nowej Wsi Królewskiej. Żegnały go delegacje strażaków, których był przez całe życie współdruhem i wiernym przyjacielem. Żegnała Go rodzina, mieszkańcy Uciąża i okolicznych wsi, przedstawiciele instytucji i organizacji społecznych. Nie zabrakło dawnych mieszkańców Uciąża, dla których Edward był symbolem tej wsi łączącym jej przeszłość, ale także udawadniającym całym swoim życie, iż warto pracować i budować lepszą przyszłość !

Edward był bardzo popularny wśród strażackiej braci. Na jego pogrzeb stawiły się delegacje z OSP gminy Płużnica: Nowej Wsi Królewskiej, Czapel, Wieldządza.

 

Urządziliśmy Mu strażacki pogrzeb, żegnali Go strażacy z Uciąża; Kazimierz Künstler, Adam Młynarczyk, Józef Taczyński, Marian Piątek, Stanisław Treichel. W środku gminny sztandar Kółek Rolniczych niesie Jerzy Rainik, obok niego niewidoczny członek kółkowskiej delegacji Mirosław Redgoszcz.

Na jego pogrzeb stawiła się rodzina, znajomi i przyjaciele. Odeszła jedna z ciekawszych postaci z ostatnich kilkudziesięciu lat w Uciążu i w gminie Płużnica.

  Edward urodził się 26 października 1931 r. w Książkach w rodzinie Franciszka i Heleny. Edward i jego żona Teresa z domu Robaczewska, całe swe „życie zawodowe” gospodarowali w Uciążu. Tu urodził się im jedyny syn Cezary, z którym później wspólnie gospodarowali i mieszkali. Życie i gospodarowanie pp. Borowskich w Uciążu zasługuje na uwagę, choćby dlatego, iż był to ciąg pracowicie i pomyślnie prowadzonych przedsięwzięć gospodarczych, nie tak częstych na naszej wsi, a prowadzących do zbudowania solidnej gospodarczej podstawy życia rodziny. Dopełnieniem tego udanego życia były wnuki którymi obdarzyli ich synowa Joanna i syn Czarek.

Edward świetnie się czuł wśród ludzi, lubił widzieć wokół siebie ludzi uśmiechniętych i umiejących cieszyć się życiem. Chętnie uczestniczył i ubarwiał swoją osobą życie publiczne we wsi. Szczególnie ciepłym uczuciem darzył strażaków. W swojej macierzystej Straży w Uciążu zasłużenie obwołano Go honorowym Prezesem.

Mówi się, że nie ma ludzi niezastąpionych, ale tak sobie myślę, że w przypadku „Edka” nie jest to powiedzenie prawdziwe! Bez Edwarda Borowskiego nie będzie życie publiczne w Uciążu takie same ! Cześć Jego Pamięci !

Janusz Marcinkowski