Kazimierz Czepek
Opracowanie Janusz Marcinkowski. Płużnica 2012 r.
Kazimierz Czepek technik rolnik, kierownik, dyrektor Zakładu Rolnego PGR Działowo w latach 1959-1980. Gospodarstwo przechodziło zmiany organizacyjne w tych latach. Od samodzielnego bytu gospodarstwa, po przynależność do przedsiębiorstwa PGR Wałycz, przedsiębiorstwa PGR Mgowo, Orłowo itp. W 1971 r. w zakładzie pracowało 70 pracowników, obrabiano 670 ha dobrej pszeniczno-buraczanej ziemi.
W resztkach dworskiej oficyny mieściły się skromne biura zakładu rolnego.
W piśmie z 1966 roku następująco nakreślił on stan gospodarstwa: PGR Działowo borykał się z problemem należytego utrzymania stanu obiektów. W pałacu należało wymienić instalację odgromową, przestawić piece zamieszkałym tam lokatorom. Stary magazyn zbożowy za względu na techniczny stan przeznaczono do rozbiórki. Planowano budowę nowego. Zakładano kapitalny remont dachu na stodole i modernizacja obory na folwarku w Dąbrówce. W Działowie niektórzy pracownicy mieszkali w barakach mieszkalnych. Inne budynki gospodarcze wymagały remontów. Konieczna była budowa nowego magazynu paliwa w miejsce dotychczasowego drewnianego. Ze względów pożarowych winna nastąpić rozbiórka drewnianych chlewików, przystawionych do budynków mieszkalnych. Zakładano również przestawienie pieców kaflowych”.
O swoim życiu i gospodarstwie Kazimierz Czepek wypowiedział się szeroko w ówczesnej prasie. Poniżej zamieszczam te artykuły. Opisują one kompleksowo osobowość i pracę „na Działowie” bohatera mojego opracowania.
Wywiad K. Czepka do „Gazety Pomorskiej” z dnia 3 marca 1971 r. Tytuł artykułu; „Zaszczytne wyróżnienie PGR-u w Działowie.”
Pisząc o wynikach wąbrzeskiego rolnictwa pokazujemy najczęściej chłopów indywidualnych. Jest to spore niedopatrzenie z wielu względów. Gospodarstwa pegeerowskie odgrywają poważną rolę w produkcji, a poza tym istnieje tu i ówdzie wśród rolników przekonanie, że producentem zboża i mięsa jest wyłącznie gospodarka indywidualna. Głosy takie słyszy się dość często na zebraniach wiejskich.
Prawdą jest, że są PGR słabe ekonomicznie, podobnie jak sporo gospodarstw chłopskich, ale wiele jest i takich, z których można brać przykład. Jednym z nich jest Działowo. Gospodaruje ono na 650 ha użytków rolnych, zatrudnia 70 pracowników, kieruje nim od 1959 r. Kazimierz Czepek. W nomenklaturze wojewódzkich władz PGR należy ono do II grupy gospodarstw tzn. jest mniej wyposażone w środki produkcji w przeciwieństwie do grupy I.W roku gospodarczym 1969/70 we współzawodnictwie wojewódzkim zajęło ono II miejsce osiągając wyniki, których nie powstydziliby się rolnicy indywidualni. Obsada bydła wyniosła 100 szt/100 ha, wygospodarowano 1,7 mln zł zysku, plony 4 zbóż wyniosły 35,5 q/ha. Państwu sprzedano 1 100 ton zboża na plan 730 t. Z każdego obsianego hektara sprzedano 32 q. Odstawiono również pokaźną ilość żywca wołowego 87 ton. W sumie odstawi więc około 400 tys. litrów i 95 t. mięsa.
Znowu z powyższych danych można by wyliczyć produkcje z hektara, będzie ona wysoka. Należałoby życzyć wszystkim pracującym na roli takich wyników. Można je osiągnąć pamiętając o dewizie działowskich pegeerowców; praca i tylko praca. W ten sposób i tylko w ten sposób można włączyć się w realizację popularnego w Polsce hasła: POMOŻEMY! (JW)
Rozmowa z Kazimierzem Czepkiem „KUJAWY” 31.08.1977 r. nr. 35 „Ziemi nie da się oszukać”
Żniwa zaczyna się tu w środy i soboty. Dlaczego? To staropolski obyczaj. W te dni choć na chwilę musi zaświecić słońce. I Najczęściej świeci.
PGR, którym kieruje nazywa się teraz Państwowe Przedsiębiorstwo Gospodarki Rolnej-Wałycz, Zakład Rolny Działowo w województwie toruńskim. Ziemi mamy 814 ha, w tym użytków rolnych 765 ha. W specjalizacji przyjęliśmy kierunek nasienno-hodowlany. Wszystkie zboża oddajemy dla Centrali Nasiennej i na potrzeby innych PGR ów. W hodowli przygotowujemy jałówki dla pozostałych zakładów.Ziemię mamy głównie IV klasy. W 1976 roku osiągnęliśmy 42,5 q zboża z ha, w burakach 367 q z ha., ziemniakach 260 q z ha. Przede wszystkim siejemy jęczmień i pszenicę, groch i rzepak. W hodowli w produkcji jesteśmy prawie samowystarczalni. Nazywam się Kazimierz Czepek. To prawda, że jestem 18 szefem tego PGR u. w październiku tego roku mija mi 18 lat jak tu przyszedłem pracować. Gospodarstwo miało wtedy 460 ha ziemi, w tym użytków rolnych 425 ha, bydła 159 szt. teraz jest ich 840 szt. Ziemia doszła nam z Funduszu Ziemi. Kiedy zaczynałem tu pracować to w zbożu mieliśmy 29 q z ha, w burakach 279 q z ha.
W pierwszych dwóch latach moich rządów część ludzi odeszła. Nie wytrzymali Ci, którzy chcieli zarobić, nic z siebie nie dając. Reszta została i na rotację kadr nie mam powodu narzekać. Przeciętny staż moich ludzi jest od 15 do 40 lat, pensja od 4 do 10 tys. złotych. Najpierw zaczęliśmy od uzupełnienia kwalifikacji. Chociaż na początek to te kwalifikacje to za mocny termin. W każdym bądź razie pracownicy ukończyli VII kla. Potem zabraliśmy się za wiedzą fachową. Skończyli kursy, w tej chwili moja załoga to w 100 procentach wykwalifikowani specjaliści w dziedzinie rolnictwa. Stąd z Działowa pochodzą brygadziści i tu zdobyli wiedzę. 1/3 załogi ma tytuły mistrzowskie. W sumie pracuje w gospodarstwie 65 osób. To rzeczywiście mało. Właśnie takie warunki nauczyły nas i nadal uczą dobrej organizacji pracy. Do przeprowadzenia akcji żniwnej mamy pełne wyposażenie. Liczę, że uporamy się ze zbożami do 31 sierpnia br. Musimy zdążyć. Przyznać, że termin wydaje się trochę późny. Kiedy żniwowano kosą można było zaczynać pracę kiedykolwiek. Gdy w grę wchodzą maszyny, setki hektarów ziemi, musimy brać pod uwagę podłoże. Przecież młócimy od razu na polu. Potem zboże dosuszamy i doczyszczamy przez całą dobę. Ma sporo wilgoci. A podłoże [gliniaste grunty] decyduje jak szybko uwiniemy się z robotą. Cóż, mokre żniwa nie sprzyjają kombajnom. Ja tu było w Działowie na początku? Ciężko. Powiedziałem sobie: Czepek musisz sobie dać radę. Bo z kierowaniem to jest tak. Przyjdzie nowy, ludzie bacznie go obserwują i jak sam nie da przykładu, to szybko musi odchodzić. To stara prawda, że porządki trzeba zaczynać od siebie. I druga rzecz-wychowanie załogi trwa dość długo. Z dnia na dzień nie zrobi się z nich współpartnerów. Wypowiedzenie nikomu nie dałem. Kto nie chciał pracować rezygnował sam. Kiedy odszedł ostatni pracownik? Wczoraj. Przyjąłem go na próbę. Ale jemu było z nami źle i nam z nim też. Nie umiał i nie chciał pracować.Jakieś dobrych 15 lat temu zabraliśmy się za sprawy estetyki. Nie polegało tylko na odmalowaniu chałup. Zaczęliśmy od melioracji i kanalizacji całego Zakładu. Potem przyszedł czas na zrobienie dróg, chodników, zieleńców. Ze stawem też była tak. Jest położony w centrum wsi i dobrych parę lat temu był zbiornikiem dla wszystkich możliwych ścieków. Oczyściliśmy go. Co sobotę pracownicy przez trzy godziny łowią ryby płacąc za to 100 zł rocznie. Z tej sumy pokrywaliśmy częściowo koszty paszy i narybku. Dookoła stawu założyliśmy park. Nazwaliśmy go parkiem XXX lecia. Zajmuje powierzchnię 3,25 ha, Drzewka są w nim coraz większe, a nasi pracownicy przyzwyczaili się do wypoczynku nad stawem. W ładne, letnie dni spotykają się tu całe rodziny. Park zrobiliśmy sami. Kiedy dowiedziałem się, że koszt zrobienia dokumentacji to około 60 tys zł., zabraliśmy się do pracy z leśniczym Kulusem. Park jest, a w nim akacje, brzozy, jarzębiny, tuje, bzy, róże, moc kwiatów i ogrody skalne. Nawet kamień polny co waży 3,5 tony postawiliśmy. Sekretarz obiecał nam zafundować tablicę, ale poszedł na emeryturę. Kamień został i nawet nie razi przy całości.
40 rodzin mieszka w nowych domach. Mieszkania mamy ładne i są ładnie urządzone. Nie wszędzie są łazienki, ale wykonawca obiecał zrobić do końca grudnia tego roku. Każda rodzina ma swój własny ogródek kwiatowy i warzywny. Z tą zielenią, którą Działowo faktycznie teraz może imponować było różnie. W sumie posadziliśmy około 3 tysięcy drzew i krzewów. Kary za ich łamanie też mieliśmy. 100 zł od drzewka. Szczerze mówiąc, nie tak ważna była tu suma, jak wstyd i obawa przed złośliwościami wsi. Teraz takich wypadków nie notujemy wcale. Ludzie się przyzwyczaili do tego, że zieleń zdobi i o nią dbają. Ale na początku na każdym zebraniu załogi, aż do znudzenia o tym mówiłem. Kiedyś nauczono mnie, że kto lubi kwiaty i muzykę jest dobrym człowiekiem. Jest w tym trochę sentymentalizmu i sporo prawdy.
Najwięcej zdrowia kosztuje mnie sprawa pałacu. Wiem, że jest ładny, Jego część liczy przecież 650 lat. Pieniądze są, dokumentacja też jest zrobiona od siedmiu lat, jedynie wykonawcy nie mogą znaleźć. Owszem konserwator jeździ, zdjęcia robi i razem ze mną się denerwuje. Cóż, na naszym terenie dużo jest pałaców, które wymagają jak najszybszego remontu. W działowskim ma być gabinet lekarsko-dentystyczny, przedszkole, świetlica i biura. W naszym pałacu mieszkali kiedyś pracownicy, ale jak wybudowaliśmy nowe budynku to tylko wiatr po nich hula.
Pałacowa resztka, stan budynku był coraz gorszy, część obiektu runęła wcześniej w pocz. latach 70 tych.
Dawniej nie lubili się pracownicy PGR u z tymi, z indywidualnych gospodarstw. Nawet krowy się dzieliły na pegeerowskie i ludzkie. Teraz te różnice zupełnie się zatarły. Ludzie chcą i umieją być gospodarzami. Prawie wszystkie kobiety brały udział w organizowanych dla nich kursach gotowania czy kroju i szycia. Do uzupełnienia wykształcenia zachęcać nikogo nie trzeba. Dzieci pracowników kończą szkoły. Z samego Działowa do szkół w Grudziądzu dojeżdża 40 osób. Chłopcy uczą się zawodów murarza, tynkarza, zbrojarza. Dziewczyny idą na ogół do pracy w „Stomilu”. Jak na razie to do wsi nikt nie wrócił. Jak ich zatrzymać? Wielu nad tym myśli. Wydaje mi się, że najważniejszym argumentem jest standard życia, a przede wszystkim warunki mieszkaniowe. Moi pracownicy nie odchodzą m. innymi dlatego, że mają dobre warunki i po prostu im się tu podoba. Bardzo są dumni, gdy przyjeżdża w odwiedziny mieszczuch i zachwyca się czystością, porządkiem i zielenią wsi.
Gospodarność. Trudno się jej ludzie uczą. Myślę, że załoga tego zakładu przeszła tę naukę dzięki pracy w swoich ogródkach. 18 lat temu przychodzili do świetlicy w ubraniach roboczych i kufajkach. Dziś jest to nie do pomyślenia. Marzenia? Muszą koniecznie być zrealizowane przed moim pójściem na emeryturę. Przede wszystkim remont pałacu, modernizacja starej obory, no i stare budynki[mieszkalne] trzeba zastąpić nowymi. Skończyć musimy chodniki o obsadzeniem topolami całego zakładu. To wszystko, ale czy starczy na to sił i czasu? A prywatne marzenia? Aby syn, który studiuje na Akademii Rolniczej w Poznaniu pracował w rolnictwie.
Mój ojciec był rolnikiem. Skończył szkołę o tym profilu, miał 36 ha ziemi i już przed wojną prowadził tzw. wzorowe gospodarstwo. W czasie okupacji wyemigrowałem z wysiedlenia z powrotem na tereny powiatu grudziądzkiego. Po wyzwoleniu 5 lat gospodarowałem na ojcowiźnie, potem przejął ją brat. W Łasinie pełniłem funkcje wójta. Pierwszym moim PGR em była wieś Wysoka w powiecie tucholskim. Muszę powiedzieć, że chyba po raz pierwszy i ostatni zdarzyło mi się zetknąć z tak silnie skonsolidowaną społecznością wiejską. Przewodniczył jej kowal. Kiedy on ruszył przez pustą wieś z kosą po chwili towarzyszył mu tłum ludzi. W między czasie skończyłem Technikum Rolnicze i przeniesiono mnie do Płochocina w powiecie świeckim. Tam zacząłem walczyć ze złodziejstwem to i kłopotów mi nie brakowało. W końcu wszyscy, którzy musieli odeszli. Mnie dano do wyboru 30 PGR ów. Dawne czasy nie warto do nich wracać. Na krótko objąłem Kruszyny Duże w powiecie brodnickim. A potem było Działowo, w którym do emerytury chyba zostanę. Wyniki mamy dobre, ale doszliśmy do tego dobrą organizacją i uczciwą pracą. Szanuję moich pracowników. Prawie wszyscy zaczynaliśmy tu od początku. Znamy się dobrze, ale na przyjęcia do nich nie chadzam. Do wszystkich bym nie poszedł, w reszta by się obraziła. Przez 18 lat zdążyli się do tego mojego, ponoć dziwactwa przyzwyczaić. Małe żniwa za nami. Rzepaku sprzątnęliśmy 150 ton i już odstawiliśmy. 150 ton i już odstawiliśmy 100 ton grochu mamy po omłóceniu. Zboża zaczęliśmy. Ale co to za żniwa. Ledwie wyjedziemy na pola, to deszcz nas wygania. „Bizon” poradzi sobie nawet z leżącym zbożem, ale przy grząskim gruncie nie da rady. 42 żniwa sprzątam. Tegoroczne mogą się przedłużyć, a przecież z pracami jesiennymi nie wolno się spóźnić. Rolnictwo to bardzo trudny, ale wszechstronny zawód. Jeśli się go nie pokocha to długo w nim nie da się wytrzymać. Zresztą dotyczy to chyba każdej pracy. U nas wiele się zmieniło. Wzrosła kultura rolna, nawożenie, technika. Trzeba umieć coraz więcej. Na przykład nieumiejętne nawożenie może obniżyć zbiory. Na wsi mówią tak. Tyś mnie oszukał, ale ziemia cię wydała. To prawda. Ziemia się nie da oszukać. Jak kto zrobi, taki będzie zbierał plon. Nam bardzo zależy na dorodnym, zdrowym ziarnie, które na odpowiednią siłę kiełkowania. Chów bydła to sprawa odpowiedniej pielęgnacji. Nasze wędruje na spacery do okólników, a zielonkę im się dowozi. Nie wyobrażam sobie stada 800 szt. bydła na pastwisku. Startowały by nam wszystko. Codziennie na świat przychodzi w Działowie jedno cielątko. Rocznie chowamy ich 600, 700 szt. Pielęgnowane są jak małe dzieci. Nie wolno im pić nic zimnego. Trzeba bardzo uważać, żeby nie jadły zbyt szybko. Dlaczego? Cielę ma żołądek i żwacz, który uruchamia się znacznie później. Kiedy zwierzę pije zbyt szybko kończy się to zwykle tragicznie. Nawet na te najmniejsze drobiazgi musimy bardzo uważać. Cielaczki wymagają szczególnej troskliwości w pierwszych, trzech tygodniach życia. Czasami jednak jesteśmy bezsilni. W zeszłym roku choroba zdziesiątkowała nam stado o 40 szt.
Było nas w domu jedenaścioro. 9 braci i 2 siostry. Trójka z nas jest rolnikami. Kiedy ojciec nie podpisał volkslisty w ciągu dwóch dni wysiedlono nas z gospodarstwa aż w okolice Sandomierza. Pięciu moich braci miało niemieckie wyroku śmierci za działalność konspiracyjną. Ojciec zginął w obozie Pustków koło Dębicy. Zawsze nam powtarzał; Polakami umrzemy. Wszyscy to na całe życie zapamiętaliśmy.
Lubię moja pracę. Może to śmieszne, ale jak człowiek wyjdzie na pola i zobaczy dorodne zboża, to ma się czym cieszyć. Proszę sobie wyobrazić 12 „Bizonów” jeden za drugim, sprzątających plony. Widok to piękny. Spisała; Dobrochna Kędzierska
Nowy neoklasycystyczny obiekt. Mniej więcej w miejscu dzisiejszego budynku administracyjno-konferencyjno-hotelowego wybudowanych przez pp. Madejów w segmencie szczytowym stał podobny piętrowy, murowany budynek w którym miał swój gabinet i mieszkanie Kazimierz Czepek, gdzie spędziliśmy niejedną godzinę na pogaduszkach o ludziach, gospodarstwie i problemach współczesności. Mój rozmówca lubił jasne reguły gry, stawiał na porządek, pracowitość, na to, aby każdy robił swoje! Denerwowało go coraz większe biurokratyzowanie zarządzania państwowymi gospodarstwami i częste zmiany w strukturach organizacyjnych zakładów rolnych. Kazimierz Czepek uhonorowany został; Złotym Krzyżem Zasługi,odznaką „Tysiąclecia Państwa Polskiego”, odznaką „Zasłużony Pracownik Rolnictwa”, brązową odznaką „Zasłużony działacz LOK”.
W 1984 roku na sesji Gminnej Rady Narodowej dziękowaliśmy K. Czepkowi za działalność zawodową i publiczną.
W 1980 roku zakład rolny zatrudniał 64 pracowników, w tym 57 na stanowiskach robotniczych. Wieloletnim dyrektorem zakładu był Kazimierz Czepek. Księgową w Zakładzie była Kostrzewska. Na jednym z narad kierowników w Wałyczu Kazimierz Czepek uległ wylewowi, po którym nie wrócił do pracy. Uwierało go wówczas ograniczanie samodzielności w kierowaniu gospodarstwem, kierowanie gospodarstwem rolnym dyrektywami zza biurka, gdzieś z odległych miejsc bez uwzględniania miejscowych realiów i potrzeb ludzi.
Kazimierz Czepek zmarł 14 kwietnia 1987 roku. Znany był jako dobry i zapobiegliwy gospodarz. O jego metodach „wychowawczych” krążyły legendy. Był to jeden z „rasowych” kierowników ostry, nie przebierający w słowach i karaniu. Pracownicy jednak wspominali go dobrze, jako człowieka z zasadami i sprawiedliwego w ocenianiu ludzi.
Następcą po Kazimierzu Czepku został młody inżynier rolnictwa Wacław Wiśniewski. Kierował zakładem do końca lat 80 tych. Później postawiono tam Antoniego Paźniewskiego.